Krawcy szczęścia
Na scenie Teatru Ludowego w Nowej Husie prapremiera utwory Tadeusza Kwinty "Krawcy szczęścia"! Autor, reżyser i aktor pojawił się na scenie zaraz po podniesieniu kurtyny. Czyli nietypowo, bo autora zazwyczaj wywołuje publiczność (lub nie) dopiero po zakończeniu spektaklu. Ale Kwinta, na wszelki wypadek, gra w swojej sztuce rolę Autora, który zapowiada - na tle bajkowych obrazów-gobelinów, czy czegoś w tym rodzaju - co się będzie działo i w bajce. "Krawcy szczęścia" są bowiem bajką dla dzieci. Dlatego na widowni przeważnie siedziały osoby starsze "noszące się" młodzieżowo. Jak w niektórych zrzeszeniach studenckich.
Bajka Kwinty jednak jest na tyle filuterna, że gdyby odrzucić "apele" i przekorne odniesienia do publiczności dziecięcej - zostałaby z tego (świadomie założona?) przypowiastka komediowo-farsowa z morałem dla... dorosłych. Gdyż w gruncie rzeczy autor tworzy na scenie teatrzyk polityczno-społeczny i obyczajowy o sprawach dorosłego społeczeństwa, które - naiwne i szczęśliwe jak dzieci pod panowaniem króla , Przedobrego VI - ulega demoralizacji i zepsuciu. Pod wpływem KUGLARZY, czyli oszustów i karierowiczów-szantażystów. Finał bajki przypomina Szwarca i Andersena (Król jest nagi - Nowe szaty króla), co na scenie wygląda, jak lekcja poglądowa wmawiania, że czarne jest białym i na odwrót. A wynika to z wpojonych obaw, żeby się nie narazić opinii, oraz z cynizmu obłudników - jak w "Świętoszku" - że kłamstwo można przerabiać w "prawdę". Dopóki się nie wyrzuci kuglarzy zamieniających te pojęcia.
Kwinta napisał swe bajkę wcale zręcznie, m. in. zapożyczeń od innych autorów. Widowiskowo zaś, oprócz dydaktyki - ma cechy kabaretowe i jest lepsze od wielu niby-komedii na tej oraz pozostałych scenach.