Artykuły

Światła wielkiego miasta

W amerykańskich filmach często powtarza się takie ujęcie: kamera powoli przejeżdża przez pogrążone w mroku miasto, kontemplując niekończące się światła mieszkań. Za chwilę operator płynnie przechodzi na ruchliwą mimo późnej pory ulicę, by pokazać przemieszczających się ludzi. Kamera wyławia z tłumu poszczególne sylwetki. Widzimy opuszczających bar, elegancko ubranych mężczyzn, jak można się domyśleć typowych przedstawicieli yuppies, którzy po pracy wpadli tu na drinka. W następnym momencie realizatorzy dla kontrastu pokazują nam leżącego na ulicy narkomana, któremu nie chce się już nawet żebrać. Nasz uśmiech może wywołać potykający się o niego współczesny amant w skórzanej kurtce i dużych okularach, rozglądający się za jakimś damskim „towarem do ustrzelenia”.

Tych samych mężczyzn, wyciągniętych wprost z amerykańskiego filmu, można spotkać też na naszych ulicach. Ostatnio odwiedzili scenę Pod Ratuszem, za sprawą Tomasza Obary, który wyreżyserował tekst Erica Bogosiana Sex, prochy i rock & roll. Jego autor jest aktorem znanym choćby z filmu Woody Allena Przejrzeć Harrego, a także muzykiem punk rockowym, będącym liderem grapy Ricki Paul Show oraz współtwórcą, wraz z Frankiem Zappą, płyty Blood on the Canvas.

Rockowe korzenie pisarza sugestywnie dają znać o sobie w Sexie, prochach i rock & rollu. W sposób nieraz bardzo dosadny przedstawia on brutalność opanowanego przez hipokrytów świata, nie wystrzegając się przy tym wulgaryzmów. Grający w monodramie Tomasz Obara (reżyser i aktor w jednej osobie) wszedł do końca w ten okrutny, pozbawiony jakichkolwiek zahamowań świat, bardzo odważnie przedstawiając współczesnych nam, męskich bohaterów.

Niezwykle sprawny aktor nie obawia się, aż do granic obrzydliwości, pokazać włóczęgę o zapędach ekologicznych, który sprawia wrażenie równie brudnego jak opisywane przez niego rzeki i oceany. Za chwilę Obara z małpią łatwością przeobrazi się w zadowolonego z siebie przedstawiciela klasy średniej, który przedkłada nad wszystkie przyjemności smażenie steków na grillu, wyliczając dokładnie, co ile go kosztuje. Spojrzenie jakie przy tym rzuca na wyimaginowanego przyjaciela warte jest miny zdychającej mewy, której żałował bezdomny.

Aktor bez problemu wchodzi w rolę telewizyjnego kaznodziei, który z szatańskim uśmiechem każe wiernym strzelać do wszystkich czarnych, żydów i lekarzy dokonujących aborcji. Już za moment pozbędzie się demonicznego garnituru, by pokazać podchmielonego mężczyznę w średnim wieku na delegacji, który wziął sobie do pokoju małoletnią dziwkę. Świetnie skontrastowane zostało tu jego pijackie gadanie o tym jak bardzo zależy mu, by skończyła ona szkołę, z żądaniem opłaconej już wcześniej usługi. Reżyser nie ma oporów przed pokazaniem tej sceny, ale robi to w inteligentny sposób, metodą filmową wyciągając ciemności jedynie twarz bohatera, na której malują się doznawane właśnie zmysłowe przyjemności. Sprawia to dużo większe wrażenie niż realistycznie pokazana scena stosunku homoseksualnego w Pterodaktylach — poprzedniej premierze Teatru Ludowego. Ale właśnie cały sukces Tomasza Obary polega na tym, że balansując na cienkiej linii dobrego smaku, nigdy jej nie przekracza, mimo wielu wulgarności i obrzydliwości, których w spektaklu nie brakuje.

Wychodząc z przedstawienia na skąpany w nocy Rynek, pod słynnym „Zwisem” zobaczyłam zaczepiającego przechodniów Świrusa. Wśród jego ofiar był mężczyzna w markowym garniturze, z „komórką” przy uchu. Na rogu Sławkowskiej i Rynku kiwał się na klęczkach narkoman. Teatr wyszedł na ulicę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji