Artykuły

Ambitnie i z sukcesem

"Borys Godunow" w reż. Wiesława Ochmana w Operze Śląskiej w Bytomiu. Pisze Józef Kański w Ruchu Muzycznym.

"Dawno temu, będąc w Moskwie na czwartym bodajże Konkursie im. Piotra Czajkowskiego, miałem okazję, dzięki życzliwej pomocy mieszkającego tam Polaka odbyć prywatną wycieczkę do oddalonego o niespełna sto kilometrów Zagorska, zwanego miastem stu cerkwi albo po prostu rosyjską Częstochową, wyprawę tym ciekawszą, że w owych czasach nie wolno było cudzoziemcom podróżować po Związku Radzieckim poza miejscami określonymi w oficjalnym zaproszeniu. Wędrując tam od jednej do drugiej świątyni i podziwiając przepiękne wnętrza natrafiłem przy jednej z alejek na niepozorny szary grobowiec, na którym ze zdumieniem odczytałem napis: Uspalnica Godunowych...

Sic transit gloria mundi - chciałoby się powiedzieć. Człowiek, który doszedł nad podziw szybko - per fas et nefas, jeżeli wierzyć dociekliwym kronikarzom - do najwyższej w państwie godności, zasiadł w 1598 roku na carskim tronie, spoczywa oto w bezimiennej niemal mogile z dala od stolicy, a wraz z nim bestialsko zamordowana żona i syn - następca tronu oraz córka, której pozwolono dokonać żywota w klasztorze.

Był Borys Godunow, według świadectwa współczesnych, dobrym i sprawnym władcą- a jednak siedmioletnie jego panowanie naznaczone było burzliwymi i dramatycznymi wydarzeniami (związanymi m.in. z wystąpieniem Dymitra Samozwańca jako pretendenta do tronu), one też zapewne doprowadziły do jego przedwczesnej śmierci. Te właśnie wydarzenia stały się kanwą powstałej w 1825 roku mrocznej tragedii Aleksandra Puszkina, a na niej w niespełna pół wieku później oparł Modest Musorgski swój monumentalny dramat muzyczny, uznany za jedno najwspanialszych arcydzieł rosyjskiej literatury operowej.

Arcydzieło to od dawna kusiło szefów ambitnej Opery Śląskiej. Marzył o zmierzeniu się z nim już Bolesław Jankowski, pod koniec lat sześćdziesiątych, projektował wystawienie Bo-rysa jego następca Napoleon Siess, ale dopiero Tadeusz Serafin zdołał pomyślnie zamiar ten zrealizować.

Czy w pełni pomyślnie? Skromne wymiary sceny oraz kanału orkiestrowego oraz niezbyt liczne zespoły chóru i orkiestry stanowić mogły trudną do pokonania przeszkodę, jako że w Borysie Godunowie nie brak epizodów bliskich gatunkowi wielkiej opery. Opera Śląska jednak wystawiała już nieraz z powodzeniem dzieła monumentalne; także i teraz zaproszony do reżyserowania Wiesław Ochman (który zaskarbił tu sobie duże uznanie wystawiając m.in. Don Giovanniego oraz Eugeniusza Oniegina) potrafił zręcznie i pomysłowo pokonać trudności. Stworzył sugestywne wrażenie potęgi i rozmachu tam, gdzie było to potrzebne, w czym wspomógł go walnie scenograf Allan Rzepka projektując znakomicie funkcjonalne dekoracje oraz nad podziw piękne kostiumy. Ochman wielokrotnie kreował na wielkich scenach świata, od Hamburga po Nowy Jork, zarówno rolę Griszki-Dymitra, jak kniazia Wasyla Szujskiego i miał do czynienia z najwybitniejszymi reżyserami, a poznawszy dzieło Musorgskiego niejako od podszewki, zapragnął snadź uczynić tu więcej jeszcze, tj. konsekwentnie prowadząc akcję poszczególnych epizodów unaocznić widzom pewną myśl nadrzędną. Ta opera - powiada nasz znakomity tenor-reżyser - mówi o manipulowaniu, o wykorzystywaniu ludzi, o demokracji, która nie rozkłada się jednakowo na wszystkich. Sam Borys nie był złym carem, ale wokół niego były knowania, podsłuchiwanie rozmów, tajne układy. To rzecz znana od wieków i nie brak analogii do teraźniejszego czasu...

Aby tę myśl plastycznie przedstawić, pozostawił reżyser wraz ze scenografem carowi, bojarom oraz polskiej szlachcie tradycyjne historyczne stroje (można tylko wyrazić wątpliwość, czy nawet w domowych komnatach władca nosił nosił taką koszulę-bluzę, jak rosyjscy lub ukraińscy chłopi?); natomiast żołnierze i strażnicy umundurowaniem przywodzą już na myśl krwawe dni Rewolucji Październikowej, zaś dążący podstępnie do przejęcia władzy kniaź Szujski w eleganckim ciemnym garniturze mógłby równie dobrze być szefem tajnych służb albo fałszywym doradcą któregoś ze współczesnych rządów.

O tym wszystkim mówi opera Musorgskiego - i tę myśl przewodnią potrafił Wiesław Ochman konsekwentnie i przejrzyście w bytomskim przedstawieniu przeprowadzić. Chciałoby się tylko, aby finałowa skarga Nawiedzonego-Jurodiwego wywierała bardziej przejmujące wrażenie, skoro pominięto scenę przed cerkwią Wasyla Błogosławionego a scenę pod Kromami przesunięto na koniec spektaklu - czemu osobiście jestem przeciwny żywiąc przekonanie, iż to tragiczna śmierć cara zamykać winna i kończyć cały dramat. Pewne wątki zostały nawet dodatkowo wzmocnione; małoletniego carewicza Fiodora na przykład siepacze Szujskiego mordują na oczach widzów bezpośrednio po śmierci jego ojca.

Także od strony muzycznej zasługuje przedstawienie Bory są Godunowa na szacunek i uznanie. W przygotowanie włożono niewątpliwie wiele solidnej pracy, toteż pod batutą Tadeusza Serafina orkiestra bardzo dobrze grała na premierowym spektaklu wersję partytury opracowaną przez Dymitra Szostakowicza; pięknie też brzmiały chóry, wzmocnione dodatkowo przez utworzony niedawno amatorski Chór Przyoperowy. I wszystko byłoby znakomicie, gdyby nie fakt, że był to trochę Borys Godunow... bez takowego (jak powiadał niezapomniany Józef Węgrzyn w popularnej przedwojennej komedyjce). Młody bas-baryton Zbigniew Wunsch ma bardzo dobre warunki zewnętrzne i niewątpliwie wartościowy głos, jednak podejmując już teraz trudnąi forsowną partię Borysa może głosowi temu tylko zaszkodzić, gdyż po prostu umie jeszcze zbyt mało; od strony sceniczno-aktorskiej nie był też w stanie nadać tej postaci należytej siły dramatycznej. Zabrakło także potężnego basowego głosu dla odtworzenia epizodycznej, ale ważkiej partii wędrownego mnicha-pijaczyny Warłaama. Jedynie Tadeusz Leśniczak potrafił z należną szlachetnością zaśpiewać partię Pimena; na uznanie zasłużyli też dwaj tenorzy do różnych należący pokoleń: Feliks Widera jako ambitny i podstępny kniaź Szujski oraz młody Juliusz Ursyn-Niemcewicz w partii Dymitra Samozwańca. Ładnie spisywała się również Joanna Kściuczyk jako Maryna Mniszchówna oraz obiecujący młody baryton Adam Szerszeń jako jezuitaRangoni.

Warto w tym miejscu nadmienić, że wprawdzie polski akt Borysa Godunowa wykonano po polsku, ale całą resztę opery - w oryginale, po rosyjsku. I tutaj znowu wraca odwieczne pytanie: czy jest to praktyka właściwa, skoro opera niesie intensywnie dramatyczne treści (z prawdziwych zresztą historycznych wydarzeń wywiedzione) i w takich epizodach, jak monolog Pimena lub gwałtowny dialog Borysa z kniaziem Szujskim bądź scena rady bojarów, każde słowo winno być przez widza dokładnie zrozumiane, a biegnących górą napisów z polskim tekstem libretta brakuje?

Z tym wszystkim jednak jest na pewno przedstawienie Borysa wybitnym osiągnięciem ambitnej śląskiej sceny".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji