Artykuły

Płciowy galimatias

Włodzimierz Nurkowski ma wyjątkową skłonność do romansów z przełomu wieków. W zeszłym sezonie zaprezentował w Teatrze Ludowym ulubione czytadło naszych babek, czyli Trędowatą. Teraz przyszła kolej na coś bardziej pikantnego. W piwnicy przy Kanoniczej wyreżyserował Pana Wenus, będącego adaptacją książki młodej dziewczyny, Rachilde.

Na scenie rozegrał się dramat zepsutej, znudzonej arystokratki, która zmusza młodego chłopca do uległości, pełniąc w ich wyuzdanym związku rolę mężczyzny. Jakby tego jeszcze było za mało, na główną akcję nakłada się wątek homoseksualny. Jej narzeczony czuje pociąg do Jakuba Silvert, sypiając równocześnie z jego siostrą. Wszystko to dzieje się w przestrzeni zastawionej epokowymi mebelkami, wśród suszonych kwiatów i mgiełki, przykrywającej sceny łóżkowe, zasłonki. Stworzenie tego fin de siecle’owego wnętrza pracowni malarskiej jest zasługą Anny Sekuły, która cudownie wyczuła duszny, ciemny nastrój schyłku wieku.

I właśnie klimat jest głównym atutem spektaklu. Twórcom udało się wyczarować dekadencki, zmanierowany świat, niewolny od namiętności i narkotycznych oparów. Szkoda tylko, że aktorzy nie poddali się do końca jego urokowi, grając obyczajową historyjkę, która teraz ani nikogo nie gorszy, ani nie wzrusza. Może jedynie rozśmieszyć.

Pochodzącej z wyższych sfer Rauli de Venerande (Ewelina Paszke) brakowało choć grama demonizmu, który powinien popychać ją do perwersyjnych igraszek z niewydarzonym malarzem. Ten z kolei zbyt łatwo ulegał jej rozpasanemu seksualizmowi, wstydząc się równocześnie śmielszych scen erotycznych. I na nic się tu zdała zniewieściała uroda Bartosza Jarzymowskiego, występującego gościnnie w roli Jakuba Silvert, skoro nie uwierzyłam w jego nienormalną miłość do Rauli. Artyści jakby bali się zupełnego obnażenia uczuć i skrzętnie skrywali chorobliwe emocje. W ich grze więcej było zewnętrznego udawania niż autentycznych, wewnętrznych niepokojów.

Oglądając przedstawienie zastanawiałam się, co też za myśli lęgły się w główce dobrze wychowanej, XIX-wiecznej panienki. Wyobrażałam sobie wypieki oburzenia szacownych matron, czytających – oczywiście w ukryciu – nieprzyzwoity utwór Rachilde. Niestety, spektakl Włodzimierza Nurkowskiego nie był skandalem obyczajowym. A szkoda, bo gdyby choć trochę nim był, bardzo bym wszystkich zachęcała do odwiedzenia sceny przy Kanoniczej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji