Artykuły

Artysta umarł, niech żyje król!

Gdy kurtyna pójdzie w górę doznamy wrażenia jakby scena teatralna dokonała pół obrotu, a zarazem cofnął się czas Jesteśmy za kurtyną w osiemnastowiecznym teatrze, gdzie Molier ze swą trupą bawi publiczność i swego króla. Tak zaczyna się w Teatrze im. J. Osterwy przedstawienie Michaiła Bułhakowa Molier — z podtytułem Zmowa świętoszków.

Przygotowywanie tego spektaklu trwa długo i przypomina trochę… proces kręcenia filmu. Każda scena wielokrotnie powtarzana, robiona jest z takim pietyzmem, dbałością o szczegół, jakbyśmy mieli oglądać ją na zbliżeniu. Z tych cząstkowych jakby ujęć ma powstać całość — zna ją reżyser przedstawienia Bogusław Linda.

Nazwisko kojarzy nam się od razu… oczywiście — z filmem. Podczas prób na widowni zasiada też wybitny scenograf Janusz Sosnowski. To on robił z Juliuszem Machulskim Seksmisję, a przedtem wiele filmów z Zanussim i z Wajdą. Jego wspaniała inwencja musi się teraz zmieścić w granicach skromnej przestrzeni scenicznej i zaplecza teatralnego. Z tym drugim zwłaszcza są kłopoty. Można wyczarować na scenie bardzo wiele, ale, gdzie to zmieścić za i kulisami, jak wymieniać dekorację w trakcie spektaklu? Teatr to teatr. Muzyka tez będzie prawie filmowa. Skomponował ją Przemysław Gintrowski (połówka sławnego niegdyś duetu) ostatnio współpracujący intensywnie z teatrem i filmem — m.in. Nadzór Kaniewskiego.

A co w kadrze? No więc starzejący się, tracący już siły, Molier. Coraz bardziej udręczony przez nienawidzącą go dworską kamarylę i kołtuńską opinią publiczną. Coraz częściej godzący się na kompromis. Czepiający się okruchów zmiennej łaski Króla-Slońca. Molier bezkrytycznie i nieszczęśliwie zakochany, z tym wszystkim artysta i człowiek na krawędzi życiowej porażki. Ta rola to wielka szansa dla talentu Włodzimierza Wiszniewskiego.

Artysta i despota. Artysta i imanentne zło władzy. W tej konfrontacji Molier nie ma najmniejszej szansy. Jego walka o wystawienie „świętoszka”, walka ze zmową nieprzyjaciół i bezdusznością Ludwika, walka, w której gotów jest rzucić na szalę własną godność, kończy się klęską i śmiercią. A jednak jego będzie „za grobem zwycięstwo”.

Bogusław Linda zastrzegł się już na pierwszym etapie prób: — Nie robię sztuki o Kościele. Chodzi o kondycję artysty. Kim jest Molier? Tak naprawdę jest wielkim głupcem i kabotynem. Ma jak wszyscy artyści poczucie własnej wartości — bez tego nie można uprawiać tego zawodu. Ufa w łaskawość władzy. Ale przychodzi takt moment, gdy staje się bezradny, osaczony. Bardzo łatwo Jest zniszczyć artystę.

Trzeba o tym mówić. Jako aktor nie miałem zbyt wiele takich możliwości. Przestał mnie bawić zawód małpy. Uciekam w reżyserię

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji