Artykuły

Nie ma nic gorszego niż granie w domu

- Aktor jest ciągle oceniany od nowa. Im więcej umiem, tym większe stawiam sobie wymagania. Nie mogę sobie pozwolić na kompletne fiasko - mówi MAGDALENA ZAWADZKA, aktorka Teatru Ateneum w Warszawie.

Próbę w Ateneum kończy o czternastej. W kawiarni zjawia się pół godziny później. Jasny kostium, biała koszulowa bluzka, perły. Starannie ułożone blond włosy, delikatny makijaż. - Uroda amantki, wdzięk i świetna figura, czas jej nie krzywdzi - komplementuje Leonard Pietraszak, aktor, kolega Zawadzkiej z Ateneum. - Mama imponuje mi niesłychaną energią, jest młoda duchem i ciałem - dodaje 28-letni Jan Holoubek, syn aktorki, operator filmowy. - Niedawno widziałem program telewizyjny, w którym zrobiła szpagat. Rzadko kiedy nawet młode dziewczyny są tak sprawne. Na zdjęciach z lat 60. młodziutka Magdalena Zawadzka wygląda zjawiskowo. Sukienki z dekoltami, taka osy, ogromne oczy. Zmysłowy typ kobiety dziecka. - Jasne, że tęsknię za młodością - przyznaje aktorka. - Wieku się nie wstydzę, ale czasem sama się dziwię, że aż tyle mam lat. Wewnątrz czuję się młodo. Uwielbiam spacerować, pływać, jeździć na rowerze, podróżować i pracować. Czasem tylko zastanawiam się, co ja takiego zrobiłam, że tak szybko wysłano mnie na filmową emeryturę. Ostatnią ciekawą rolę w filmie zagrałam ponad dziesięć lat temu, w jednym z odcinków "Opowieści weekendowych" Krzysztofa Zanussiego. Od tamtej pory zdarzyły się głównie seriale: "Na dobre i na złe", "Samo życie", "Fitness klub".

Środek tygodnia. Teatr Ateneum. Na Scenie 61 "Małe zbrodnie małżeńskie" Erica-Emmanuela Schmitta w reż. Marka Sosnowskiego, historia pozornie udanego związku, w którym po latach wychodzą na jaw wzajemne urazy, pretensje. Występują Magdalena Zawadzka i Leonard Pietraszak. Sztuka nie schodzi z afisza od dwóch sezonów. Dziś też komplet na widowni. Zawadzka gra lekko, dowcipnie, z fantazją. - Cieszę się, że ona jest moją sceniczną partnerką. Niedawno zaczęliśmy próby do nowej sztuki "Chwile słabości" Donalda Churchilla, w której znowu gramy małżeństwo. Śmieję się, że jak tak dobrze nam razem idzie, to jeszcze zagramy dziada z babą w Skolimowie. Magda nigdy nie obraża się na moje żarty. Ma ogromne poczucie humoru - zauważa Pietraszak. Docenia też jej talent i doświadczenie. - Widzę, że gdy zaczynamy pracować, pełno w niej obaw, czy da sobie radę - dodaje.

- Aktor jest ciągle oceniany od nowa. Im więcej umiem, tym większe stawiam sobie wymagania. Nie mogę sobie pozwolić na kompletne fiasko - mówi Zawadzka. Jej dorobek zawodowy robi wrażenie. Trzydzieści kilka filmów i ponad sto ról teatralnych i telewizyjnych. Była Ofelią w "Hamlecie", Lady Makbet w "Makbecie" Szekspira, Iwoną w "Iwonie, księżniczce Burgunda" Gombrowicza. Zadebiutowała po maturze w filmie Jana Rybkowskiego "Spotkanie w Bajce". To był epizod, za to obok największych ówczesnych sław: Andrzeja Łapickiego, Aleksandry Śląskiej, Gustawa Holoubka. Po pierwszym roku studiów w warszawskiej PWST wystąpiła z ikoną polskiego kina Zbyszkiem Cybulskim w słynnej komedii "Rozwodów nie będzie" Jerzego Stefana Stawińskiego. Zanim obroniła dyplom, miała już na swoim koncie osiem filmów, a w wieku 23 lat, po roli Hajduczka w "Panu Wołodyjowskim" Jerzego Hoffmana, stała się jedną z najpopularniejszych aktorek. Była na okładkach pism, udzielała wywiadów, dostawała nagrody. Z kabaretami: Dudek i Pod Egidą oraz Teatrem Dramatycznym, z którym związała się na kilkanaście lat, objechała cały świat. - Ciągnął mnie ten świat, ale dla mnie jako aktorki był zamknięty. Kiedy w latach 70. dostała stypendium Ministerstwa Kultury i Sztuki w Londynie, przed wyjazdem musiała podpisać zobowiązanie, że nie pójdzie do żadnej agencji aktorskiej i nie weźmie udziału w castingu, nie zrobi sobie zdjęć. W Anglii poznała środowisko aktorów, którzy nie mogli zrozumieć, dlaczego ona, z takimi osiągnięciami, ma w kieszeni zaledwie kilka groszy, a paszport będzie musiała zwrócić po powrocie. Nie była z tego powodu rozżalona, nawet przez chwilę nie pomyślała o emigracji. Przecież w kraju dostawała mnóstwo interesujących propozycji, pracowała z najlepszymi reżyserami. Czuła się potrzebna, akceptowana i nie potrafiłaby sobie nawet wyobrazić rozstania z rodziną. - Ukochana córka i wnuczka. Jedynaczka. Mimo to jej dzieciństwo nie składa się wyłącznie z dobrych wspomnień. Rodzice walczyli w Powstaniu Warszawskim, po wojnie nie mieli czego szukać w stolicy. Na kilkanaście lat zamieszkali w Szczecinie. Pracowali, studiowali. - Mama wychodziła z domu wcześnie rano, o siódmej budziła mnie telefonem, musiałam wstać, ubrać się i pójść do przedszkola - wspomina. Była dzieckiem z kluczem na szyi, jadła w stołówkach, godzinami siedziała sama w domu. - Wiem, jak ważne jest poczucie bezpieczeństwa. Bardzo mi tego brakowało i właściwie tak do końca nigdy go nie odzyskałam. Jeszcze teraz niespodziewany dzwonek do drzwi, telefon mogą wywołać u mnie irracjonalny niepokój. Gdyby rodzice zostali w Szczecinie, pewnie jej losy potoczyłyby się inaczej. Dwa lata po odwilży październikowej wszyscy troje wrócili do Warszawy. Magda poszła do żeńskiego kceum na Saskiej Kępie. Wysoki poziom, fartuszki. Jedna z koleżanek wyczytała w gazecie, że telewizja ogłasza nabór do programu, w którym młodzież będzie recytować poezję. Poszła na efiminacje, chociaż nigdy nie brała udziału w żadnych konkursach recytatorskich. Ale słowa: "telewizja", "teatr", "aktorzy" brzmiały intrygująco. Wszystko wokół było szare, smutne, pospolite. - A ja bardzo chciałam, żeby moje życie było inne, kolorowe - wspomina. W Młodzieżowym Studiu Poezji, prowadzonym przez Andrzeja Konica, odkryła, że chce być aktorką. - Jestem szczęśliwa, że nie zmarnowałam lat na szukanie swojej drogi - podkreśla. Kocha swój zawód. Nigdy, nawet przez chwilę, nie przyszło jej do głowy, że mogłaby robić coś innego. - W każdej roli odradzam się na nowo. Na scenie mogę być wstrętna, okrutna, wulgarna albo piękna, królewska. Stale muszę coś kreować, coś z siebie dać, a inni na to czekają, chcą oglądać - mówi. Wierzy, że sztuka jest potrzebna. Choćby po to, żeby dać się zaczarować. Ale gdy słyszy, że ktoś traktuje aktorstwo jak misję, chce jej się śmiać.

Nigdy nie miała problemu z rozdzieleniem fikcji od rzeczywistości. - Opada kurtyna, idę do garderoby, zmywam makijaż, zakładam swoje ubranie, wsiadam do samochodu i włączam radio - opowiada. Zanim dojedzie do domu, emocje zdążą opaść. Kiedy przekracza próg, jest już Magdą. - Wcześnie zaczęłam odnosić sukcesy, ale na szczęście nie straciłam rozumu. Nigdy nie pomyślałam o sobie: "Jestem najpiękniejsza, najlepsza i należą mi się szczególne względy". Gdybym była inna, Gustaw by się ze mną nie związał. Wiedział, że nie bierze sobie oszalałej aktorki, która będzie siebie stawiać na pierwszym planie. Mój mąż jest artystą wybitnym, osiągnął więcej, niż można sobie wyobrazić, ale to inni muszą mu o tym przypominać. Powtarza: "Nie ma nic gorszego niż granie w życiu" - mówi. Magdalena Zawadzka i Gustaw Holoubek są małżeństwem od 33 lat. - Trudno opowiadać o Magdzie, nie wspominając o Gustawie - mówi Grażyna Barszczewska, aktorka. - Kobieta, która tyle lat jest partnerką mistrza, musi być niezwykła. Kiedy przyszła miłość, on był po czterdziestce, miał drugą żonę, dwie córki, a także sławę najwybitniejszego polskiego aktora, który zagrał Gustawa/Konrada w słynnych "Dziadach" Kazimierza Dejmka. Ona, sporo młodsza, miała na koncie kilkanaście ról filmowych i kilka głównych w Dramatycznym. Mężatka (na drugim roku studiów wyszła za mąż za operatora filmowego).

- Oczywiście znałam Gustawa wcześniej, spotykaliśmy się towarzysko i w telewizji. Nie przyszło mi do głowy, żeby interesować się starszym, poważnym mężczyzną. Gdy występowaliśmy razem w Teatrze Telewizji w sztuce Oscara Wilde'a "Brat marnotrawny" w reż. Jerzego Gruzy, wołałam do niego "wujaszku" i siadałam mu na kolanach - wspomina. Wtedy nie zwrócili na siebie uwagi, uczucie pojawiło się później, w Teatrze Dramatycznym na próbach "Życie jest snem" Calderona. Przeznaczenie? Spotkanie dwóch energii w kosmosie? Ich związek stał się od razu sensacją. - Powszechnie uważano, że to ja rzucę Gustawa - podkreśla.

- Widocznie jakieś podstawy były, żeby wygłaszać takie opinie. Żyłam beztrosko, pełnią życia. Zakochiwałam się, odkochiwałam. Ale z Gustawem ułożyło się inaczej. Gdy oboje byli wolni, wzięli cichy ślub w Zakopanem. Trzecia żona, drugi mąż, 22 lata różnicy.

- Czy cyfry mają znaczenie? - dziwi się Zawadzka. - Ważna jest jakość życia. W ogóle mnie nie obchodzi, co ludzie sobie myślą. Są tacy, którzy nie byli nawet przez jeden dzień zakochani, a ja, kiedy wychodziłam za mąż, byłam tak bezgranicznie szczęśliwa, że choćby dlatego wiedziałam, że było warto. A potem przyszło tyle cudownych lat i mam nadzieję, że dużo jeszcze przed nami - ścisza głos. Kiedyś wędrowali razem po górach, teraz ona idzie sama, a on czeka na nią w kawiarni na dole. - Nie mam o to pretensji, przecież gdy mógł, zawsze mi towarzyszy! - mówi.

W dużym mieszkaniu w kamienicy na Starym Mokotowie panuje idealny porządek.

- Magda to perfekcjonistka i pedantka, wiecznie coś sprząta, szykuje - zdradza Grażyna Barszczewska. - Nie wiem, co by się ze mną stało, gdybym nie miała rodziny - zastanawia się Zawadzka. - Nie wyobrażam sobie, żeby poświęcić się karierze i samotnie żyć. Nie znosi gotować, ale robi to, bo wie, jak ważne są zapach i smak domowych potraw. - Dom kojarzy mi się z rosołem mamy - mówi Jan Holoubek. Kiedy urodziła syna, Jaś stał się jej oczkiem w głowie. Ale nie była i nie jest matką kwoką, która zamęczałaby swoją nadopiekuńczością. - Nie wybierała mi kolegów, nie mówiła, która dziewczyna jest fajna, a która nie, nie sprawdzała lekcji, nie podejmowała za mnie decyzji. Pozwoliła mi iść swoją drogą. Ale zawsze mogę na nią liczyć. Dom to oaza spokoju. - Mamy różnych znajomych, wielu z nich należy do środowiska artystycznego - przyznaje Zawadzka. - Ale nie nadużywam słowa "przyjaciel". Jestem ostrożna, kilka razy się zawiodłam.

Od lat musi mierzyć się z rolą żony dyrektora teatru, w którym gra. Tak było również w Dramatycznym, tak jest w Ateneum. Nieraz dotykały ją opinie, że jest faworyzowana. - Gra o wiele mniej, niż mogłaby - zaznacza Leonard Pietraszak. - Ale ona uważa, że nie wypada, żeby o cokolwiek prosić. Myślę, że jest bardzo nieśmiała. A niektórzy pochopnie lub złośkwie oceniają, że jest zarozumiała. - Lansować się nie potrafię, o role prosić nie będę - mówi Zawadzka.

- Niczego nie zakładam, bo myślę, że człowiek robi plany po to, żeby Pana Boga rozśmieszyć. Może chciałabym troszkę więcej, niż mam, ale kiedy dokonuję bilansów, uważam, że jestem na wielkim plusie.

Na zdjęciu: Magdalena Zawadzka w "Pamiętniku lirycznym" w Teatrze Ateneum w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji