Artykuły

Zły sen Polaka

"Trans-Atlantyk" w teatrze jeleniogórskim co prawda pozwolił nam się przejrzeć w lustrze Gombrowicza, ale zbyt delikatnie i grzecznie - o "Trans-Atlantyku" w reż. Bartłomieja Wyszomirskiego w Teatrze Jeleniogórskim pisze Wojciech Wojciechowski z Nowej Siły Krytycznej.

Z pokładu "Chrobrego" schodzi na ląd Gombrowicz. Buenos Aires to scena wyłożona deskami. Główny bohater siedzi na krześle i oświadcza, że tutaj zostaje. Za nim jasna drewniana ściana z ogromnym otworem przypominającym okno kajuty, w którym zobaczymy zaraz podświetlaną tapetę z palmami i oceanem. Tak wygląda scenografia "Trans-Atlantyku" autorstwa Izy Toroniewicz.

Gombrowicz (Jacek Grondowy) rozpoczynając przechadzkę po Buenos Aires spotyka Cieciszewskiego (Grzegorz Cinkowski). Po krótkiej rozmowie i namyśle udaje się do Poselstwa. I tutaj dochodzi do bolesnej konfrontacji z Ministrem, który nie traktuje go poważnie i wykrzykuje, że pokonamy wroga w wojnie. Włodzimierz Dyła w tej roli potrafi być nie tylko zacietrzewionym na punkcie polskości politykiem, ale też mówiącym z rozrzewnieniem o naturze kapłanem, aby za chwile zmienić się w pełnego ekspresji dyktatora, gdy wykrzykuje "Na Berlin! Na Berlin!".

Wyrazista jest również trójca Baron (Robert Dudzik), Ciumkała (Andrzej Kępiński) i Pyskal (Piotr Konieczyński). Ten pierwszy to połączenie polskiego folkloru (wysokie kozaki i spodnie w paski) z hodowcą bydła (skórzany kapelusz). Pyskal natomiast wygląda, jakby dopiero co wyszedł z pokazu mody Galiano - buty do kostki na dziwnym koturnie, marynarka, sweterek w serek, spodnie zwężane u dołu i od kolan w dół wiązane sznurkiem. Ciumkała z kolei ma na sobie czerwony sweter, podkolanówki i krótkie spodnie. Wszyscy z dużym zaangażowaniem odgrywają gagi zapisane w powieści Gombrowicza. Spółka "Baron, Ciumkała, Pyckal, Koński Psi Interes", która przyjmuje do pracy literata, jest uosobieniem prostactwa wysokich lotów i jakże polskiego "zastaw się a postaw się".

Gombrowicz przechadzając się po ulicach złej renomy, natrafia także na chodzącego za chłopcami Gonzala (Tadeusz Wnuk), alter ego bohatera. Z początku można odczuć pewien niedosyt, ponieważ Tadeusz Wnuk to jednak samiec. Jednak z biegiem czasu zaczyna budzić się w nim silna anima i jawi się przed nami prawdziwy Gonzalo o miękkich ruchach. Główna rola jest bardzo dobrze prowadzona, chociaż trudno odczuć cały komizm i absurd językowy, który jest zawarty w "Trans-Atlantyku". Powoduje to mały niedosyt. Pośród tych ostro zarysowanych postaci wystąpił gościnnie w roli Ignacego, świeży absolwent PWST we Wrocławiu, Daniel Śmiłek, a jego ojca konserwatystę Kobrzyckiego zagrał Kazimierz Krzaczkowski.

Zapada w pamięci scena pojedynku między ubranym w biało-czerwony kontusz Kobrzyckim, a Gonzalem w stroju torreadora. Pomiędzy nimi, trochę z tyłu, stoi Gombrowicz z kompanią psiej spółki, a za nimi podświetlone palmy i ocean. Cała ta sytuacja staje się absurdalna do granic możliwości i może okazać się najgorszym snem Polaka. Scena, w której dochodzi do pierwszego nieporozumienia między Gonzalem a ojcem Ignacego, przywodzi z kolei na myśl talk-show Jerrego Springera. Gombrowicz trzyma w dłoni mikrofon i komentuje całą sytuację. Jednak mimo napięcia para idzie w gwizdek - wszyscy się nagle odwracają i rozchodzą.

Właśnie takie postaci pokazują nam, jak bardzo jesteśmy mali i wciąż tkwimy w stereotypach. Nie potrafimy nabrać dystansu do polskości, a do tego namawia przecież Gombrowicz. Więc kim jest właściwie ten Polak? Kim jest jednostka, artysta wobec masy w gąszczu konwenansów, dziwnych zachowań i niezrozumiałych zależności personalnych? W adaptacji znanego utworu Gombrowicza, reżyser Bartłomiej Wyszomirski próbuje stawiać takie pytania. Pod tym względem punkt dla niego. Lecz robi to zbyt delikatnie i zbyt grzecznie. Scena z muzyką disco polo, przy której wszyscy się świetnie bawią, a Minister ma szarfę z barwami flagi naszego cudownego kraju, nie wystarcza. Brak ostrej i zdecydowanej reakcji na to, co obecnie ma miejsce w polskiej rzeczywistości. W prasie zagranicznej jak nigdy, huczy na nasz temat. Nie potrafimy akceptować inności, a klasie politycznej brakuje klasy. A może jest tego tak wiele, że trudno wszystko ogarnąć? Mimo wszystko warto zobaczyć dobre przedstawienie jakim jest "Trans-Atalantyk" wg Witolda Gombrowicza. Potrzebujemy przecież ciągłego przeglądania się w lustrze. Niestety.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji