Artykuły

Wreszcie poskromiona!

Ze skandalicznym doprawdy opóźnieniem zobaczyłem w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie słynne już w całej Polsce Poskromienie złośnicy Szekspira w reżyserii Jerzego Stuhra i w nowym przekładzie Stanisława Barańczaka. W swoim czasie dużo o tym spektaklu pisano, niech mi jednak będzie wolno dorzucić do licznych pochwał, którymi go obsypano, także moje trzy grosze. Tym bardziej, że przedstawienie wciąż jeszcze jest grane przy pełnej widowni.

To niewątpliwie najciekawsze przedstawienie tej komedii, jakie dotychczas oglądałem, a oglądałem tych Poskromień wiele. Największa w tym zasługa reżysera, lecz także autorki znakomitej scenografii (którą jest Elżbieta Krywsza), no i oczywiście czołowej pary aktorów, mianowicie Małgorzaty Kochan (Kasia) i Piotra Urbaniaka (Petruchio). Ta dwójka na czele całego, wyrównanego zresztą i dobrego zespołu, dała rzeczywisty popis gry, budzący nie najgorsze nadzieje na przyszłość naszego młodego aktorstwa. A w kilku scenach — niewątpliwa to też zasługa reżysera — była nie tylko zabawna (jak na komedię przystało), lecz także bardzo poetycka, a nawet wzruszająca.

Zasługi reżysera… Jerzy Stuhr stworzył przedstawienie znakomite, pełne świetnych pomysłów inscenizacyjnych i interpretatorskich. Stuhrowi zawdzięcza owa Złośnica z Nowej Huty niezwykły klimat całego spektaklu, pełnego wesołości, zabawy, poezji. Co prawda trzeba było trochę biegać po teatrze, czego w zasadzie nie lubię, ale w końcu musiałem wybaczyć Stuhrowi nawet to, że początek sztuki oglądaliśmy w foyer na stojąco, a później wraz z biorącymi w nim udział aktorami powędrowaliśmy na scenę, na której to scenie (a nie na widowni!) w nastroju wciąż trwającej zabawy oglądaliśmy dalszy ciąg przedstawienia. Fakt, że oni przez chwilę nie byłem tym zmęczony i że wyszedłem z teatru pełen (co dzisiaj raczej dziwne) prawdziwej radości życia, zawdzięczam przede wszystkim Stuhrowi.

Oglądałem w życiu wiele przedstawień Poskromienia złośnicy, ale zapamiętałem przede wszystkim trzy z nich. W pierwszym, jeszcze przed wojną, widziałem samego Juliusza Osterwę wraz z Hanką Ordonówną, później goszczących w Polsce aktorów kanadyjskich z tym samym przedstawieniem. Oglądałem wreszcie Poskromienie złośnicy w Stradtfordzie nad Avonem, a więc tam, gdzie właśnie Szekspira powinno się wystawiać wzorowo, choć nie zawsze tak się dzieje, a w spektaklu, który oglądałem, tak właśnie się działo. Spektakl Stuhra zrobił na mnie największe wrażenie z moich dotychczasowych Poskromień, o czym miło mi zawiadomić jego samego i moich Czytelników.

Jak wiadomo Poskromienie zaczyna się prologiem, którego wątek autor potem gubi. Otóż pierwszym i bardzo interesującym pomysłem Stuhra jest fakt, te pijane chłopisko z prologu (zwane przez tłumacza „Okpiszem”) przekształca się, już we właściwej sztuce, w jej głównego bohatera Petruchia, a Karczmarka z prologu gra później złośnicę Kasię. W prologu tym bierze również udział wielu aktorów, ukazanych później w innych rolach sztuki. Inscenizacyjnie Stuhr przypomina także dyskretnie ów prolog w scenie ostatniej, co nie pozwala widzowi sądzić, te Szekspir ten wątek „zagubił”. Przynajmniej takie można odnieść wrażenie. Duży plus dla Stuhra. Takich plusów jest w spektaklu więcej.

W programie przedstawienia zamieszczono pełną wzajemnych duserów wymianę listów pomiędzy reżyserem sztuki a jej tłumaczem. Moi Czytelnicy pamiętają może, że nie jestem — jak to dzisiaj wypada — szczególnym admiratorem przekładów Stanisława Barańczaka. Ośmieliłem się niegdyś zaczepić jego przekład Hamleta, nie zachwycił mnie także przekład Snu nocy letniej (z przerażającym Podszewką zamiast poczciwego Spodka!). Lepiej już brzmiał mi w uszach przekład Romea i Julii (grany również w teatrze w Nowej Hucie). No, a teraz Poskromienie złośnicy

Oczywiście i tutaj Barańczak swobodnie traktuje tekst szekspirowski, odchodząc od niego nieraz dość daleko, tylko te Poskromienie jest właśnie sztuką, w której można sobie na to pozwolić z lekkim sercem. Pamiętam, jak groza ogarnęła mnie w Stradtfordzie, gdy w teatrze Royal Shakespeare Company reżyser Michael Bogdanov właśnie w Poskromieniu dopisał Szekspirowi swoje cenne myśli, zaznaczając uczciwie w programie, iż „certain parts of the tert have bcen cut or rewritten” („niektóre partie tekstu zostały skreślone lub napisane na nowo”). Działo się to w samym sanktuarium Szekspira! A więc wiele należy wybaczyć Barańczakowi, zwłaszcza że jego przekład Złośnicy brzmi rzeczywiście znakomicie, jest pełen humoru, dowcipu i rozmaitych zabawnych sztuczek językowych. Jakże mi miło, te mogę pochwalić Stanisława Barańczaka.

Tak więc Złośnica w Nowej Hucie została istotnie poskromiona przez reżysera, aktorów i tłumacza! To pocieszające, podobnie jak tłumna obecność młodzieży na tym pięknym przedstawieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji