Artykuły

Czy Kordian zginął?

Przedstawienie "Kordiana" Juliusza Słowackiego w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie w reżyserii Zbigniewa Wilkońskiego, ze scenografią Andrzeja Rafała Waltenbergera jest spektaklem pięknym, o swoistym, głębokim rytmie wydarzeń. Zaznaczam od razu: kto lubi nadmierny wygłup, pozorną ruchliwość, wrzask - niech się nie udaje na ten popis teatru poważnego. "Kordian" nowohucki to potężna, wielka rozprawa, w której słyszy się i widzi tragiczną walkę Słowackiego o rząd dusz. Przypomnijmy co powiedział o tym J. Kleiner: "Miał Kordian rywalizować z Dziadami jako pierwszym poematem, który sięgnął do aktualnej tragedii narodu. Nie proces młodzieży wileńskiej ukazał, lecz spisek będący uwerturą powstania, nie Nowosilcowa z zausznikami, lecz cara i w. ks. Konstantego. Miał przeciwstawić się ideologii Mickiewicza, połączeniu katolicyzmu z ideą chrystusowości narodu; Boga szukać kazał w przyrodzie, a Polskę mienił nie męczennicą świata, lecz rycerzem, co dla ocalenia im tych ciosy zbójców w piersi przyjmuje, jak legendarny Szwajcar Winkelried" ("Zarys dziejów literatury polskiej" J. Kleinera i W. Maciąga, wyd. II, "Ossolineum" 1974).

"Kordian" rozgrywa się zawsze w dwóch planach - filozoficznym i historycznym. Aktor kreujący rolę tytułową musi więc mieć w sobie tę siłę ogarniającą najważniejsze chyba zdanie w wielkiej scenie na najwyższej igle góry Mount Blanc: "Jam jest posąg człowieka na posągu świata". Wszystko więc musi być podporządkowane Przygotowaniu - dosłownie dziejącym się 31 grudnia w nocy roku 1799. Astaroth, Szatan. Mefistofel (Sykutera, Kwinta, Hojda) przygotowują wydarzenia. Kaduceuszem historii dzieje mieszają, wywołują sprawy i ludzi. Wdzięczny jestem Wilkońskiemu, że głównych wątków w zasadzie nie usuwa, nie wykreśla bezceremonialnie tych fragmentów dramatu - poematu, gdzie musimy uwierzyć w Archanioła (Jaskulski), który wygłasza swą kwestię w przedziwnych ramach muzyki Jolanty Szczerby: chór dziecięcych aniołów śpiewa wzruszająco, że ziemia to plama na nieskończoności błękicie...

Już w I akcie Zbigniew Zaniewski w roli Kordiana niejako eksponuje późniejsze swoje uniesienia. Wolę go oglądać bardziej opanowanego, jakby spokojniejszego, laki był właśnie w ubiegłą niedzielę, 8 kwietnia br. W sobotę sprawa się jakoś rozpływała i spleenowy bohater romantyczny nie był tak wyrazisty. Również Grzegorz Andrzeja Gazdeczki w dniu drugiej obsady trzymał się tekstu. Był charakterystyczny i uniwersalny zarazem. Taki stary sługa z rozmachem proroka. To spięcie aktorów w dniu 7 kwietnia wynikało prawdopodobnie z niedyspozycji jednego z artystów, ale i tak wszystko wyszło dobrze.

Wędrówki Kordiana, które dzieją się w miejscach konkretnych, określonych - w James Parku w Londynie, wśród skał Doveru, w willi włoskiej, na Watykanie i wreszcie, na Mount Blanc, przygotowują istotę interpretacji historycznych. Może za dyskretnie postąpił reżyser usuwając dużą część kwestii z Papieżem. W przedstawieniu nowohuckim dokumentuje się coś niezwykle istotnego dla całego romantycznego teatru - scena na Mount Blanc stanowiła dla Zaniewskiego niezwykle ciężki egzamin. Aktor zdał go znakomicie porwał nas przepiękną recytacją - co mówię! Raczej zagrał to artysta! To przeciwstawienie się romantycznemu kochankowi jest rodem prosto z Mickiewicza. I kiedy aktor zawołał "Polska Winkelriedem narodów! - Poświęci się jak dawniej! jak nieraz!" odczułem głęboką więź z tymi aktorami, z tą garstką ludzi, która nas przejąć musiała swą grą. swym spokojnym rytmem gry. Odnoszę te słowa głównie do Bożeny Krzyżanowskiej, Zdzisława Klucznika, Jolanty Bieli, którzy w rolach Laury. Wioletty, Papieża dyskretnie i wyraziście stanowili dla zapałów romantycznych Kordiana jakby realistyczny kontrapunkt.

Sama sprawa - w końcu tytułowa - spisku i niemożności polskiej została przez reżysera przedstawiona jako wielki wstrząs moralny spiskowców. Jeszcze tylko to przejście od świata duchowych zmagań przez warszawski, chyba bonifraterski szpital wariatów, jeszcze przedtem scena u wejścia do komnaty carskiej. Zawsze w tym miejscu drżę, aby reżyser nie zechciał pójść tu w kierunku dosłowności realiów historycznych. Naturalnie nie można postaci Cara Wielkiego Księcia Kuruty, Generałów zagrać tak "w ogóle". To muszą być żywe charaktery sceniczne. I na przedłużeniu sceny sądu spiskowego w podziemiach Katedry św. Jana w Warszawie robota artystyczna Wacława Ulewicza, Henryka Giżyckiego to wyraz określonej konsekwencji reżyserskiej i zrozumienia jej przez aktorów. Targi o Kordiana. słynna scena rozmowy Cara z Wielkim Księciem pozwalają zrozumieć tę sprawę nie jako targ o życie ulubionego żołnierza. To spawa większa ta, za którą potem poszedł Wyspiański w "Nocy Listopadowej". Stąd się też rodzi konsekwencja ostatnich scen w przedstawieniu Zbigniewa Wilkońskiego. "Kordian" nie kończy się tak jak w oryginale słowami "Oficer go nie widzi... rękę podniósł w górę". Nie! My jeszcze musimy wysłuchać pieśni ze sceny trzeciej w akcie III:

"Pijcie wino! pijcie wino!

Nie wierzycie, że to cud.

Gdy strumienie wina płyną,

Choć nie sadzi winnic lud..."

Zagospodarowanie przestrzeni scenicznej, wolnych przejść i wejść na widownię, podest w tyle sali - wszystko to podporządkowane było rozegraniu sprawy, sceny z rozstrzelaniem, namawiania Kordiana do swoistych zawodów o życie. Rzeczywiście to rozbicie miejsc akcji było funkcją pomysłu reżyserskiego. Uruchomienie całej machiny teatralnej - dymów, z których rodzą się postacie, napierania tłumów obserwujących koronację, melodii żywcem przypominających Schumanna, recytacji głośnikowych - może przywodzić na pamięć podobne, wcześniejsze propozycje sceniczne. Ale Wilkoński i Waltenberger, Jacek Tomasik (ruch sceniczny) robią to dość dyskretnie. W gruncie rzeczy sprawa zawisła od roboty aktorskiej. Ściślej: od słowa. To zwyciężyło.

Kordian w Nowej Hucie nie zginął. Jak już wspomniałem wyprowadza go z akcji pieśń Nieznajomego. Jest to rodzaj przesłania rewolucyjnego. z wszystkimi wynikającymi z tego słowa konsekwencjami. Zaniewski to w Teatrze Ludowym zbuntowany romantyk i przegrany spiskowiec. Jeśli więc z tłumu aktorów wybieram nazwisk kilka, to chcę przez to wyrazić również prawdziwe uznanie dla teatru, który podjął zadanie dla polskiej sceny ciągle, nieustannie najważniejsze. Ustalić rytm klasyki narodowej nie jest łatwo; przecież nowohucka realizacja "Kordiana" świadczy jeszcze raz o konsekwencji artystycznej zespołu i kierownictwa artystycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji