Artykuły

Robinson i trzystu małych marynarzy

"Robinson Crusoe" w reż. Dariusza Wiktorowicza w Teatrze Dzieci Zagłębia w Będzinie. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.

Trudno dziś dzieciom zaimponować. Wychowane na migających telewizyjnych obrazkach, nie zawsze dają się uwieść scenicznej magii. Teatr Dzieci Zagłębia w Będzinie szuka różnych sposobów na przyciągnięcie młodej publiczności. Z dobrym skutkiem; w niektóre dni będzińska scena musi grać po trzy spektakle, by skrócić kolejkę oczekujących. Rodzice i nauczyciele (to oni przecież decydują o kupnie biletów) wyglądają na zadowolonych, patrząc jak maluchy z przejęciem współuczestniczą w budowaniu teatralnej rzeczywistości. W czasie spektaklu pt. "Robinson Crusoe" empatia dzieci jest tak duża, że gdy Robinson nie zauważa płynącego na horyzoncie żaglowca, wstają z miejsc, krzyczą, a nawet gotowe są ów statek zawrócić. I nie ma w tym zachowaniu niczego niewłaściwego, bo w pierwszej minucie przedstawienia trzystu małych widzów zostało zaangażowanych do ról majtków. Dostali wiosła, liny, zostali przeszkoleni w okrętowej musztrze i to był strzał w dziesiątkę. Cokolwiek by powiedzieć o niedoskonałościach samej realizacji, pomysł reżysera okazał genialny w swojej prostocie. Dzieci wchodzą w wykreowany świat jak we własny.

Dariusz Wiktorowicz oparł będziński spektakl na sprawdzonej wcześniej koncepcji Ondreja Spisaka, który z powieści Defoe zostawił tylko schemat akcji i nazwisko bohatera. Sceniczny Robinson jest tu krnąbrnym i egoistycznym chłopcem, który zaciąga się na statek wbrew woli rodziców tylko po to, by sprzedać zabawki tajemniczym tubylcom i zostać bogaczem. Oczywiście dostaje w kość, ląduje na sa

motnej wyspie, poznaje Piętaszka, zaprzyjaźnia się z egzotycznymi zwierzętami i... dojrzewa do mądrego rozróżniania dobra i zła. Intryga, przykrojona do percepcji małych dzieci, z konieczności operuje myślowym skrótem i pędzi w zawrotnym tempie, co wydaje się jednak naiwnością tylko dorosłym. Dzieci natychmiast łapią o co chodzi i szczerze wierzą w serwowaną im (nawet nachalnie) dydaktykę. Może tylko dialogi wydają się miejscami nazbyt infantylne, a miejscami odwrotnie - zbyt mocne w doborze słów.

Widowisko zbudowane jest z różnych, sensownie wyważonych elementów. Poza grą aktorów na żywym planie i robiącymi wrażenie efektami specjalnymi (burza), świetnym pomysłem było wykorzystanie płachty horyzontu jako ekranu dla nagranych w naturze plenerów. Obraz prawdziwego morza rozszerza przestrzeń sceny, a zdjęcia jasnego i ciemnego nieba czy płynących chmur ułatwiają pokazanie upływającego czasu. Także w warstwie dźwiękowej znalazło się sporo udanych efektów. Przedstawienie ożywiają piosenki do muzyki Grzegorza Turnaua i tekstów Dariusza Czajkowskiego, ale także nagrania krzyków dzikich zwierząt i odgłosów dżungli. Druga część spektaklu, bardziej poetycka i refleksyjna, przeplatana jest dla przeciwwagi zabawnymi dialogami, co nie osłabia uwagi młodego widza. Ogląda się!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji