Artykuły

Pączuś

„Od wódy i dupci wielu ludzi choróbci”. Jest wręcz oczywistością, że wobec takiej diagnozy obecnego sta­nu posiadania, cywilizacja całkiem po męsku się zreflektuje, oraz niczym Wisła wokół kija – zawróci z mylnie obranej drogi. Miast ku owym dwóm utrapieniom współczesnego człowie­ka, pochyli się w końcu ku terenom, gdzie ich nie uświadczysz.

A gdzie ich nie uświadczysz? Otóż Stare pianino – spektakl piosenek Ludwika Jerzego Kerna – nie tylko su­geruje powyższe, dojmujące memento, ale i daje odpowiedź, jak się ratować. Stare pianino więc nie tylko szydzi, ono także rodzi nadzieję. Oto wśród dwudziestu dziewięciu piosenek zna­lazła się i ta, w której młodzi artyści Teatru Ludowego intonują sentymen­talne pytanie - kto mianowicie śpiewa dzisiaj serenady. Odpowiadają zaś no­stalgicznie – że jedynie drzewom drze­wa, ptak ptakowi, ewentualnie wiatr, oraz ostatni z grona szlachetnych ko­chanków z gitarą, czyli sam świerszcz rzępoła. Już bez gitary. Jest w tej pieśni jakowaś, rzecz jasna łzy jak grochy wy­ciskająca, tęsknota za dawnymi, do­brymi czasy, kiedy to miłości i czysto­ści wystarczał balkon na pięterku, roz­gwieżdżona noc i oczywiście gitara. Zważmy – „dupcia” była w takich oko­licznościach po prostu nieosiągalna, „wóda” zaś wręcz niebezpieczna – ża­den z wielkich grajków przeszłości nie mógł sobie pozwolić w chwili tak wzmożonej intymności na fuzję roz­mytej dykcji i głosu dźwięczącego po­ranną stalą. Jeśli więc tak jedno, jak i drugie było pod balkonem wykluczo­ne, to i trzeciego nie było się co oba­wiać. Myślę wręcz, że o tym trzecim nie było nawet co marzyć.

Związki Starego pianina z roba­kami toczącymi współczesność są jak­by oczywiste. W swej lwiej części wy­śpiewane teksty Kerna są tak zwaną satyrą. Nie da się jednak ukryć, że jest to żart o ostrzu zbyt nachalnie uma­czanym w miodzie, żart prymusa, u którego mankiety białe, nieskazitel­nie, garniturek zaś leży jak ulał. Dow­cip jest tutaj grzeczny i kulturalny, jakby cokolwiek zbyt mocno pachną­cy naftaliną, babunią i  ziaduniem, szyderstwo zaś rodzi się jakby na nie­dzielnym spacerze – eleganckie zapa­trzone z nostalgią w czasy dobrego to­nu i białych rękawiczek. Stare piani­no mógłby śmiało wyśpiewać niejaki Syfon, owo przecudne, niewinne Gombrowiczowskie chłopię. General­nie na to wychodzi, że tak zwanemu upadającemu światu Stare pianino ofiarowuje pączki od Bliklego.

Jest w tym spektaklu ów specjal­ny styl szlachetnego gestu, elegan­cja, z jaką kultura pochyla się nad naturą. Oczywiście z troską. Ale mo­że właśnie dlatego, że gest pozba­wiony jest skrajności – tak w tek­stach Kerna, jak i scenicznej oprawie Marty Stebnickiej, nie mówiąc już o układności aktorskiej – może dla­tego Stare pianino brzmi tak letnio zaledwie?

Oczywiście - wszystko powyższe to sprawa gustu. W końcu trzeba mieć świadomość, że idzie się spę­dzić na Kernie przyjemną godzinkę, i że Kern to nie jest przecież żaden lwi pazur na naszą codzienność. Z drugiej jednak strony – i to też sprawa gustu – trudno jakoś pogo­dzić się z faktem, że w teatrze pozostaje tylko kwiatek do kożucha. Na­wet, gdy kwiatek dość profesjonalny – właśnie jak Stare pianino. Akto­rzy bowiem śpiewają prawidłowo, czasami zaś interesująco. I jeśli ktoś się wyłamał, to Krzysztof Jędrysek, autor choreografii. Przyłożył do Ker­na miarę iście barokową – rusza się tutaj absolutnie wszystko i absolut­nie bez przerwy. Oraz niepotrzebnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji