Artykuły

Wszyscy się tu trują

Czy teatr, a więc miejsce ar­tystycznych ekspresji, mo­że i powinien być aż tak czuły na naciski współczesności, że­by umieć znakomicie trafić w modę na praktyczne poradniki psychologiczno-wychowawcze? Okazuje się, że może. I to z szybkim efektem w postaci przedstawienia scenicznego.

Książka amerykańskiej psychoterapeutki Susan For­ward pt. Toksyczni rodzice, podobno od dwu lat bestsel­ler wydawniczy i na naszym rynku, będący instruktażo­wym podręcznikiem, wyda­ny ponadto w ramach progra­mu Ministerstwa Zdrowia dla rodziców dzieci uzależ­nionych – wszedł na scenę te­atralną. Nic to takiego rewe­lacyjnego czy szokującego. Takie praktyki już były w hi­storii teatru – dydaktyczne, publicystyczne czy wręcz po­lityczno-propagandowe na­jazdy na scenę. Widocznie od czasu do czasu wraca to jak moda-pokusa.

Z podręcznika sztukę sce­niczną zrobiła i sama wyreży­serowała dla Teatru Ludowe­go w Krakowie Inka Dowlasz. Wszyscy twórcy przed­stawienia potraktowali całą sprawę bardzo poważnie. Po­przedzono ją też chwytliwym anonsem reklamowym w pra­sie: Jest to kontynuacja proble­matyki, która fascynuje dyrek­tora teatru Jerzego Fedorowi­cza od dawna, problematyki terapii, wychowania przez sztukę, pracy z młodzieżą tzw. trudną. Premiera ma być połą­czona ze sprzedażą Toksycz­nych rodziców, spotkaniami z publicznością, dyskusjami. Świetna inicjatywa. Teatr Lu­dowy obfituje w świetne po­mysły.

Ten szlachetny zamiar, acz­kolwiek już u swych począt­ków mający budzić tyleż zacie­kawienia, co wątpliwości i nie­ufności, okazał się teatralnym niewypałem.

Trzeba by geniusza Szekspi­ra lub Moliera, żeby z podręcz­nika wysunąć i ułożyć dramat. Trzeba by wyśmienitych arty­stów, żeby z czegoś takiego zrobić żywy teatralny spek­takl. Niestety, brakło jednego, drugiego i… Piękna idea pozo­stała na papierze – i to zapisa­na tak martwo, że nic tu nie może się zaiskrzyć, zadrżeć emocją, ścisnąć za gardło tra­gedią, zaniepokoić trudnym i świeżym pytaniem.

Ciasną scenę „Pod Ratu­szem”, z fatalnie chybioną scenografią Jacka Szczotki, to przebiegają, to na parę minut zajmują, żeby sobie porozma­wiać, aktorzy grający rodzi­ców i dorosłe dzieci; mają oni najlepszą wolę powiedzieć coś szalenie ważnego, ale nie bardzo wiedzą, jak to ma być wypowiedziane, do kogo za­adresowane, z jaką siłą arty­styczną zasugerowane. Waż­ka, unaukowiona problema­tyka chyba ich trochę przytła­cza i paraliżuje, a obchodzi ich tyle, co jakieś urzędnicze rozporządzenia.

Scena przedstawia gabinet psychoterapeutyczny, do któ­rego przychodzą i toksyczni rodzice, i toksyczne dzieci, a przyjmuje ich również tok­syczna terapeutka. Lecz w tak zaaranżowanym gabinecie można jedynie zwielokrotniać swoje nieprzystosowanie i wa­riactwo. Więc trują się wszyscy nawzajem – rodzice, dzieci, te­rapeutka Susan. Wszyscy też trują widzów. A miało być aku­rat odwrotnie. Miało nadejść katharsis i wyzwolenie ze złej zmory przeszłości. Wszyscy mieli znaleźć drogę prawdy do siebie.

Niestety, wywiedziona z be­stsellerowego podręcznika sztuka grzeszy właśnie bra­kiem wartości artystycznych; króluje schematyzm, stereotyp i banał. Ludzie mówią do sie­bie jak abstrakcyjne tezy i anty­tezy, zanurzone w pospolitej, szkolnej psychoanalizie. Ujaw­nia się agresywnie schemat á rebours, siedzi ciężko nad ca­łym przedstawieniem drętwy dydaktyzm i terapeutyczne moralizatorstwo. Psychologia i pedagogia w amerykańskim proszku pod prawionym szczyptą egzystencjalizmu.

Jakbyśmy mieli za mało amerykańskiego kina, telewi­zji, szyldów, całej biznesowej terminologii. Trzeba jeszcze za­migotać i zamglić pseudomądrościami amerykańskiej psy­chologii kuchennego użytku.

W warstwie idei jest to stary, zjełczały kawał. Pierwszy z brzegu reportaż, wzięty z na­szej ambitniejszej prasy, zawie­ra więcej prawdy o człowieku i życiu. To samo można by po­wiedzieć o niekiedy świet­nych wstrząsających reporta­żach telewizyjnych. Można brać z nich żywy, autentyczny materiał do „toksycznych” te­matów. Po cóż sięgać po rzeczy wtórne i obce naszemu do­świadczeniu?

Aktorzy w tej wtórności i sztuczności czują się sztywno, źle, choć grają poprawnie, sta­rannie, bo to są dobrzy akto­rzy. Najwięcej prawdy, szcze­rości przeżycia, wyrazu wnie­śli w sceniczną akcję – nie grający od kilku lat Jerzy Fe­dorowicz oraz dwoje mło­dych: Agata Jakubik i Tomasz Wysocki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji