Artykuły

Pułapka Różewicza

"Pułapka" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Małgorzata Ruda w Dekadzie Literackiej.

"Pułapkę" Różewicza w reżyserii Krzysztofa Babickiego wystawił Teatr Słowackiego starannie, jak przystało na wybitne dzieło wybitnego poety o wybitnym pisarzu. Wszystkie użyte w tym spektaklu siły i środki są przyzwoite, estetyczne i ascetyczne; światła tu dramatycznie niewiele, patosu tyle ile potrzeba, aby przerazić dramatem życia; aktorzy dramat odgrywają wprawdzie rozwlekle, ale kulturalnie, nikt na scenie się nie zapluwa z emocji; prawda życia ukazana jest z taktem pozwalającym zrozumieć niezrozumiałe. Wszystko w tym spektaklu spowitym w mroku jest jasne: genialny pisarz Kafka to osobowość neurotyczna. Toksyczni rodzice naznaczyli jego życie piętnem tragizmu, niewiary we własne siły. Franz czuje się jak ślepy kret, tylko twórczość nadaje sens jego egzystencji. Ale to królestwo wolności jest nieustannie atakowane przez bezwzględny, trywialny żywioł codzienności. Trzeba jeść obiad w obecności ojca tyrana, wydłubującego z zębów resztki jedzenia, trzeba znosić prozaiczność i ograniczoność narzeczonej, kolekcjonującej meble i gardzącej literaturą. Trzeba się pogodzić z obrzydliwym faktem, że apetyczna panna Słowik ma nieapetyczną rodzinę. Trzeba się zaręczyć, znosić jakoś intruzów, którzy zakłócają romans z literaturą, trzeba przyjąć do wiadomości istnienie wspólnego małżeńskiego łoża i złotych zębów w szczęce przyszłej żony.

Ta presja rzeczywistości przerasta siły literackiego geniusza. Kafka Różewicza przegrywa z szafą, ze złotymi zębami, z okrutnym tatusiem i lękliwą mamusią, ze swoim wiecznie chorym ciałem. Ta osobista klęska, ten kompleks nakazujący mu widzieć w lustrze świata tylko siebie, ślepego kreta, skazanego na jamę, uwięzionego w pułapce życia - to poniżenie pozwala mu przeczuć grozę istnienia w historii; zobaczyć, że człowiek XX wieku będzie niszczył człowieka jak rzecz. Różewicz w biografię Kafki wprowadził wizję Holocaustu, ale profetycznej bezradności Kafki wobec sił historii przeciwstawił praktyczność Ojca. Ten gruboskórny tyran także przeczuwa zagładę, ale będzie z nią walczył. To walka skazana na klęskę, niemniej Ojciec ją podejmuje. Szafa, która przerażała Kafkę, stanie się Arką, w której Ojciec ukryje rodzinę. On nie ma czasu na literackie dylematy.

Opowiedziana w groteskowej, ekspresjonizującej poetyce biografia Kafki jest w wersji Różewiczowskiej mniej jednoznaczna niż przywykliśmy sądzić. Geniusz cierpi, ale też krzywdzi; widzi więcej, ale też jest skupiony na sobie, śmieszny. Pułapka Różewicza jest zdradliwa. Kochając Kafkę dramaturg opowiada się po stronie Ojca, to znaczy po stronie zmagania się z grozą życia.

Przedstawienie Babickiego jest pierwszą realizacją, jaką widziałam, tak jednoznacznie opowiadającą się za Ojcem przeciw Synowi. Za tę jednoznaczność realizator płaci jednak wysoką cenę. Z przedstawienia znika tajemnica niezawinionego cierpienia, tragizm, starcie racji.

Trudno dociec, ile w tej apoteozie Ojca świadomego zamiaru, wierności autorowi, a ile przypadku. Franz Radka Krzyżowskiego jest mocny, pewny siebie, raczej analizuje niż rozpacza, dotyka go tylko to, co go rani. Nie ma wątpliwości, że literatura jest ważniejsza niż życie. Choć odwołuje się do traumy z przeszłości, choć chodzi za nim skrzywdzona duszyczka chłopca, jakim był niegdyś, chłopca dręczonego z powodu swego pochodzenia. Żyda, który zabił Chrystusa - to Franz-mężczyzna jest dość silny, by przeciwstawić się światu, zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o własne erotyczne fobie i pragnienia. To wrażenie siły potęguje postura aktora i jakiś wyraz uporu, zaciętości. Ten Franz raczej dystansuje się wobec świata niż się go boi. Konsekwentnie unieważnia swoje życiowe obowiązki. Poddany zmysłom jest bardziej śmieszny niż tragiczny, zwłaszcza wówczas, kiedy opiera się natrętności i pretensjom mieszczańskiej kobiecości Felicji (Anna Cieślak). Więzień cielesności, nie umie oprzeć się żadnej kobiecie, a ich agresywna zaborczość ośmiesza go. To wrażenie wynika zapewne z dość ekspresywnych środków użytych przez aktorki. Są śmieszne w swej samiczkowatości (Felicja, Jana), eksponują ciało, nagie ramiona, kręcą tyłkiem. Są też nieprzyjemne i patetyczne, jak Greta lub bezmyślnie zadowolone z siebie, jak Jana. Pociągają i odstręczają, łatwe w gniewie i chętne, wydają się w gruncie rzeczy nieważne w wewnętrznej biografii Franza. Ulegając im zachowuje coś w rodzaju pogardy, a może tylko ostrożności.

Podobnie ma rzecz się ze stosunkiem Franza do Ojca. Krzysztof Jędrysek w pierwszej scenie rodzinnego obiadu gra właściwie nie tyrana, a lękliwego gadułę, który bardziej męczy niż przeraża. Sugerowana przez Różewicza, a niewolniczo zrealizowana przez aktorów, niemożność patrzenia na Ojca, nie wydaje się efektem paraliżującego strachu, a znękania, umęczenia ojcowskim jazgotem. Ma się wrażenie, jakby to Ojciec starał się, prosił o kontakt z rodziną. Napięcie wydaje się raczej dotyczyć relacji z matką, zastraszoną, usiłującą daremnie uleczyć atmosferę. Bożena Adamek gra kobietę delikatną, uległą, która nie potrafi obronić dzieci, a jedynie szantażuje swoim smutkiem męża. To w istocie dom nieprzyjemny, nieprzytulny, ale nie robi wrażenia miejsca, które zabija. To dzieci nie chcą nic słyszeć, nic widzieć, co oczywiście wzmaga pretensję odrzucanego Ojca. Konsekwencją takiego ustawienia sceny jest ironia, z jaką głowa rodziny traktuje późniejsze narzeczeńskie pretensje Franza. Wydaje się, że ojciec bardziej przeżywa zerwanie zaręczyn niż opanowany syn. To Ojciec czuje się ośmieszony, a Franz po prostu konsekwentnie realizuje swe fantazje na temat ogniska domowego. Tkwi w jego postępowaniu jakaś okrutna premedytacja, jakby mścił się za niegdysiejsze zniewolenie. Niszczy więc otaczające go kobiety. To tylko ciała, które chce zdobyć, z przekory; ciała, które nie wystarczają mu na długo.

Ojciec Jędryska jest chyba jedyną wewnętrznie skomplikowaną postacią spektaklu, mimo że początkowe ustawienie roli mało przekonuje. Ten jątrzący gaduła, denerwujący, ale pozbawiony siły, w ostatnich epizodach dramatu, skonfrontowany ze swoim monumentalnym portretem, darem pokornej żony, staje się bezsilnym starcem, zaprzątniętym maniakalną wizją zagłady. Ale usiłuje ją powstrzymać, ocalić ten dom. Wie więcej niż genialny syn. Wie, że należy przeżyć. Kiedy obmyśla sposoby tego przeżycia, kurczy się, maleje, drepce zaaferowany, przejęty innymi. Franz jak zwykle skupia się na sobie. Pułapką staje się jego egoizm. Tajemnica losu została sprowadzona do skazy charakteru. A z tego trudno zrobić wielki teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji