Artykuły

Pisane z żalem

Wszystko jest względne, zwłaszcza wielkość sztuki, świadomość tego aksjomatu każę mi nieraz, gdy jako krytyk stykam się z dziełem, które osobiście uznaję za fatalne, szukać przesłanek powodujących artysta, co dzieło stworzył. I nie intencji (te zawsze bywają zbożne!), a właśnie rozumowych przesłanek. Gdy je odcyfruję, zdarza mi się inaczej spojrzeć na dzieło, które w pierwszym patrzeniu jedynie drażniło.

Nie mogę dotrzeć do przesłanek, co kazały dyrekcji Teatru Powszechnego wystawi. sztuczydło Luciano Codignoli. Znam od lat i wysoko cenię artystyczną wrażliwość, dojrzałość, takt dyr. Zygmunta Hübnera. Kilka razy nie zgadzałem się z jego szczegółowymi propozycjami — był to zawsze spór o wartości wymierne. O Bel-Ami i jego sobowtóra spierać się nie sposób i nie warto. Sztuka to dość banalne streszczenie znanej powieści Maupassanta, faszerowane scenkami z biografii samego powieściopisarza.

Streszczenie jest tandetne, farsz za to piekielnie pretensjonalny — całość bije rekordy złego smaku. Niechlujstwo stylistyczne, językowe nieporadności każą stwierdzić, że ma w tym wszystkim znaczny udział i tłumaczka (Joanna Walter). Nie znając oryginalnego tekstu trudno wymiar tego udziału określić — znając Panią Bovary oraz Baryłeczkę, trudno przecież uwierzyć, że dwóch jegomości, co do siebie bełkoczą — w tekście Codignoli — to słynni styliści — Flaubert i Maupassant.

Talent występujących w spektaklu aktorów potrafi ich częściowo wybronić ze szlamu quasi-literatury. Starają się tworzyć sytuacje obok tekstu, poza tekstem, wbrew tekstowi. Stwarza to w przedstawieniu dodatkowy element niespójności, ale pozwala zachwycać się inwencją Wojciecha Pszoniaka. Gustawa Lutkiewicza, Mirosławy Dubrawskiej. Elżbiety Kępińskiej, Joanny Żółkowskiej, Ewy Dałkowskiej. Nie wszystkim, niestety, zakres zadań na inwencję zezwolił. Za to importowany z Paryża scenograf unaocznił nam, jak dumni być możemy z poziomu scenografów i własnych.

I to wszystko na scenie, z której powstawaniem tak wiele wiązaliśmy nadziei. Osobiście żywię je zresztą nadal. Porażki startu mają w sobie coś z kokluszu: trzeba to po prostu w pewnym momencie odchorować. Jestem pewien, że Zygmunt Hübner i jego aktorzy już wkrótce dadzą stołecznym teatromanom powody do szczerej satysfakcji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji