Artykuły

Sto lat aktualności?

Temat kabaretowy: student, literacko utalentowany choć ubogi, ma dziecko z dziewczyną tak prostą, że aż się jej wstydzi. Ma też ukochaną uczennicę, której się nie wstydzi, ale przyzwoitość nie pozwala mu zamienić pierwszej na drugą. W rezultacie traci obydwie. Co w tym kabaretowego? Wszystkie postacie to karykatury: udają, przyjmują modne pozy, stroją miny. Rzecz dzieje się jednak w teatrze i rezultat jest połowiczny, bo teatr z kabaretu ucieka niepostrzeżenie w ponury dramat o powinności, odpowiedzialności i krzywdzie, by tylko chwilami przypominać sobie o kabaretowym początku.

Karykatury Jana Augusta Kisielewskiego Teatr Horzycy w Toruniu wystawia z okazji stulecia Młodej Polski i w sto dokładnie lat od momentu powstania utworu. Rocznice nie są na ogół najlepszym pretekstem do artystycznych wydarzeń i tak, niestety, jest w przypadku toruńskiego przedstawienia. Do Karykatur warto sięgać chyba tylko dlatego, że pokazują barwną epokę Młodej Polski w krzywym lustrze. Zdaje sobie z tego sprawę młoda reżyserka przedstawienia Iwona Kempa, starająca się wydobyć z każdej postaci to, co jest w niej najbardziej karykaturalnego właśnie. Udaje jej się, wspólnie z aktorami, ożywić kilka zdawałoby się całkowicie wytartych i nieużytecznych klisz i stereotypów konstruowania postaci scenicznych. Nie na wiele się to jednak zdaje. Mimo dużego wysiłku teatrowi, a za nim widzom, nie udaje się chyba znaleźć przekonującej odpowiedzi na pytanie, po co to grać.

Można oczywiście bronić sztuki mówiąc, że pokazuje ona zawsze aktualny ludzki dramat. Można sugerować, jak czyni to Iwona Kempa w teatralnym programie, że żywą aktualność zachowują problemy okresu dojrzewania i kłopoty z własną tożsamością, konflikty pokoleniowe i podziały społeczne. I to prawda, choć stuletnia aktualność to zarazem i mało (bo istnieją starsze sztuki teatralne pokazujące podobne problemy) i dużo, bo skala problemów jest jednak po stu latach inna, i język, którym się o nich mówi bardziej precyzyjny. Jeśli coś mogło uratować to przedstawienie, to wyraźniejszy cudzysłów — być może właśnie kabaretowej natury.

Spektakl zaczyna się hejnałem mariackim i autoprezentacją w wykonaniu Pawła Kowalskiego, który informuje kogo gra (studenta Relskiego), gdzie i kiedy toczy się akcja (w Krakowie w 1896). Wszystko wskazywało na to, że przyjęto konwencję kabaretu literackiego, formy, której Kisielewski był gorącym zwolennikiem i na gruncie polskim współtwórcą. W tej konwencji mieściliby się doskonale przyjaciele Relskiego, grani wyraziście przez Marka Milczarczyka, Sławomira Maciejewskiego, Grzegorza Wiśniewskiego i Michała Marka Ubysza i sam Antoni Relski — kochliwy student i poeta. Żywcem z kabaretu przeniesiona jest scena w kawiarni, pokazana zresztą pięknie, w głębi przestrzeni teatralnej jako tło akcji dramatu, jako pozorna alternatywa dla scenicznego życia bohaterów. Jawnie satyryczny wzorzec zastosowano przy prezentacji rodziny Borkowskich od uczennicy Stefanii, granej przez Agnieszkę Wawrzkiewicz, przez znakomitych w rolach matki i ojca Zofii Melechówny i — zwłaszcza — Włodzimierza Maciudzińskiego, po „złamaną i zniszczoną” Jolantę Teskę, która nie ukrywa przymrużenia oka, z jakim traktuje postać siostry Stefanii. Ba, nawet ukazujący się Zosi we śnie matka (Wanda Ślęzak) i adorator (Jarosław Felczykowski) to też inteligentnie i dowcipnie wyzyskane typowe i schematyczne klisze postaci, podobnie Jak sąsiadka Zosi — Walentowa (Anna Romanowicz-Kozanecka) siedząca młodym pod przysłowiowym łóżkiem. Tylko bohaterka — Zosia Moniki Jakowczuk — potraktowana została bardziej serio, bo ona, nie hamletyzujący Relski, wnosi na scenę element autentycznego dramatu. I nie szkodzi, choć i w tej roli możliwe jest, wynikające z dzisiejszego oglądu postaci kabaretowe, niemal przerysowanie. Owo całowanie Antosia po rękach i całe sekwencje potulnego uwielbienia taki przecież mają charakter.

Przedstawieniu zabrakło więc może konsekwencji, a może wyraźnej dominanty formalnej, linii wiążącej ujęcie postaci z obnażaniem póz i modnych min z epoki, a na wyższym piętrze demaskującej literackie (i teatralne) klisze i schematy z autentyzmem problematyki i siłą emocji, którą na pewno mają do przekazania młodzi realizatorzy przedstawienia: reżyserka Iwona Kempa, scenograf Tomasz Polasik i wykonawczyni roli Zosi — Monika Jakowczuk, która tak ciekawie zadebiutowała niedawno w Klątwie Wyspiańskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji