Artykuły

Jak szukałam w Gdańsku Leona Niemczyka

Dziwne, trochę nawet głupie to moje szukanie. Bo nie ma już tamtego świata. Nie ma jego nazwiska w książce "20 lat Teatru Wybrzeże", choć w Internecie krąży zdanie, że to tam zaczynał swoją aktorską drogę. Nie ma nawet teatru, gdzie grał jeden, jedyny raz w Trójmieście, bo gdyńska scena Teatru Wybrzeże spłonęła w latach 60. Ale Leon Niemczyk pojawi się na niej w sztuce Janusza Makarczyka "Wielka gra" w reżyserii Jerzego Zegalskiego w 1954 roku - pisze Gabriela Pewińska w Dzienniku Bałtyckim.

Szukam go od kilku dni. Dziwne to zadanie. Bo ja szukam Niemczyka młodego. Tego, który ma 30 lat, chodzi po Gdyni w battledressie, wojskowej kurtce angielskiej armii i w czarnym berecie noszonym na bakier. Kroczy po Świętojańskiej, wodzi okiem za dziewczynami i jeszcze nie wie, że za lat 50 już go na świecie nie będzie. I że nie spełni się jego marzenie, by umrzeć na planie filmowym.

Ba! Pojęcia nie ma, że zagra w 400 filmach! I że umrze w ostatnią środę listopada, rano, w swoim łódzkim mieszkaniu, w bloku przy ul. Staszica. I że będę chodzić po jego śladach jak dziecko we mgle.

Dziwne zatem, trochę nawet głupie to moje szukanie. Bo nie ma już tamtego świata. Nie ma jego nazwiska w książce "20 lat Teatru Wybrzeże", choć w Internecie krąży zdanie, że to tam zaczynał swoją aktorską drogę. Nie ma nawet teatru, gdzie grał jeden, jedyny raz w Trójmieście, bo gdyńska scena teatru Wybrzeże spłonęła w latach 60. Ale Leon Niemczyk pojawi się na niej w sztuce Janusza Makarczyka "Wielka gra" w reżyserii Jerzego Zegalskiego w 1954 roku. Pojawi się gościnnie, bo w tym czasie będzie już aktorem Teatru Ziemi Pomorskiej w Bydgoszczy. W gdyńskim spektaklu wystąpi jako Abdul Sula, służący w poselstwie Wielkiej Brytanii. Na starej fotografii wygrzebanej z archiwum teatru Wybrzeże widzę go w scenie z Wandą Stanisławską - Lothe.

Ucieczka nad morze

Ale do Gdańska Leon Niemczyk przyjedzie kilka lat wcześniej i to tu będzie uczył się sztuki aktorskiej.

Jest rok 1949. Leon Niemczyk ma 26 lat. Za lat 54, dwa lata przed śmiercią, na Festiwalu Dobrego Humoru w Gdańsku, powie naszej dziennikarce Ryszardzie Wojciechowskiej: - W Gdańsku znalazłem się, bo chciałem uciec za granicę. Wymyśliłem sobie, że odpłynę nielegalnie jakimś statkiem. Zatrudniłem się w Stoczni Gdańskiej. Ale szybko się zorientowali, co mi chodzi po głowie i przesunęli do księgowości. Tak się skończyły moje marzenia o ucieczce z Polski remontowanym statkiem. Najpierw chciałem uciekać przez południową granicę, ale w Cieszynie mnie chapnęli. Siedziałem w betonowym bunkrze, żeby "skruszeć". Potem w więzieniu pół roku. Ale zostawmy to. W stoczni był zespół amatorski. I ja zacząłem się aktorsko udzielać. Potem trafiłem do Studia Teatralnego Iwo Galla. To były początki.

Trzy gwiazdki

Ale za czasów dyrektora Iwo Galla Leon Niemczyk nie wystąpił w gdańskim teatrze. Przynajmniej nie odnotowały tego teatralne archiwa.

- Był prawdopodobnie adeptem - zastanawia się aktor Stanisław Michalski, z Leonem Niemczykiem zaprzyjaźnił się będąc studentem łódzkiej Filmówki. - A skoro był adeptem - jeśli nawet coś zagrał - zamiast nazwiska Niemczyk figurowały na plakacie... trzy

gwiazdki. Takie były kiedyś zwyczaje w teatrze. Nie spotkaliśmy się w Wybrzeżu, bo ja przyszedłem tu w 1955 roku, tuż po nim. Ale pamiętam go z jego ról na innych scenach. Miał znakomite warunki: twarz, wzrost, sylwetka, temperament i poczucie humoru. Mógł grać wszystko, od krowy po Hamleta. Nikt też tak sugestywnie na scenie nie kochał jak Leon. Zresztą w życiu podobnie. Pamiętam fraszkę: "Jedna używa grzebyka, a druga Niemczyka"... Łodzianki, ale nie tylko one, szalały za nim, a nas, młodych, fascynowały jego opowieści o podbojach miłosnych. A opowiadać potrafił pięknie. Jak mówił nam, budrysom, każda jego miłość była najcudowniejsza, najpiękniejszą i każda była jego pierwszą miłością. Zwykł mawiać: "Całować może każdy z nas, sto razy, jeśli ma chęć. Kochać można tylko raz... Dwa... Trzy... Cztery...". Wiele razy spotkaliśmy się na planie filmowym, wypiliśmy też morze wódeczki, bo Leoś nie tylko kochał, ale i potrafił pić. No i znakomicie opowiadał o swoich przeżyciach wojennych. Świetnie znał niemiecki. Śmiałem się z niego: Leon, ty mnie do rozpaczy doprowadzasz, jak szprechasz w enerdowskim filmie o Apaczach...

W sierpniu tego roku widzieli się w Gdańsku podczas Festiwalu Dobrego Humoru. - Stasiek, my się musimy wreszcie w jakimś filmie spotkać! - rzucił na pożegnanie. - Tak gadał przy każdym naszym spotkaniu - śmieje się Stanisław Michalski. - Odparłem: Leoś, ja umrę, a ty wciąż będziesz mi to proponował... Tak odparłem, a on wziął i sam umarł.

Kobiety i samochody

Z aktorów, którym partnerował Leon Niemczyk w "Wielkiej grze", nie ma już na świecie Wandy Stanisławskiej-Lothe ani Igi Mayr. Ani Kazimierza Talarczyka. Jest, na szczęście, Józef Zbiróg. Mieszka w Łodzi. Cudem udaje mi się znaleźć jego numer telefonu. Słuchawkę podnosi w ich łódzkim mieszkaniu żona, Barbara, wykładowca Filmówki.

- Często spotykaliśmy się z Leonem - mówi. - Mieszkaliśmy po sąsiedzku. Składaliśmy sobie imieninowe wizyty. Jeszcze w listopadzie widzieliśmy się na dworcu. Czekaliśmy na kogoś, a on właśnie wrócił z Warszawy, z planu filmowego. Bardzo był zmęczony. Źle wyglądał. Mówię: Leon, czemu ty się tak męczysz tymi podróżami? Czemu na czas pracy w Warszawie tam nie zamieszkasz? A on mi na to z uśmiechem: Nie mogę. Ja tu mam garaż...

- Bo on lubił szybkie samochody i kobiety - śmieje się Barbara Wałkówna. - Ze swojego okna miał widok na Park Promienistych. Tam był basen i tam przechadzało się mnóstwo pięknych dziewczyn. Ale, choć znaliśmy się długo, z jego sześciu żon zdążyłam zakolegować się z trzema...

Ten jeden, co nie przyszedł

Gdy Józef Zbiróg spotkał się z Leonem Niemczykiem na gdyńskiej scenie w spektaklu "Wielka gra" pól wieku temu, mieszkał na ulicy Świętojańskiej. Gdzie pomieszkiwał wtedy Leon Niemczyk, Józef Zbiróg nie pamięta.

- Pamiętam natomiast, że często spotykaliśmy się u grubej Józi...

- Gdzie? - pytam.

- W gdyńskiej knajpie, która nazywała się "U Grubej Józi". Chodziło się tam na obiad, na befsztyk tatarski, na wódeczkę... Tam spotykaliśmy się po przedstawieniach. Niewykluczone, że i po "Wielkiej grze". Leon był bardzo kolorową postacią, szalenie zwracał uwagę, kobiety się za nim oglądały. Był postrachem mężczyzn... Nie wiedział wtedy Leon Niemczyk - bo skąd miał niby to wiedzieć - że wystąpi z Józefem Zbirógiem jeszcze raz... tuż po swojej śmierci. Za sprawą Davida Lyncha. Podczas festiwalu operatorów filmowych Camerimage 2006 wyświetlony zostanie pewien film tego znanego reżysera. Film, etiuda dla studentów właściwie - "The Green Room in Lodz". W jednej ze scen: Leon Niemczyk, Józef Zbiróg i Marian Stanisławski. Na widowni Józef Zbiróg. Leon Niemczyk już na tamtym świecie. - Zagraliśmy trzech starszych panów w pokoju - opowiada aktor. - Co robiliście panowie w tym pokoju? - drążę. - Trwaliśmy w oczekiwaniu na czwartego, który miał przyjść..:

- O!

- Ale ten czwarty nie przyszedł...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji