Jak mądrze bawić dzieci?
Tak sobie myśle, co jako dość przerośnięte dziecię pamiętam z czterech edycji Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuk Dziecięcych i Młodzieżowych w Wałbrzychu?
Z pierwszego (rok 1979) — na pewno Alicję w krainie Czarów z warszawskiego teatru Rozmaitości i Króla malowanego z OTO Kalambur. Z drugiego (1981) — pamięć się jąka, nie chce nic wyrzucić. Może powinienem się wspomóc werdyktem jury? Też cienko. Pierwszej nagrody nie przyznał szanowny sąd konkursowy, drugą dostał Kot w butach z Teatru Ludowego z Krakowa. Na trzecim (1983) sukces odnieśli gospodarze, czyli Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego Podwórkowcami. Dziecięcemu jury podobał się bardzo Król malowany z Teatru im Norwida w Jeleniej Górze, obsypano nagrodami i brawami także Spartolino z OTO Kalambur z Wrocławia. Czyli tak naprawdę święciła triumf Urszula Kozioł, znana wrocławska poetka, autorka tych trzech teatralnych przedsięwzięć. Czwarty festiwal (1985) zapisał się w mojej pamięci doskonałym Złym zachowaniem legendarnej grupy Andrzeja Strzeleckiego, także Pchłą Szachrajka z Teatru Dramatycznego w Częstochowie, Powiedz że jestem w wykonaniu gospodarzy oraz występującym poza konkursem, bardzo oryginalnym Teatrem „Wierzbak” z Poznania. Niby dużo zapamiętałem, ale też i ze świeższej warstwy pamięci to zdejmowałem.
Ciekawe, ile z tej wyliczanki będę pamiętał za osiem lat, przed dziesiątym festiwalem i te, co na mnie zrobi wrażenie w tym roku?
Może dzisiejsze Przygody Cipolina z warszawskiego teatru na Targówku, może sobotnie Wielkoludy z Teatru Nowego w Poznaniu? Jeśli nie, to pozostaną mi do wyboru jeszcze trzy albo cztery propozycje konkursowe i trzy zagraniczne towarzyszące wałbrzyskiemu świętu teatru.
W niedzielę (26 kwietnia) zobaczymy Foczkę akrobatkę przygotowaną przez Teatr Dramatyczny w Częstochowie w poniedziałek (27 kwietnia) miał wystąpić Teatr im. Kochanowskiego z Opola z Małym księciem, ale jeden z aktorow złamał nogę i opolskiego przedstawienia nie będziemy oglądać. Co będzie w zamian? Jeszcze nie wiem, trwają pertraktacje z kilkoma teatrami. We wtorek (218 kwietnia) pokażą się gospodarze z recenzowanym przeze mnie tydzień temu w „Magazynie” spektaklem Jaja jak berety. W środę na zakończenie wystąpi Teatr im. Norwida z Jeleniej Góry z bajką O ślicznych kwiatkach i strasznym potworze. Późnym wieczorem tego samego dnia przekonamy się kto wyjedzie z Wałbrzycha z tarczą, a kto na tarczy.
Z Belgii przyjedzie na festiwal Theatre de la Guimbarde z Karym Niani Krosz z Francji — Theatre Du Point Du Jour z przedstawieniem Czarne i białe, wreszcie Z Berlina — Teatr Der Freunischaft z bajką Pędzel i jego wujek Walenty.
Bilansując plusy i minusy festiwalu sprzed dwóch lat („Magazyn GR” z 28 czerwca 1985) napisałem, że zarówno organizatorzy, jak i dorośli jurorzy, czy wreszcie krytycy widzieliby ten festiwal jako „konfrontację różnych nurtów poszukiwań nowoczesnego kształtu teatru dramatycznego dla dzieci”. Chciejstwo jest rzeczą piękną. Jak się ma nasze chciejstwo do życia — widzimy każdego dnia.
Jednak przez tych osiem lat pojawiły się przecież przedstawienia te piękną i twórczą ideę spełniające. Takimi były prawie wszystkie wymienieni w części wspomnieniowej próby Andrzeja Strzeleckiego (Alicja… i Złe zachowanie), ciekawie zrealizowane sztuki Urszuli Kozioł (Podwórkowcy i Spartolino) czy wreszcie autentyczne poszukiwania nowego języka teatralnego czynione przez trio „Wierzbaków”.
Do tych poszukiwań dopisze się z pewnością spektakl Wielkoludy i dopisałby się, gdyby przyjechał, opolski teatr z Małym księciem. Można się zastanawiać, czy to mało czy dużo jak na pięć festiwali? Moim zdaniem, trochę mało. Wynika to niestety z tchórzostwa i sztampowego podejścia większości scen profesjonalnych do młodego widza, jak i z braku nowej, ciekawej, oryginalnej dramaturgii. Stare to grzechy i nie tylko tego pięknego gatunku dotyczące.