Artykuły

Doda z Dżemem

Shakespeare jest tu tylko dodatkiem, jakąś fabularną nicią, którą łączy się kolejne epizody muzyczno-taneczne. Bo nie chodzi nawet o robienie musicalu ze Snu nocy letniej, choć oczywiście to, co się śpiewa, jest jakoś związane z arcyznaną komedią o miłości. Jest jakoś związane, bo chyba każda piosenka jest o miłości. Tamten pan kocha tamtą panią. Ta pani kocha tego pana. Ci się trochę podroczą, ale znów się będą kochali. Jedni o tym zaśpiewają, drudzy o tym zamruczą. Uściskajmy się – w teatralny.pl pisze Piotr Olkusz. 

Sposobem na uwiarygodnienie opowieści o miłości trzech par, które mimo baśniowo-antycznych imion śpiewają szlagiery Lady Pank, Dody, Dżemu, Kayah, Wilków, Danuty Rinn itd., jest wpisanie wszystkiego w ramy telewizyjnego talent show. Mamy więc jurorski stół z guzikami otwierającymi lub zamykającymi drogę do kariery i dwoje dziennikarzy (co prawda tylko na projekcjach wideo) zapowiadających zmagania z kolejnego odcinka. Czy Oberon znajdzie sposób, aby Tytania zapomniała o romansach na boku? Czy Lizander zrozumie, że miłością jego życia jest Hermia? Czy Helena i Demetriusz będą żyli długo i szczęśliwie? Mimo dziennikarskiej pomocy – oraz wprowadzeń Puka, swoistego narratora zdarzeń – fabuła nie zawsze jest jasna, zwłaszcza że na scenie pojawiają się co chwilę aktorzy pracujący nad własną sztuką o miłości – o miłości Tyzbe i Pirama.

Ale właśnie prace nad tym spektaklem w spektaklu są najbardziej zwartym elementem Snu nocy (nie) letniej. To oczywiście nie do końca zaskakuje, bo przecież i u Shakespeare’a groteskowa randka Tyzbe i Pirama całujących się przez dziurę w murze należy do najbardziej komicznych scen utworu. Niemniej w Teatrze Muzycznym ten wątek żyje dzięki dobrej roli Andrzeja Danieluka (Podszewki/Pirama), chyba najsprawniejszego aktorsko artysty tego spektaklu. Jego partnerem w bawieniu widzów jest Adam Bytomski, grający Piszczałę (i Tyzbe) cierpiącego na syndrom giętkiego nadgarstka i zniewieściałych kroków… Czy bawił? Niektórych nawet bardzo. Do rozpuku.

No właśnie, reżyser – Krzysztof Wawrzyniak – zastosował strategię chwytów – nazwijmy to oględnie – sprawdzonych, nie bawiąc się w jakieś tam artystyczne ryzyko czy inne dziwactwa. Mamy koncert, zestaw hitów z letniej składanki popularnej rozgłośni radiowej, śpiewanych w scenerii eliminacji do Mam talent!  Śpiewanych – szczęśliwie – dużo lepiej niż w telewizyjnym show, ale z podobną dramaturgią: pośpiewają, pogadają i nazad. Milej się słucha, jak śpiewają, bo mówienie przekładem Barańczaka idzie, niestety, słabo. W niemal wszystkich tłumaczeniach Shakespeare’a, najbardziej może – poza Poskromieniem złośnicy – właśnie w Śnie nocy letniej Barańczak bawił się rwaną frazą, łamanymi rymami – często wewnątrz wersu – grał neologizmami. Więc choć przekład współczesny, to wcale nie jest naturalny. A zatem spójności między zapewnieniem, że „Baśka miała fajny biust”, a dialogami postaci – by posłużyć się słowami wykorzystanego w tym spektaklu hitu Danuty Rinn – po prostu „nie ma, nie ma, nie ma, nie ma”. Jest show.
   
Najlepsze w spektaklu są po prostu wykonania piosenek, zwłaszcza gdy solistom towarzyszą tancerki i tancerze. Nie tylko wówczas, gdy choreografia (Olga Lipska) nawiązuje do technik zumby, ale nawet wtedy, gdy jest bardziej klasyczna. Może dlatego, że są to najbardziej teatralne elementy spektaklu, utrzymanego – przede wszystkim – w poetyce telewizyjnej czy koncertowej. Gra się tu światłami, często pomysłowymi projekcjami (zwłaszcza na początku spektaklu) i gdy tych efektów jest dużo, wątła reżyseria fabuły na chwilę odchodzi w zapomnienie.

Spektakl powstał w ramach nowego cyklu Teatru Muzycznego – „Off Północna”, którego głównym założeniem jest otwarcie sceny dla młodych twórców, co – jak przypuszczam – ma prowadzić także do przyciągnięcia młodszej widowni. Nie jest to jednak jakieś radykalne odmłodzenie. Zestaw piosenek przypomina często playlistę z weselnej zabawy: playlistę, która godzi gusta pokoleń, a wprowadzając elementy obciachu (w Śnie nocy (nie)letniej śpiewano między innymi Kolorowe sny boysbandu Just 5) uwalnia tłumione tęsknoty. Jasne, wykonanie tych utworów w Muzycznym stoi na poziomie nieosiągalnym dla rodzinnych biesiad, ale i tu, i tam rodzaj zabawy jest dosyć podobny. Zabawy z międzypokoleniowymi śpiewami i tańcem. Oczywiście wężykiem, proszę państwa, wężykiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji