Artykuły

Żeby ktoś nas wysłuchał

Ewa Podgajna: Kim są śmieci?

Piotr Łazarkiewicz: W pewnym sensie - nami wszystkimi. Ja sam czuję się śmieciem w tym wszystkim, co mnie otacza. Świat złożony jest ze strzępów. Je­żeli wszystko, co do nas dociera, traktuje się jako jedną całość, to widzimy, jak dużo jest w tym rzeczy przypadkowych: mądrych, głupich, prawdziwych, nie­prawdziwych. To wszystko kręci się dookoła coraz szybciej i szybciej. Patrząc z punktu widzenia kosmosu, ma się wrażenie, że się jest jednym ze śmieci, ro­baczkiem, nad którym się nikt nie pochyli, żeby go dłużej posłuchać. Przesta­jemy rozpoznawać już świat dookoła nas głębiej i bliżej. Coraz rzadziej przy­stajemy na chwilę, by przyjrzeć się drugiemu człowiekowi. A sami przecież pod­świadomie czekamy, by ktoś nas wysłuchał, choć przez chwilę, ale za to napraw­dę, a nie tylko na poziomie interesów.

Bohaterami "Śmieci" są jednak ludzie starzy...

Po raz pierwszy "Śmieci" Krzysztofa Bizia przeczytałem rok temu. Ten dra­mat był napisany na trójkę starszych aktorów. Od razu po lekturze pomyślałem, że znam te postacie - z literatury, teatru, filmu. Że jest taki schemat teatralny wywodzący się m.in. z Gorkiego "Na dnie", z całej literatury opowiadającej o lu­dziach bezdomnych, z marginesu. Wydawało mi się, że to jest rzeczywistość już dosyć wyeksploatowana i szalenie byłoby trudno zbudować świat, który byłby dla widza, ale też dla mnie i aktorów zaskakujący. Z drugiej strony pomyśla­łem, że starość u ludzi, o których ta sztuka opowiada, jest raczej kategorią men­talną, a nie biologiczną. Można mieć 25, 30 lat, ale czuć się tak, jakby przeży­ło się ich o wiele więcej. Jeżeli suma doświadczeń życiowych jest tak wielka, jest ich tak dużo i są tak."gęste", można sobie wyobrazić, że ludzie stosunkowo młodzi mają prawo mentalnie czuć się ludźmi w jakiś sposób starymi. Taki punkt wyjścia dawał nam jeszcze jedno piętro do pokonania, szansę na ciekawsze zbu­dowanie konstrukcji tego nieistniejącego świata, który kreujemy na scenie. Uz­nałem to za szansę dla aktorów przy budowaniu postaci, scenografa, kompozy­tora, autora światła, no i dla mnie. Krótko mówiąc, gdy przeczytałem tę sztukę, olśniło mnie, że nie mogą jej grać starzy. Zwierzyłem się z tego pomy­słu autorowi już podczas naszej pierwszej rozmowy. Nie protestował, nawet mu się to spodobało.

Ja Pan ocenia dramaty Krzysztofa Bizia?

Czytałem jego wszystkie wcześniejsze sztuki i bardzo mi się podobały. Wi­działem też realizacje telewizyjne "Toksyn" Anny Augustynowicz i "Porozma­wiajmy o życiu i śmierci" Krystyny Jandy. Uważałem, że on zdecydowanie wy­różnia się na tle całej grupy młodych dramatopisarzy polskich, o której się teraz tyle mówi. Moim zdaniem miejsce Krzysztofa Bizia jest w niej osobne. Podoba­ją mi się jego dramaty, bo są bezinteresowne. Krzysztof naprawdę zajmuje się ludźmi, przypatruje się im, uważnie wysłuchuje, daje się im wypowiedzieć, a nie wymyśla postaci na zasadzie pionków w literackiej grze. Jest to warsztatowo i w sposobie nastawienia do świata bardzo bliskie rzeczom, które piszą najlepsi re­porterzy-pisarze: Hanna Krall, Ryszard Kapuściński, Mariusz Szczygieł.

W "Śmieciach" zobaczymy Marię Peszek, Arkadiusza Buszkę i Wojciecha Brzezińskiego. Co zadecydowało o takiej obsadzie?

Od razu wiedziałem, kto miałby to zagrać. Wojtka Brzezińskiego widziałem na scenie w "Polaroidach". Wydawał mi się bardzo ciekawym, odważnym ak­torem, z dużym potencjałem. Arka Buszkę znałem bardzo dobrze, 12 lat temu robiłem dyplom we wrocławskiej szkole aktorskiej, w którym on grał, zresztą świetnie. O Marii Peszek pomyślałem od razu. Kilka razy z nią pracowałem, znam jej możliwości. Wydawało mi się, że to, co jest do zrobienia w tej sztuce - takie przecięcie się sytuacji z jednej strony do bólu realistycznej, a z drugiej wpisanej w ten tekst metafizyki - Maria doskonale zrozumie, bę­dzie wiedziała, jak się w tym poruszać.

Co Pan sądzi o współczesnej dramaturgii? Jedni narzekają, że nie ma co wystawiać, inni wydają antologię...

- Bardzo dużo czytam tego, co. się obecnie pisze, publikuje w "Dialogu". Dostaję teksty od autorów, z różnych agencji. Rze­czywiście pojawiło się obecnie kilka, może kilkanaście osób, które bardzo sprawnie piszą i bardzo są wyczulone na to, co się dzieje dookoła. Dzięki temu np. pewne obszary subkulturowe, emocjonalne, a także pewne tematy, którymi wcześniej teatr się nie zajmował, zyskują swój bardzo sprawny opis. Dobrze, że te teksty się pojawiły, bo jednak dzięki nim zmienia się oblicze współczesnego teatru w Polsce.

Z drugiej strony jak się czyta dużo tych sztuk, to widać, że jest bardzo niewielu autorów, którzy poza tym, że bardzo spraw­nie piszą, mają jeszcze wyczulenie na teatr, na środki teatralne, na aktorów, i którzy poza umiejętnością budowania konstatacji potrafią coś nam więcej powiedzieć o kondycji człowieka. Bardzo trudno też jest wrzucać tych pisarzy do jednego worka. Mo­że to dobrze, że się tak dużo o nich pisze, bo pomaga to w promocji.

Nie wiem, czy to jest literatura wielka, czy pojawił się ktoś taki jak Mrożek. Ile z tych sztuk przejdzie do historii teatru? My­ślę, że niewiele.

Chociaż ja... obstawiam Krzysztofa Bizia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji