Artykuły

Intensywna obecność

OD początku transformacji ustro­jowej w Polsce mówi się o braku w naszym kinie, filmie czy literatu­rze tematów charakterystycznych dla polskiej rzeczywistości w jej najbar­dziej dramatycznych przejawach. W dramaturgii tę lukę w jakiejś mie­rze wypełnia Krzysztof Bizio, które­go kolejne teksty są właśnie odbie­rane jako "wyostrzony słuch na rze­czywistość". Sam Bizio zresztą de­klaruje w wywiadach, że interesuje go, zwłaszcza w najnowszej sztuce "Śmieci", pokazanie ludzi, którzy nie poradzili sobie z transformacją i nie­rzadko żyją na dnie egzystencji.

W "Śmieciach" najbardziej poru­szająca jest postać Brązowej (Maria Peszek) - mitomanki, która pracując kiedyś w szatni filharmonii, teraz przekonuje innych, że jest byłą wio lonczelistką. W zdezelowanej szafie trzyma kilka zakurzonych płyt ana­logowych, które odwiedzający ją bezdomni odbierają jako istną kolekcję świadczącą o "znawstwie".

Brązowa to dla bezdomnych wyż­sza półka: ma rentę i dach nad gło­wą, stać ją na wynajęcie mieszkań­ca kartonów i porzuconych wago­nów, aby robił dla niej zakupy. Mię­dzy nią a Białym (Arkadiusz Busz­ko) wytwarza się intensywna ambi­walencja - od przywiązania, może nawet jakiegoś żałosnego flirtu po niechęć i wstręt. Biały wraz ze swym kolegą "śmietnikowcem" (Wojciech Brzeziński w roli Szarego) nama­wiają kobietę na wspólny rajd po śmietnikach i podzielenie się łupem. Eskapada kończy się zepchnięciem Brązowej przez jej towarzyszy z wie­ży filharmonii i próbą rabunku.

Jakaż to odwrotna strona tych pol­skich realiów, które publiczność po­znaje z powieści Katarzyny Grocho­li i gromadzącego milionową wi­downię filmu "Nigdy w życiu!". Dla tych, którzy nie mają czasu, czy nie chcą dostrzec współobywateli na dnie egzystencji, tekst Bizia (w stanie czy­stym, bez formalnoestetycznych bły­skotek) może być - i zapewne powi­nien - rodzajem wstrząsu.

Jednakże nie wszyscy realizatorzy dowierzają sugestywności szarobu­rych obrazów Krzysztofa Bizia. Krystyna Janda szukała kontrapunktów dla "Porozmawiajmy o życiu i śmier­ci" aż w Biblii (Teatr Telewizji), zaś autor szczecińskiej prapremiery, Piotr Łazarkiewicz raz po raz pró­buje poderwać bohaterów i "świat przedstawiony" tuż nad ziemię. Brą­zowa gra pośmiertnie na widmowej wiolonczeli, co jest ładnym nawet ob­razem o jakimś potencjale interpre­tacyjnym - tyle że nazbyt nachalnie wprowadzającym do tego "zwykłego" dramatu elementy z - że tak powiem - wysokiego stylu teatralnego. Jakby obok tekstu Bizia reżyser koniecznie chciał wykreować żyjącą własnym życiem formę teatralną. Jakby ta for­ma miała dźwignąć tekst Bizia na wyższe piętro wieloznaczności... To wrażenie drobnej szczeliny między tekstem a kształtem teatralnym po­zostaje do końca.

Wbrew temu, że Bizio pisze o sta­rych ludziach i dla równych im wie­kiem aktorów, Łazarkiewicz posta­nowił obsadzić wszystkie role mło­dymi aktorami. Zabieg ten ma swo­je zalety: bezdomność i tęsknota za lepszym życiem może dotknąć każ­dego i w każdej chwili. Znakomicie wywiązuje się ze swego zadania Ma­ria Peszek. Tworzy postać o świet­nie i czysto wygranych tonach, du­żej skali środków wyrazu. Jej gra jest niezwykle zmysłowa - pełna in­tensywnej obecności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji