Artykuły

W Ludowym świntuszą

W gronie babek literackiej perwersji poczesne miejsce zajmuje zmarła czterdzieści lat temu, w wieku 93 lat, Rachilde. Jedno z najgłośniejszych, a zarazem najgrzeczniejszych dzieł artystki, której nieskrępowana wyobraźnia erotyczna byłaby w stanie połączyć łódź podwodną z bielinkiem kapustnikiem, trafiło na staromiejską scenę Teatru Ludowego.

Kiedy Rachilde napisała Pana Wenus, jedni podeszli do powieści z bałwochwalczym uwielbieniem, inni z obrzydzeniem, jeszcze inni z uśmiechem rozbawienia. Dzisiejszy autor adaptacji i reżyser – Włodzimierz Nurkowski – z należną klasyce powagą. Z wiernością godną lepszej sprawy przedstawił perypetie pewnej bogatej panienki, którą owładnęło mieszające miłość i pożądanie z nienawiścią i obrzydzeniem uczucie do mężczyzn. Na ofiarę panienka obiera biednego, za to ślicznego rękodzielnika. Panienka przyjmuje strój i rolę mężczyzny. Z pięknego młodziana robi swoją utrzymankę. Chwilom uniesienia „kreatorki świata” towarzyszy rozpacz i zwątpienie. Miłosna uległość kochanka doprowadza go do utraty woli, zniewieścienia i śmierci.

Wydawałoby się, nic w tym śmiesznego – trochę dekadenckiej „choroby wieku” modernistów, trochę nienasycenia i „przyzwoitej”, bo ograniczonej do gatunku homo sapiens, perwersyjki. Jakieś odniesienia do modnej dziś „walki człowieka o tożsamość” i wobodny wybór własnej płci. Tymczasem…

Biedny Bartosz Jarzymowski gra rozdziewiczanego i powoli przemienianego w kobietę Jakuba (pana Wenus). Kiedy rozbrykana panienka (Ewelina Paszke) każe mu się rozbierać w swojej i naszej obecności, wstydzimy się razem z nim, kiedy przebiera go w damskie fatałaszki, ziewamy ze znudzenia. Gdy bez przekonania musi udawać ni to chłopa, ni babę, trochę mu współczujemy. Ale co zrobić, gdy biedny pan Wenus ulegle pada z rozszerzonymi nogami na plecy? Gdy rozpacza, że ona nie ma i nie będzie miała tego, co każdy mężczyzna mieć powinien? Jak nie ryczeć z uciechy, gdy zakochanemu w nim również do obłędu, a jednak mordującemu go w pojedynku baronowi (Roland Nowak) szepcze z rozpaczą: „ – Nie! Proszę mnie zostawić, kłują mnie pańskie wąsy…”?

Włodzimierz Nurkowski poszedł na całość. Docenią to z pewnością licealni sztubacy, którzy mimo, a być może właśnie z powodu perwersyjnego napisiku na afiszu (dozwolone od lat 18) z pewnością dotrą na spektakl i uśmieją się jak nory. Jedno mnie tylko zastanawia: czemu Nurkowski wyciął w swojej adaptacji przepyszny, zamykający dzieło Rachildy rozdział XVII? Mowa tam o pozagrobowym życiu doczesnych szczątków Jakuba. Otóż zmyślna panienka zachowała całe jego owłosienie oraz zęby i kazała to wszystko zamontować oprawnemu w gumę manekinowi. „Klęka przy łóżku i długo napatrzywszy się cudownym kształtom woskowej figury obejmuje ją, całuje jej wargi. Sprężyna umieszczona wewnątrz piersi połączona jest z ustami i ożywia je.

Manekin ów, arcydzieło anatomii, zrobiony został przez pewnego Niemca."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji