Artykuły

Maupassant – nasz współczesny?

Dwa są równolegle plany tej sztuki, rozwijane przed widownią niemalże w równych także porcjach. Pierwszy — to maksymalnie skondensowana adaptacja sceniczna powieści Guy de Maupassanta Bel-Ami (z roku 1885), traktującej o podbojach życiowych dosyć wstrętnego typka, drugi — to już sam Maupassant, jego życie i świadczenie pisarskie, dostarczające pretekstów dla dywagacji o sztuce, etyce, naturze czasów, w jakich przyszło im żyć. Im, gdyż w owym drugim planie snuje się na scenie także Gustave Flaubert, mistrz Maupassanta i — tak samo, jak jego uczeń, uwikłany w romantyczne sprzeczności — pogromca romantyzmu.

Obrzydliwą wydawała się obu pisarzom epoka, w jakiej przyszło im żyć. Mieszczaństwo wyszło już ze swej fazy heroicznej i podjęło masową produkcję postaci, objawiających się jako indywidua wewnętrznie banalne, nastawione jedynie na zaspokojenie przyziemnych celów. Wszystko, co przybiera formę ideowości, czy religijności, słowem — jakiejś cnoty, jest przejawem fałszu, strojącego trywialność we wzniosłe maski. Sztuka w tych warunkach nie ma — ich zdaniem — sensu, jej uprawianie zamyka się w tonacjach brutalnej ironii, sarkazmu i satyry, a w najlepszym wypadku w okazywaniu nie współczucia, lecz litości. „Tkwię po uszy w g…” — to są pierwsze słowa sztuki, kierowane przez Maupassanta do Flauberta: w tym momencie aktor, grający Maupassanta, Wojciech Pszoniak, wyłania się ze stosu książek, co ma wyrażać, że obrzydzenie młodego pisarza odnosi się nie tylko do nudnej pracy biurowej, którą wykonywał, ale także do całej ideowej „summy” czasu, w jakim działał.

Powyższe mogłoby sugerować, że mamy do czynienia ze sztuką jeśli nie dobrą i ciekawą, to przynajmniej obfitą w różnego rodzaju haczyki dla myśli — nic przecie z tych rzeczy. Luciano Codignola, autor Bel-Ami i jego sobowtóra nie zna rzemiosła, nie potrafi swego materiału przemienić w jakąś rzeczywistą pasję, i zanudza widownię w stopniu rzadko spotykanym. Nawet to, co Maupassant — satyryk zyskuje w scenach adaptacji Bel-Ami, a jest tego ze względu na jawny anachronizm bardzo mało, traci z nawiązką Codignola w nurcie dywagacyjnym — w sumie więc wieczór w teatrze kończy się znacznym deficytem.

Pewną ulgę dla oczu i uszu przynosi Pszoniak: aktor nie daje wprawdzie tego, co by mógł dać w jakiejś interesującej roli, ale przecież ma tę siłę osobowości, która sprawia, że każde z nim spotkanie jest cenne. Już jednak Bronisław Pawlik męczy się jako Flaubert; reżyser, Giovanni Pampiglione wpadł na pomysł, aby uczynić zeń rezonera. Najlepiej jeszcze czuje się Gustaw Lutkiewicz, ale on występuje tylko w Bel-Ami.

Zdumieni czytamy w artykule programowym teatru: „Sztuka nie zmienia rzeczy, sztuka nie pociesza nikogo, sztuka jest niepotrzebna”. Po tym cytacie z Maupassanta, autor programowego artykułu doda je od siebie: „Luciano Codignola przedstawił bardzo subiektywną, ale jakże współczesną wizję literatury i jej społecznej funkcji”. Skoro subiektywną, to jakim cudem współczesną? — a jeśli już współczesną, to komu — Maupassantowi czy Codignoli?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji