Artykuły

Z diabłami żartów nie ma

Igraszki z diabłem Jana Drdy mają już swą tradycję w teatrze polskim. Przekład Zdzisława Kierowskiego nawiązuje z lekka do gwary, ludowe opowieści sceniczne o diable odnosiły się czy to w geście czy w stroju do tradycji zarówno czeskiej, jak i polskiej. Ten. polski Zły, Kusy, Niemiec bardzo przypomina diablich bohaterów utworu Drdy.

Wesoła opowieść niesie ze sobą jednak mnóstwo komplikacji scenicznych. Jak właściwie to zagrać — tylko na zasadzie oswojenia diabłów, niebios? Czy raczej przez spojrzenie na sprawy ludzkie, bo przecież człowiek prosty zwycięża w tej sztuce czorta. Zwycięża, ponieważ świętość nawet ma polegać, według słów Kabata, na człowieczeństwie. Bohater sztuki, wesoły, biedny żołnierz, obieżyświat strzeże swej duszy, ale nie umie w spotkaniu z radcą piekielnym Solfernusem wygrać dusz Disperandy i Kasi.

»Miejscami więc rzecz jest przerażająco smutna i nie pomogą tu żadne chwyty, pokrzykiwania, które mają tylko na względzie rozrywkowy charakter. Jeśli jednak, reżyser Igraszek z diabłem odszedłby od tej ludowej wesołości, jeśli zredukowałby dzieło do… rozprawy moralizuiącej, pozbawiłby nas prawa do ludzkiej radości, do uśmiechu. Tak więc sztuka Drdy wymaga umiaru, rozłożenia akcentów tak, aby wszystko, co stanowi perspektywę ludzką, zwycięską wobec sił złych, nie dokonywało się na zasadzie namaszczonych gestów. Przeto „złoty środek” inscenizacyjny jest warunkiem powodzenia spektaklu.

W Teatrze Ludowym ten umiar wkracza na scenę dopiero pod koniec drugiej odsłony. Od tego miejsca zgadzam się z reżyserem Henrykiem Giżyckim, z aktorami, ze scenografem Józefem Napiórkowskim, muzyką Jolanty Szczerby i choreografem Jackiem Tomasikiem. Widz może spytać: przecież nie zmienia się styl elementów stałych, więc dlaczego dopiero akceptacja następuje od końca drugiej części przedstawienia? Otóż to! Elementem stałym nie jest aktor. Nie wiem, na jakiej zasadzie się to działo w sobotę, ale spektakl wyraźnie dopiero od wspomnianego miejsca wyrównał rzeczone proporcje. Mniej było tam dowcipów scenicznych, chociaż Igraszki nie utraciły swej wesołości.

Marcin Kabat Janusza R. Nowickiego to właściwie nasz góralski zabijaka. Może to i dobry chwyt, ale czasami owa stylizacja była zbyt uproszczona. Z dwóch głównych ról kobiecych bardziej podobała mi się Jadwiga Lesiak jako Kasia. Katarzyna Lis jako Disperanda przypominała karykaturę królewny. Jej tęsknoty były bardziej rodem z… kawałów, niż z tekstu. To samo da się powiedzieć o Zbigniewie Gorzowskim, w roli Pustelnika Scholastyka. Wszystkie role diable (Andrzej Fryga, Zbigniew Samogranicki, Krzysztof Górecki, Tomasz Poźniak, Władysław Bułka, Adam Dzieszyński, Tadeusz Szaniecki) mieściły się w ramach nie tylko ludowych wyobrażeń. Stanowiły od części trzeciej obraz człowieczych lęków. Zbigniew Horawa doskonale wykorzystał zaproponowany mu przez reżysera sposób nieco naiwnej realizacji postaci anielskiej Teofila, zaś spływanie z niebios na linie wywołało na widowni niekłamaną wesołość.

Wręcz operetkowy finał musieli aktorzy bisować, zupełnie jak podczas koncertu rozrywkowego. I proszę, znowu się złapałem na pretensjach wobec zespołu…

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji