Artykuły

Rewizor Meyerholda i Rotbauma

„Mój raj jest dla wszystkich

prócz ubogich duchem,

wycierających pokornie gębę oplutą”.

(Włodzimierz Majakowski: Misterium — buffo)

Osiem lat już minęło od wielkiej, światowej fety na cześć Gogola w stulecie jego śmierci. Przed ośmiu laty pisał w „Nowej Kulturze” Leon Kruczkowski: „(…) Dni gogolowskie w Moskwie pozwoliły nam jeszcze raz odczuć mocny i pewny, głęboki puls życia narodu (…)”. I tak było w istocie, bo kto wie, czy do głębszego i bardziej dynamicznego pulsu narodów ZSRR nie przyczynił się kiedyś Gogol i… Majakowski. Nieustannym zaś i niezastąpionym diagnostą pulsu narodu był teatr. W latach międzywojennych porywał nawet zaciętych wrogów Czerwonej Melpomeny. Zygmunt Nowakowski autor Castrum doloris (brutalny pamflet na ZSRR!), pisał wówczas expressis verbis: Moskiewski teatr „ciągnie, iż chciałoby się z loży wyskoczyć na scenę (…), Czerwona Melpomena spełnia… misję, odgrywa rolę, a jakiej marzyć nie mogą inne teatry europejskie (…). Bo… jest to teatr na wskroś żywy… obsługuje olbrzymie masy, które bez niego nie mogą się obejść”.

Mowa tu o teatrze ideowej i artystycznej agitacji i wzruszenia mas, teatrze Wachtangowa, Meyerholda i Tairowa…

W takim teatrze Rewizor Meyerholda musiał być dziełem rewolucyjnym. Był to Rewizor olśniewającej i zjadliwej, społecznej metafory, widziadlany i prawie fantastyczny; Rewizor uniwersalny i już jakby poza historią, ale i Rewizor bardzo konkretny społecznie, typowy, egzemplaryczny, przerażający w swojej maskaradowej, cielesnej powłoce; tragiczny, na koturnach, choć bardzo błazeński i po sztukmistrzowsku brutalny; pamfletowy i narodowo-rosyjski, publicystycznie aktualny. Była to kontynuacja wielkich, humanitarnych podstaw rewolucji socjalnej.

Zgodnie z zasadami mayerholdowskiej biomechaniki lub jak przechrzcił ją inaczej Łunaczarski — socjobiomechaniki, teatralizacja czy raczej anatomiczna sekcja Rewizora dokonała się w Moskwie jakby na wielkim prosektoryjnym stole (na ruchomej platformie) z naciskiem na „działania fizyczne”, na tragifarsę ludzkiej fizjologii i — ludzkiego zwierzyńca.

Rewizor Meyerholda był tragiczną komedią o niedoskonałym funkcjonowaniu społecznej machiny, o kulminacji zła, korupcji i niewolnictwa społecznego, o buncie i społecznej rewolcie. Rewizor Meyerholda prowokował też do nieustannej kontynuacji rewolucji w. świadomości mas, prowokował do nieustannego krytycyzmu i intelektualnej ruchliwości, do jak największej, humanistycznej dynamiki komunistycznej myśli społecznej.

Rewizor Meyerholda stał się eksperymentalnym i socjologizującym modelem nowego, proletariackiego teatru. Patetyczna satyra mayerholdowskiego Rewizora stała się w Moskwie rosyjskim Weselem z wielką, niemą sceną w finale sztuki, z pierwszym w Rosyjskim teatrze gabinetem figur woskowych. Końcowy, kataleptyczny obraz ludzi poprzemienianych w kukły ucieleśniał sen carskich mumii przeniesionych z XIX w XX wiek.

„Jeden tam tylko porządny człowiek — prokurator, ale i on, prawdę mówiąc, świnia…”. Mikołaj Gogol.

Rewizor Jakuba Rotbauma jest komedio-satyrą lub komedio-parabolą. Ma ona w sobie coś z okrutnej bajki lub moralitetowej przypowieści. Bohaterowie są karykaturalni, choć po ludzku konwencjonalni. Są typowi, egzemplaryczni i uniwersalni; są wszędzie kosmopolityczni; drapieżne lub bezwolne ludzkie kreatury bez maski i upiększeń; ludzkie ssaki, co „przez kilkadziesiąt lat piją i jedzą, jedzą i piją, a później, jak to się dzieje z dawien dawna, umierają”. Ale i w gogolowskim światku powstają kolizje. Rośnie krzywa napięcia. Rodzi się wielka mistyfikacja: Rewizor — Chlestakowa; mit nadczłowieka z urzędu, mit nadmarionety. Rozrusza on mechanizm lansad i strachu. I Chlestakow rośnie. Mówi już z wysoka, jak z kazalnicy (z podestu scenicznej antresoli!), mówi z najwyższego szczebla urzędowej mistyfikacji. Zrobił przeskok, awans, afirmowany przez strach i społeczne nieuctwo. Popisuje się megalomanią. Między nim a tłuszczą rozwarła się przepaść.

Rotbaum odsłania brutalnie i — czyni to bardzo plastycznie, wizualnie — mechanikę karierowiczostwa, mechanikę chlestakowszczyzny opartą na strachu i kulcie niewiedzy. Bo kariera Chlestakowów nie kończy się u Horodniczych; ona ma dalszy, nieraz bardzo dynamiczny ciąg. Arrywizm Chlestakowów to nie cwaniactwo Feliksów Krullów, ale rozpęd bezrozumnej społecznej transmisji, windującej na wierzch z poklaskiem urzędowych mocy małych i dużych Chlestakowów. Oni są nieśmiertelni, ale machina społeczna trzeszczy i pęka od nadmiaru Chlestakowów. Bo nagminna chlestakowszczyzna to choroba, która toczy społeczny organizm.

Ale wróćmy do Gogola. Miejsce Chlestakowa zajmuje Horodniczy. Rozpoczyna się da capo komedia wielkiej, społecznej iluzji. Olbrzymieje z kolei — Horodniczy. Stoi na szczycie monstrualnej, pstrokatej, ludzkiej piramidy. Grzmi do ludzi, i indyczy się paw; ten operetkowy jenerał. I bęc, leci w dół. Ale nie tylko on sam. Pęka też ekstatyczna i już płaszcząca się przed nim czynownicza piramida. Obły mikrokosmos przeżywa awarie, bo rewizor to bluff, ale i nowa tajemnica i nowe bóstwo (żandarm: „…prosi panów natychmiast do siebie…”) przyjdzie teraz jemu czyścić cholewki.

Finał Rewizora Rotbauma przemienia komedię w jakieś brutalne, powszechne, tragikomiczne elephantiasis. Robi z Rewizora komedię nowej, społecznej perspektywy. Choć i w przekroju komedii nie odmawia sobie Rotbaum nigdy jaskrawej i dobitnej konfrontacji antyludzkich postaw i antyludzkich kompleksów, drobiazgowej, dialektycznej analizy mechaniki ucisku, mechaniki stosunków społecznych zniekształcanych chorobą chlestakowszczyzny. Bo nie tylko Horodniczy rozdziela kopniaki, ale i Osip spycha ciężar kufra Chlestakowa na barki Miszki.

Rotbaum poszerza teatralną perspektywę Rewizora, konstruując jakby jego filmowy plener. Bo gdy np. pijany Chlestakow wizytuje miasto, rośnie obok niego stugębna plotka w postaci ciżby przekupek i bab… I oprócz tego trochę plastycznej, ale i dyskretnej pantomimy, lub konwencji dell’arte i dużo vis comica, choć jakby sztucznie trochę kreowanej.

I myślę także, że najcelniejszą parodią wielkiej, ludzkiej komedii Gogola było rotbaumowskie impromptu przed parawanami sypialni Chlestakowa, jakby przed progiem tronu samego cara. Centrum komedii i centrum parodii. Zgięte karki Lapkinów-Tiapkinów i rozczapierzone palce Ziemlaniki. Rzecz dotyczyła nie obrony godności ludzkiej, ale biologii, obrony żłobu.

Rewizor Rotbauma anno 1960, to na pewno jakiś ideowy i artystyczny pomost przerzucony wstecz do Rewizora Meyerholda, ale i pomost do współczesnych Rewizorów, oby z odłamaną już na zawsze drugą połową przęseł jak awignoński most na Rodanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji