Artykuły

Duża zabawa w małej Operze, czyli „Bałamut” Galuppiego

Nawet zagorzali wielbiciele muzyki operowej nie muszą popadać w kompleksy z powodu nieznajomości dorobku, a może i nazwiska Baldassare Galuppiego — jednego z najpopularniejszych w swoim czasie kompozytorów weneckich, autora ponad stu oper buffo i seria (nie licząc również bardzo licznych utworów niescenicznych) — twórcy dziś po prostu całkowicie zapomnianego.

Od czegóż jednak mamy Warszawską Operę Kameralną z jej konsekwencją i uporem w odkrywaniu perełek przeszłości i przyrządzaniu z nich smakowitych kąsków dla współczesnego widza? Tym razem właśnie przyszedł czas na Galuppiego (graną już także — przed 20 laty — w Warszawie!) operę L’amante di tutte, czyli Kochanek wszystkich (w domyśle) dam; Inaczej — i chyba najprościej — Bałamut (dodatek „wszystkich pań” brzmi dość niezręcznie no i raczej zbędnie, bo to jakby masło maślane).

Zanim przystąpimy do dzieła, czyli omówienia świeżej premiery owego Bałamuta, warto poświęcić parę wierszy samemu kompozytorowi. Urodził się w początkach 18 stulecia, wykształcił na klawesynistę, ale myśl o komponowaniu, przede wszystkim oper — gatunku niesłychanie wówczas popularnego — nie opuszczała go od dzieciństwa. I w tej dziedzinie, jak się zdaje, zdziałał rzeczywiście najwięcej, choć był też uznanym kapelmistrzem, organizatorem i pedagogiem.

Do wartych wspomnienia faktów z życia Galuppiego należy trzyletni pobyt w Sankt Peterburgu, na dworze carycy Katarzyny II, gdzie prowadził, przedstawienia, także własnych oper, komponował na zamówienia koncerty chóralne i kantaty dla cerkwi oraz… był nauczycielem Dymitra Bortmańskiego, wybitnego rosyjskiego kompozytora. Za te lekcje po królewsku, choć dopiero w kilkanaście lat później, zapłaciła sama caryca!

Tematy do swych oper Galuppi czerpał niejednokrotnie z komedii Goldoniego. Libretto Bałamuta napisał mu jednak własny syn Antonio Galuppi. Dzieło to jest uroczą, dowcipną, bardzo zgrabną muzycznie błahostką, wartą jednak, na pewno poznania, m.in. dzięki wyrazistym charakterom postaci.

Warszawska realizacja zaleca się zwłaszcza kapitalną, wycyzelowaną w każdym szczególe, reżyserią, która jest kolejnym udanym dziełem Giovanniego Pampiglione — Włocha związanego z Polską od wielu już lat, głównie zresztą z teatrem dramatycznym. Scenografię prostą, wdzięczną i stylową, z pięknymi kostiumami, przygotował także jego rodak Santi Migueco. Ten utalentowany tandem dał się już poznać m.in. w Operze Poznańskiej, gdzie z wielkim powodzeniem zrealizował Semiramidę.

Premiera Bałamuta na scenie WOK została niemal w całości powierzona młodym, debiutującym właściwie wykonawcom, co z jednej strony bardzo się dyrekcji chwali, z drugiej jednak miało i pewne mankamenty. Ujmowali ci młodzi widza naturalnym wdziękiem (a panie na dodatek także urodą), swobodą sceniczną i zadziwiającą aż wyrazistością gry aktorskiej — co już na pewno jest w ogromnej mierze zasługą reżysera. Jednakże ich walory głosowe wydawały się nie całkiem jeszcze „rozbudzone”, a zrozumiała w tej sytuacji trema dawała znać o sobie poprzez nie zawsze czystą intonację.

Na uznanie bez zastrzeżeń, natomiast zasłużył sobie doświadczony artysta WOK, Andrzej Klimczak za kapitalnie odtworzoną partię starego Don Orazia. Jego popisowa aria w II akcie opery była prawdziwą, kreacją. Muzyczną całością przedstawienia zaś sprawnie i z temperamentem, dyrygował Piotr Komorowski.

Mamy więc w Operze Kameralnej kolejny udany i bardzo sympatyczny spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji