Artykuły

Podwodna alternatywa

Na swoje sześćdziesiąte urodziny Wrocławski Teatr Pantomimy im. Henryka Tomaszewskiego zszedł pod wodę. Czasy są coraz ciekawsze, warto się zatroszczyć o świat alternatywny, do ewentualnej ewakuacji… Ale ocean, tak jak jezioro w sławnej piosence nieodżałowanego Jana Kaczmarka, tylko pozornie jest taki spokojny. Żyją tam wprawdzie urocze koniki polne i śliczne syrenki, ale też czarownice w postaci niemiłych ośmiornic i wredny król, który wzburza morskie fale i zatapia statki. „Sadyzm! Bandytyzm! Bestialstwa!” – jak śpiewał Kaczmarek. Pod wodą żadna historia nie może mieć szczęśliwego zakończenia.

A było tak: Mała Syrenka ratuje z topieli Księcia i natychmiast się w nim zakochuje. Przyjmuje nawet postać ludzką, żeby żyć z ukochanym na lądzie. W zamian za nogi sadystyczna Czarownica odcina jej jednak język i pozbawia cudnego głosu. Książę nie rozpoznaje swej wybawicielki i poślubia Królewnę. Zrozpaczona Syrenka rzuca się do oceanu i tonie, bo teraz jest już tylko człowiekiem (w przedstawieniu, bo w baśni przemienia się w morską pianę).

Pamiętam z dzieciństwa tę okrutną bajkę Hansa Christiana Andersena. Katowała mnie nią mama na dobranoc, choć błagałem, żeby mi poczytała o Małym i Dużym Klausie. Zawsze bałem się tych wszystkich nieszczęśliwych Małych Syrenek i Dziewczynek z zapałkami. Hydrokosmos obudził moje dawne lęki. Spektakl odebrałem bardzo osobiście, jako swoistą terapię, zresztą nawet udaną.

Konrad Dworakowski, wzięty reżyser, Maria Balcerek, autorka świetnej scenografii i rewelacyjnych kostiumów, oraz utalentowany kompozytor Tomasz Krzyżanowski – czyli desant z Łodzi – stworzyli spójny i atrakcyjny wizualnie świat przedstawienia, szczególnie w części podwodnej. Wrocławscy mimowie znakomicie zamieszkali tę rzeczywistość. Niektóre sceny autentycznie urzekały. Połyskująca podłoga i tylna ściana odbijały zarysy postaci i przemieniały scenę w olbrzymie akwarium pełne egzotycznych morskich stworów.

Gwiazdą wieczoru była Paula Krawczyk-Ivanov w roli Małej Syrenki. W części podwodnej zdawała się nie podlegać grawitacji. Z lekkością i wdziękiem zagrała piękną, acz piekielnie trudną choreograficznie scenę przemienienia syrenki w dziewczynkę. Wzruszała i budziła zachwyt także w bardzo pomysłowym finale, gdy Mała Syrenka topi się w strugach wody opadającej z sufitu. Szkoda tylko, że Krawczyk-Ivanov potraktowała swoją rolę tak serio, bez odrobiny poczucia humoru. Była nieszczęśliwa od samego początku.

Wyjątkowe kreacje stworzyli też Agnieszka Dziewa w roli Królewny i Piotr Sabat jako Książę. Dziewa to wspaniała artystka z wielkim darem komediowym. Sabat zadziwia sprawnością ruchową. Scena cucenia podtopionego Księcia, odegrana w rytmie tanga, to małe arcydzieło sztuki pantomimy. Oboje z równą mocą śmieszyli, co wzruszali. Takich aktorskich perełek znalazło się zresztą w tym spektaklu więcej.

Świetne i trochę straszne były ośmiornice, czyli Agnieszka Kulińska, Izabela Cześniewicz i Paulina Jóźwin jako Czarownica w trzech osobach. Z upiornym wdziękiem ogrywały swoje wspaniałe kostiumy, pełne odnóży. Zabawne i pełne uroku były dwie siostry Małej Syrenki, Agnieszka Charkot i Monika Rostecka. Charkot, podobnie utalentowana jak Dziewa, skutecznie łączy znakomity warsztat artystyczny z inteligencją i poczuciem humoru. Komiczno-straszny bywał podwodny Król, czyli Mariusz Sikorski, błyskawicznie przemieszczający się po scenie.

Artyści bardziej doświadczeni, Artur Borkowski i Anna Nabiałkowska w rolach Króla i Królowej świata naziemnego, stworzyli postaci wyraziste i charyzmatyczne, ale w tym przedstawieniu bardziej jednak przekonywał świat podwodny. Był oryginalniejszy i bogatszy w pomysły. Głównie za sprawą udanych scen zespołowych. W oceanicznych ostępach unosiły się z gracją grupy morskich koników i ławice ryb. Nad nimi pływały malownicze meduzy i płaszczka. Ciała artystów pomysłowo przemieniały się też w morskie fale smagane wiatrami. Do najciekawszych w przedstawieniu należała brawurowa scena zatapiania papierowych statków, inteligentnie wymyślona i sprawnie odegrana.

Konrad Dworakowski, mistrz teatru dla młodego widza, efektownie zanurzył artystów Wrocławskiego Teatru Pantomimy w oceanie. No i okazało się, że hydrokosmos, jak kosmos, nie jest światem idealnym. Nie ma gdzie uciec przed szaleństwami polityków. Zresztą my już od roku żyjemy w „Podwodnym Wrocławiu”, bo tak nazywa się permanentny festiwal, który ma promować lokalnych artystów. Żadnej syrenki jednak wciąż nie widziałem. Same ośmiornice.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji