Artykuły

Po nitce do kłębka

Historia miłosna utkana z wełny? W baśniach, jak wiadomo, wszystko jest możliwe. Ona to Królewna Wełenka, on Królewicz Kłębuszek – by się odnaleźć, muszą rozplątać wiele mocno skłębionych nici. Ich zmagania oglądamy na scenie Teatru Ateneum w Katowicach.

Ta specyficzna para to bohaterowie sztuki O królewnie Wełence Marii Joterki – opowieści o królewnie mieszkającej w wysokiej wieży, uparcie wypatrującej swego księcia. W tej historii nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wszystko tu utkane jest z włóczki. Wełenka i Kłębuszek są sobie przeznaczeni, ale zła czarownica plącze wszystkie nitki, a tym samym losy tych dwojga. Królewicz musi odnaleźć zaczarowane druty – tylko wtedy pozna drogę do swej wybranki. Ta droga nie będzie jednak łatwa, bowiem czary Starej Prządki cały czas działają, a poszczególni bohaterowie nieoczekiwanie zamieniają się w osiołki.

Sztuka Marii Joterki łączy motyw tradycyjnej bajki o królewnie uwięzionej w wieży z baśnią Marii Krüger Apolejka i jej osiołek. To właśnie z książki Krüger zaczerpnięte zostały niektóre postaci pojawiające się w sztuce, a także kluczowe dla rozwoju akcji zaczarowane obiekty: studnia i drzewo z czerwonymi jabłkami. Z tego trochę eklektycznego zestawienia powstała barwna opowieść teatralna, obfitująca w szereg zaskakujących zwrotów akcji i ciekawych rozwiązań dramaturgicznych.

W katowickim Teatrze Lalki i Aktora Ateneum bajkę O królewnie Wełence wyreżyserował Janusz Ryl-Krystianowski, który wcześniej adaptował ten utwór w poznańskim Teatrze Animacji i Olsztyńskim Teatrze Lalek. Przy realizacji katowickiego przedstawienia z reżyserem współpracowała ekipa, która w ubiegłym roku stworzyła tu Szczurołapa według tekstu Bogusławy Rzymskiej: Julia Skuratova (scenografia), Robert Łuczak (muzyka) i Ewelina Ciszewska (ruch sceniczny).

W przeciwieństwie do osadzonego w bardzo ciemnych barwach Szczurołapa historia Wełenki utrzymana zostaje w tonacjach bieli i beżu. Na scenie dominują jasne, dzianinowe motywy – włóczkowe kostiumy aktorów korespondują z szydełkowymi obszyciami dekoracji i rekwizytów, a całość domykają lekkie, tiulowe zasłonki. Scenografia Julii Skuratovej jest oszczędna, ale bardzo efektowna. Nie ma w tym eterycznym, transparentnym świecie elementów zbędnych, za to te, które już pojawią się na scenie, zaskakują swą funkcjonalnością. Tak jest chociażby z szydełkową wieżą na kółkach, która przemieszcza się wraz z Królewną i skrywa w sobie szereg wyciąganych w odpowiednim momencie rekwizytów. W podobny sposób działa zaczarowana studnia, której woda zamienia kolejnych bohaterów spektaklu w szmaciane osiołki. Olbrzymią rolę odgrywa tu światło, które staje się elementem bezpośrednio współdziałającym z akcją. Już w pierwszej odsłonie aktorzy wchodzą na scenę z białymi lampionami rozświetlającymi scenę i wytwarzającymi nastrój ciepłej, romantycznej opowieści. Ale efekty świetlne powiązane są także z czarami Starej Prządki (Aleksandra Zawalska) – zawieszone nad sceną lampki migocą na jej życzenie, a rosnące na drzewie magiczne jabłka kuszą czerwonym blaskiem.

Siła oddziaływania spektaklu Ryla-Krystianowskiego nie kończy się na szczęście na pięknych efektach wizualnych. W harmonijną i dopracowaną w najmniejszych detalach oprawę scenograficzną wpisana zostaje bowiem historia miłosna, która bynajmniej nie należy do przewidywalnych. Czekająca na swego ukochanego Królewna Wełenka (Katarzyna Prudło) oraz poszukujący jej Królewicz Kłębuszek (Grzegorz Eckert) muszą pokonać cały szereg trudności, aby wreszcie móc cieszyć się swym wspólnym szczęściem – część z tych przeszkód ma charakter zupełnie absurdalny, inne budzą grozę. I choć sympatyczni mieszkańcy miasteczka – Kwiaciarka, Listonosz, Kominiarczyk, Piekarz i Aptekarz – starają się pomóc młodej parze, to jednak trudno odwrócić działanie czarów, które poplątały losy zakochanych.

W snuciu tej wełnianej opowieści aktorom pomagają na scenie szmaciane lalki – każdy z bohaterów ma zatem swoje podwójne wcielenie. Konwencja żywego planu w ciekawy sposób łączy się tu z animacją mniejszych i większych marionetek. Co ważne, lalki nie przesłaniają aktorów, którzy wciąż pozostają głównymi nośnikami akcji. Marionetki stanowią tu raczej ozdobniki, ale bardzo zręcznie wykorzystane – niektóre z nich przypięte zostają do ciał aktorów, inne używane są na wzór pacynek i kukiełek. Za każdym razem pomagają one budować sceniczną iluzję, ułatwiając również właściwe rozpoznanie bohaterów. Na ich tle wyróżnia się lalka Starej Prządki, która wjeżdża na scenę na kółkach, popychana przez animującą ją aktorkę. Pojawia się tu także przebiegający przez scenę zając (Mirosław Kotowicz) – jego obecności w sztuce nikt z bohaterów nie jest w stanie uzasadnić, za to wcale nie przejmują się tym najmłodsi widzowie, którzy ochoczo reagują na każde błyskawiczne wkroczenie uszatego osobnika.

Jest w katowickim spektaklu dużo humoru, oryginalnych rozwiązań inscenizacyjnych i ożywiających akcję piosenek – zarówno tych solowych, jak i zbiorowych, uzupełnionych tańcem i ruchem scenicznym. Znajdziemy wśród nich smutną piosenkę o samotności wykonaną w wieży przez Królewnę Wełenkę, ale również utwory wesołe, tematycznie związane z wydarzeniami lub konkretnymi postaciami (np. zabawna piosenka o aptece, która „nie największa, lecz się liczy, bo najlepsza w okolicy”). Nie brakuje też happy endu z morałem – kto cierpliwie dąży do celu, ten w końcu go osiągnie. „Po nitce do kłębka” – brzmią triumfalnie słowa finałowego songu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji