Artykuły

Co czeka Zdzisia?

W ankiecie rozdawanej widzom w Teatrze Ochoty, kierowanym przez małżonków Machulskich, a dającym spektakle trzy razy tygodniowo w soboty, niedziele i poniedziałki w Dzielnicowym Domu Kultury przy ul. Reja 9, znajduje się pytanie: „Czy problemy przedstawiane w spektaklu naszego teatru uważa Pan(i) za aktualne dla współczesnego życia?”

Ponieważ Wasz sprawozdawca po raz pierwszy wybrał się do tego bojowego teatru, egzystującego w ramach organizacyjnych Stołecznej Estrady, więc godzi mu się ograniczyć odpowiedź tylko do jednego przedstawienia, tusząc, że zachęcony nim będzie tam widzem nie po raz ostatni.

To, co zobaczyłem jako inscenizację tekstu Czesława Dziekanowskiego Aby przejść w pion? w wykonaniu Małgorzaty Pritulak i Jana Kulczyckiego, a w reżyserii Zdzisława Wardejna i scenografii Anny Rachel, jest teatrem w naszych warunkach nietypowym. Jest to przedstawienie, które ogólną tendencją zbliżenia widzów ze sceną posuwa o duży krok naprzód. Zawiązywanie dyskusji widzów z artystami, inscenizatorami i - autorami po przedstawieniu to rzecz nienowa, ale uczynienia z tego niejako połowy spektaklu to już nowina. Bo reżyser i autor postarali się, żeby dialog z widzami zmienić w żywą rozmową.

Warto czasem przyjść na takie przedstawienie, w którym widz ma prawo trochę się wygadać i wywnętrzyć, a nie tylko słuchać i medytować.

Było zaś, przynajmniej tym razem, o czym. Pierwsza część spektaklu czyli ekspozycja polegała na dwu kolejnych monologach. Naprzód Kulczycki zagrał, ze znakomitym wcieleniem się w postać, początkującego spawacza metali. Przeistaczając się w młodego wykwalifikowanego robotnika, który otrzymał pierwszą swoją pracę, zwierzał się z zaskoczeń, zmagań, kłopotów i rozpaczy, które czatują na frajera, gdy wchodzi w świat fuchy, lipy, kantów i nadużyć, a jest jeszcze nie spaczony, spodziewa się uczciwej, porządnej roboty.

Po tym monologu nastąpił monolog drugi: dziewczyny wchodzącej w życie. Ta dziewczyna i ten chłopiec; chodzili z sobą jakiś czas, zamierzali: się nawet pobrać, ale do małżeństwa; nie doszło, w pewnej mierze z powodów warunków egzystencji (pracowała w innym mieście, mieszkania nie dostali), w pewnej mierze z powodów subiektywnych — niezdecydowania się na większe ryzyko.

Dziewczynę zagrała zachwycająco Małgorzata Pritulak, naśladując prowincjonalną głuptaskę, której życie wewnętrzne streszcza się do listów miłosnych, rozmyślania o gniazdku i piosenek z płyt. Bidulka, słuchając ich i śpiewając, czuje się Amerykanką z bajki, albo panią z rodzimego dolce vita, do którego w życiu nie ma żadnego dostępu. Dwoje biednych dzieciuchów, które u startu życia doznają bolesnych ciosów od rzeczywistości.

Po tych dwu monolagach Zdzisia i jego dziewczyny następuje podreżyserowana dyskusja. Z publicznością. Tematem staja się dalszy los pary. Zaiste nie było pudla w założeniu artystycznym, skoro wszyscy dyskutanci, a raczej rozmówcy, mówili o parze bohaterów. Jakby to były osoby prawdziwe, a nie literackie.

To duży tryumf autora, a nie mniejszy wykonawców. Jeżeli postacie fikcyjne (choćby wzorowane na jakichś modelach) potrafią tak zaabsorbować dyskutujących. Rozmówców nurtowało pytanie, czy takich dwoje (a więc i legiony im podobnych) zdoła życie swoje i otoczenia uczynić wartościowym, czy też ulegnie rozprzężeniu w spotkaniu z nieuczciwością? Widać autor l artyści uderzyli w sedno naszych niepokojów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji