Dowcip i zaduma
Zbigniew Zamachowski debiutuje w roli reżysera w Teatrze Narodowym w Warszawie. Premiera Żab Arystofanesa – 11 maja. Muzykę do spektaklu skomponował Grzegorz Turnau.
PANI: Aktorstwo już Panu nie wystarcza?
Zbigniew Zamachowski: To była wola dyrektora Teatru Narodowego Jerzego Grzegorzewskiego, z którym pracuję od siedemnastu lat.
Gdy byłem wykładowcą w warszawskiej Akademii Teatralnej, starałem się, żeby piosenki, które śpiewali moi studenci, układać w całość, w rodzaj miniprzedstawienia. Jerzy Grzegorzewski przyglądał się egzaminom i zaufał mi. Nie ukrywam, że mnie to cieszy.
Dlaczego reżyseruje Pan właśnie Żaby Arystofanesa?
– O wyborze też zdecydował dyrektor. Nosiłem się z Żabami od dwóch lat. Jednak przekład Artura Sandauera trochę się zestarzał, a i czasy nam zagalopowały. Dopiero w tłumaczeniu Bronisława Maja starożytna komedia nabrała nowego sensu.
Próby w toku. Jak się Pan czuje w nowej roli?
– Jestem tyle szczęśliwy, co przerażony. Z każdym dniem coraz bardziej uświadamiam sobie, jak złożonym mechanizmem jest reżyseria. Trzeba się zmierzyć nie tylko z treścią i formą sztuki, ale i z całą techniką, umieć zgrać wiele elementów.
Co może znaleźć w wiekowych Żabach współczesny widz?
– Chciałbym, żeby odnalazł nie tylko humor i dowcip, ale również odrobinę zadumy nad rzeczywistością. To zdumiewające, jak boleśnie przystaje ona do czasów powstania tej komedii. Natura ludzka się nie zmienia. Upływają wieki, a nas gnębią te same wady, przywary i zmory.
Zagra Pan w tej sztuce?
– Na życzenie dyrektora. Razem z Wojciechem Malajkatem, współreżyserem, będziemy głównymi sprawcami całego zamieszania na scenie. Ale nie bohaterami sztuki.