Karnawałowy bal w teatrze
"Niech żyje bal" w reż. Wiesławy Niemaszek w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Pisze ej w Gazecie Wyborczej - Olsztyn.
Teatr Jaracza zaskoczył widzów sylwestrową muzyczno-taneczną premierą. Aktorzy wcielili się w rolę tancerzy i piosenkarzy.
Przedstawienie "Niech żyje bal" wyreżyserowała Wiesława Niemaszek. Spektakl zaczynają piosenki z dwudziestolecia międzywojennego, a kończy tytułowy "Niech żyje bal" Agnieszki Osieckiej.
Pojawiają się popularne szlagiery: "Pierwszy znak", "Bal na Gnojnej", "Kulig". Fragmenty wielu utworów połączono, by tworzyły opowieść. Ale niektóre, śpiewane w całości, dłużą się. W dodatku tańca na teatralnej scenie nie da się przekłamać jak telewizyjnego obrazu znanego z "Tańca z. gwiazdami", a wykonawcom "Karuzeli" zdarzało się śpiewać coś innego, niż grali muzycy. Ale olsztyńscy aktorzy przecież ani śpiewakami, ani tancerzami nie są.
Szkoda tylko, że niektórzy śpiewali i tańczyli, jakby występowali za karę. Tylko kilkoro sprawiało wrażenie, że świetnie się bawi. Zabawne było zestawienie piosenek młodzieży socjalistycznej w czerwonych krawatach z harcami barwnie ubranych bikiniarzy. Salwy śmiechu wywoływała para tańcząca krakowiaka w rytm "Autobusu czerwonego" i "Walentyna" z choreografią przypominającą popularne na zabawach choinkowych kaczuszki. Milena Gauer w tej roli była mistrzynią poważnej powściągliwości.
Na scenie najlepiej brzmiały mniej znane utwory, bo nie prowokowały porównań ze znanymi aranżacjami. Poważnie zabrzmiały za to słowa "Co się stało z naszą klasą" Jacka Kaczmarskiego. Piosenkę zaśpiewał Janusz Kijowski, dyrektor teatru.
Atutem okazały się barwne kostiumy Bogusława Cichockiego. Świetnym pomysłem była muzyka na żywo w wykonaniu zespołu pod kierunkiem Roberta Bielaka. Żal, że zza prześwitującej kurtyny muzycy nie pokazali się nawet na koniec.