Artykuły

Na ratunek ginącym kulturom, odsłona druga

O II Brave Festiwalu Głosy Azji we Wrocławiu pisze Julia Hoczyk w Scenie.

Letnia edycja Brave Festival to zarazem jego druga odsłona. Pierwsza miała miejsce jesienią 2005 roku, wtedy też festiwal zyskał podtytuł: "Przeciw wypędzeniom z kultury". Tamta edycja odbywała się pod hasłem "Magia głosu" a wzięły w niej udział m.in. zespoły z Ukrainy, Konga, Tuwy, Jakucji, Ałtaju i Chakasji (Rosja), Polski ( Chorea, ZAR, Pieśń Kozła), połączone siły francusko-tureckie oraz włosko-niemieckie. W programie przeważały koncerty, zwłaszcza w wykonaniu artystów z Azji, wśród nich z krajów dawnego ZSRR.. Zwieńczeniem było wręczenie nagrody "Brave Award" zespołowi Irkuck Ensemble Authentic Music, któremu udało się odtworzyć piękne, polifoniczne pieśni osadników znad rzeki Angara wysiedlonych wskutek budowy elektrowni wodnej. Jury podkreślało odwagę grupy w "rekonstrukcji utraconego dziedzictwa".

Występ pierwszego laureata zainaugurował lipcowy Brave Festiwal. W pieśniach grupy z Irkucka brzmią dźwięki pochodzące z okolic niegdyś nieskażonych cywilizacją i mocne głosy dawnych mieszkańców Syberii, żyjących w zgodzie z wymagającą przyrodą, klimatem i otoczeniem. To głosy bezpowrotnie minionego świata, który w ten niecodzienny sposób otrzymał szansę na ocalenie. Kilku osobom w narodowych strojach udało się zaczarować publiczność. Nie wspomogła ich scenografia - tej zabrakło - ani kameralność miejsca, która mogłaby bardziej sprzyjać tego rodzaju przedsięwzięciom. Mocne, wibrujące głosy niosły się jednak w przestronną przestrzeń teatru, docierając do wszystkich widzów. Stworzoną przez Irkuck Ensemble atmosferę uczestnictwa w czymś niezwykłym - niemal wskrzeszającym śpiew z zaświatów - trudno było utrzymać w ciągu całego festiwalu.

Bezcenny wydaje się pomysł prezentacji zespołów odtwarzających lub z pietyzmem przenoszących w teraźniejszość zapomnianą lub zagrożoną całkowitym wyginięciem kulturę. Wielka w tym zasługa pomysłodawcy festiwalu - twórcy Teatru Pieśń Kozła - Grzegorza Brala. Różnie jednak bywa z interpretacją pojęcia tradycji. I tak kontrowersje wzbudził pozakonkursowy pokaz Taipei Dance Circle z Tajwanu. Kilkudziesięciu znakomicie wyćwiczonych tancerzy, o ciałach błyszczących dzięki substancji podkreślającej ich materialność, śliskość i niezawodność, przedstawiło znakomite widowisko pod znamiennym tytułem "Body water 70%". Ich "naoliwione" ciała kojarzyły się z doskonale częściami sprawnej i niezawodnej maszyny a także ze sportowcami podczas zawodów pływackich. Dlatego jury ( które nie doczekało jednak do końca spektaklu) porównało ich występ z propagandowymi filmami Leni Riefenstahl, zwłaszcza słynną "Olimpiadą". Dla mnie był to przede wszystkim udany pokaz świetnie znanego polskim widzom tańca współczesnego. Technika tancerzy była także na wskroś europejska. Przyznać też trzeba, że są posiadaczami znakomicie wytrenowanych i wyrzeźbionych ( lecz nieco zbyt masywnych, zwłaszcza w przypadku kobiet ) ciał. Potrafią bawić się ich kształtem i ciężarem, kreując ciekawe układy ruchowo-przestrzenne odznaczające się perfekcyjną kompozycją, chociaż zbyt przewidywalne.

Podobne wątpliwości wzbudziły "Pokojówki" na podstawie Geneta, przywiezione przez Stage Pungkyung z Korei Południowej. Rodzi się więc pytanie do organizatorów, dlaczego wymienione zespoły, których spektakle niewiele różnią się od europejskich, zostały zaproszone na festiwal poświęcony twórcom ratującym ginące kultury - ich muzykę i ich teatr. Być może chciano ukazać różnorodność tytułowych "Głosów Azji", co jest tym bardziej prawdopodobne, że zespoły z Tajwanu i Korei Płd. wystąpiły w części pozakonkursowej. Nie jestem jednak do końca przekonana o konieczności ich udziału w festiwalu. Obiektywne określenie, które zespoły rzeczywiście ocalają odchodzące w przeszłość dziedzictwo, a które prezentują jedynie wycinek odmiennej, egzotycznej dla Europejczyków kultury, mającej się bardzo dobrze i będącej znakomitym towarem eksportowym, komplikuje się także w przypadku zespołów biorących udział w nurcie konkursowym Brave Festival.

Dwie grupy mające uczestniczyć w konkursie nie dojechały - wykonujący tradycyjną muzykę japońską artysta z Okinawy oraz grupa Dulsori z Korei Płd. wykorzystująca tradycyjne instrumenty perkusyjne, lecz wzbogacająca je nowoczesnym brzmieniem. Nie dane nam było usłyszeć owego - anonsowanego w programie - "dzikiego uderzenia", którego zwiastun widniał również w logo festiwalu. Namiastką Dulsori okazał się za to zespół z Japonii grający na słynnych bębnach taiko, który zakończył główną część Brave Festival ( po nim wystąpiła jeszcze tylko grupa z Irlandii śpiewająca średniowieczne pieśni religijne zapowiadająca kolejną edycję festiwalu). Ciekawym doświadczeniem było poddanie się obezwładniającemu rytmowi bębnów a mistrzowsko grający na taiko Japończycy - momentami wręcz wykonujący przy bębnach akrobatyczny taniec - wzbudzili ogromny entuzjazm publiczności. Dla mnie jednak ich występ już po 20 minutach stał się męczący. Rytm był zbyt mało zróżnicowany, zawsze bardzo szybki i niedający szansy na wytchnienie. Być może celem artystów było wprowadzenie widzów w stan bliski transowi, będącemu wyróżnikiem muzyki obecnej w rytualnych widowiskach azjatyckich i południowoamerykańskich, lecz mi przypominał raczej "transowość" muzyki techno.

Znacznie bardziej interesująca okazała się propozycja grupy Gamelan Asmaradana z Singapuru, choć i tutaj pojawia się mnóstwo pytań. W pierwszej części koncertu usłyszeliśmy właściwy gamelan - przepiękne dźwięki indonezyjskiej muzyki grane na azjatyckich cymbałach różnej wielkości. Występ rozpoczęła tancerka przy akompaniamencie pieśni powitalnej z centralnej Jawy. Mimo dźwięcznej, wibrującej - i niepodobnej do żadnej innej - muzyki, zabrakło później ruchu, który znakomicie mógł się z nią dopełniać. Zwłaszcza, że niektóre utwory z Bali cechował rytm porywający ciało do niepokojącego ruchu wykręcającego je w dziwnych, charakterystycznych dla tradycyjnego tańca pozach (miałam okazję go oglądać podczas ISTA, czyli sesji Międzynarodowej Szkoły Antropologii Teatru). Wystarczyło jednak zamknąć oczy, podążać za rytmem, by "przenieść się" w okolice bardzo odległe, wciąż pozostając w stanie dziwnego półsnu i muzycznego oszołomienia. Jednym z ostatnich utworów tej części był dramatyczny fragment towarzyszący niegdyś tańcowi balijskiego wojownika. On przygotował grunt pod drugą część wieczoru, której zapowiedzią stał się "kawałek" muzyki nowoczesnej, zagrany na saksofonie i perkusji. Resztę koncertu wypełniły bowiem wspólne dźwięki Gamelanu i jazzowego tria ( w składzie: saksofon, kontrabas, perkusja), pod kierownictwem Tima O'Dwyera. Dla jednych stało się to profanacją tradycyjnej muzyki, dla innych - jej wspaniałym urozmaiceniem i szansą na przeniesienie w przyszłość tego, co najciekawsze w indonezyjskiej muzyce. Należę do drugiej grupy widzów - choć jestem zdania, że muzyka Gamelanu jest na tyle atrakcyjna w odbiorze, iż znakomicie broni się sama - bowiem połączenie dźwięków tradycji i nowoczesności ( także przecież z tradycji wyrosłej) dało niesamowite efekty. Zresztą wspólny wysiłek twórców został doceniony - jury przyznało grupie nagrodę Brave Award, ex equo z zespołem z Chakasji (Syberia), wykonującym tradycyjne pieśni o niepowtarzalnym brzemieniu. Gamelan w materiałach promocyjnych wymienił twórców inspirujących się muzyką z Indonezji - znaleźli się tutaj nie tylko Claude Debussy i John Cage, ale również Björk czy rockowy zespół z Tajwanu. Wygląda więc na to, że przetrwaniu muzyki gamelanowej nic nie zgraża ( choć w katalogu festiwalowym zaznaczono, że zespół występuje w Europie po raz pierwszy).

Grupa Uch-Sume-Er, czyli trójka młodych śpiewaków i muzyków ( w tym jedna kobieta) ubrana w tradycyjne, ciepłe stroje, stworzyła swoim koncertem niesamowitą atmosferę. Polskę nawiedziła wtedy fala upałów, a oni śpiewali w podziemiach festiwalowego klubu Mleczarnia pozbawionego klimatyzacji. O duszącej temperaturze zapomnieliśmy jednak wraz z nimi. Na koncert złożyły się pieśni łagodniejsze i bardziej liryczne, jak również śpiewane głosem gardłowym pieśni zdające się towarzyszyć podróżom po rozległej tajdze - pobrzmiewały w nich przecież dźwięki galopujących koni a przede wszystkim rozległych przestrzeni, w jakich były wykonywane. Zespół wzbogacił je własnymi kompozycjami powstałymi na bazie tradycyjnych dźwięków. Niektóre wykonywane były falsetem, inne wprowadzały bardzo niskie i niepokojące rejestry - to wspomniany już śpiew gardłowy zwany "khaigge". Zespół akompaniował sobie m.in. na dwustrunowej lutni - khomys (topshur). Zarówno Gamelan, jak i Uch-Sume-Er dokonały też podczas swoich występów twórczej fuzji - w pierwszym przypadku: przede wszystkim międzykulturowej, w drugim zaś - poprzez połączenie tradycji z nowoczesnością w samodzielnie i na nowo ułożonych utworach. Choć młodzi ludzie dokonali tego mniej zauważalnie, a zwłaszcza - mniej słyszalnie. Wydaje się, że właśnie tę interferencję pomiędzy różnymi kulturami i różnymi czasami - obecną w poszukiwaniach muzycznych obu grup - jury obdarzyło największym uznaniem.

Zupełnie inny charakter miały dwie najciekawsze prezentacje teatralne ( część konkursowa) - zespołu Phalak Phalam Vientiane z Laosu, który przedstawił niezmienione w formie od ponad 500 lat widowisko oparte na hinduskim eposie "Ramajan" oraz Peter Surasena Dance Company ze Sri Lanki. W przedstawieniu grupy z Laosu zwracały uwagę przepiękne, barwne stroje, obficie okraszone kolorem złotym i równie piękne, lecz podobne do siebie tancerki, które wykonywały większość ról, także niektóre partie męskich bohaterów. Na tym tle wyróżniał się tancerz wcielający się w rolę okrutnego demona - w złotym "hełmie" zasłaniającym całkowicie twarz. Zarówno widowisko z Laosu, jak i ze Sri Lanki, wypełnione były przede wszystkim tradycyjnym tańcem, choć grupa Phalak Phalam znacznie lepiej ukazuje jedność teatru i tańca charakterystyczną dla większości azjatyckich form widowiskowych. To spektakl, w którym - podobnie jak w klasycznych spektaklach hinduskich - każdy gest (czyli tzw. mudra) - ma odrębne znaczenie a ściśle skodyfikowany taniec służy do opowiedzenia mitycznych historii. Dla nas - profanów z Europy, gesty te są całkowicie nieczytelne, pozostaje więc skupienie się na prostej w wymowie historii, choć obfitującej w liczne zwroty akcji, ukazującej zmagania bogów i ludzi oraz ich wzajemne współistnienie. Skupienie na treści nie przeszkadza w śledzeniu tańca - płynnego, falującego i wykonywanego z ogromną lekkością, choć przecież wymagającego ogromnej sprawności fizycznej. Widowisko z Laosu okazało się ciekawe i oszałamiające bogactwem kolorów i tradycyjnego, kołyszącego - niekiedy tylko bardziej gwałtowniejszego, zwłaszcza w partiach bóstw i demona - tańca, choć moim zdaniem jego największe sekrety pozostały dla widzów niedostępne.

Peter Surasena, twórca grupy ze Sri Lanki, uznawany jest za mistrza tzw. tańca motyla. Wiekowy już tancerz przemienia się wtedy w delikatnego, subtelnie poruszającego się owada, a jego ręce, ozdobione srebrnymi bransoletami drgającymi przy każdym ruchu falują w niesamowitym tempie niczym skrzydła. I właśnie części pokazu w wykonaniu Suraseny były najciekawsze. Pozostałą część wieczoru wypełniły tańce jego młodych uczennic i uczniów, przy czym w przypadku kobiet widoczne było, iż jedna prowadzi, druga zaś nie ma jeszcze tej biegłości starszej koleżanki i musi podążać za jej ruchem. Widowisko zatytułowane "Up Country and Low Country Kandyan Dance and Drum" nie było jednak spektaklem, lecz pokazem tradycyjnych tańców - tzw. kandyan dance. Ich początki sięgają czasów, gdy ziemię - zgodnie legendami miejscowymi legendami - zamieszkiwały"yakkas", czyli demony. Podziwialiśmy m.in. tańce wykonywane przy okazji rozmaitych ceremonii, zarówno bardziej oficjalnych, jak i ludowych, tj. święto zboża czy te, przywołujące poszczególne bóstwa, np. taniec kobry, wężowego demona oraz słonia.

Komplementarną częścią Brave Festival stały się filmy dokumentalne ukazujące zmaganie z tradycją - zarówno w dosłownym, jak i metaforycznym sensie, a także prowadzoną przez ludzi pochodzących z krajów z Europy Środkowo-Wschodniej oraz Azji walkę o przetrwanie. Filmy tak różne jak słynne "Dzieci z Leningradzkiego" (o bezdomności), indyjskie Przeznaczone do burdelu o dzieciach hinduskich prostytutek czy "Yao Songs in remote mountains" opowiadający o jednym z ostatnich śpiewaków chińskich, który przechował tradycję pieśni Yao. Jego wnuczka podarowała to ginące dziedzictwo teraźniejszości, dzięki nagraniu płyty z pieśniami, których nauczył ją dziadek. Zwycięzcą części filmowej okazał się film "A state of mind" zrealizowany przez reżysera z Wielkiej Brytanii. Na festiwalu zobaczyliśmy spektakle z Korei Południowej, film Daniela Gordona pozwolił zaś na zetknięcie z Koreą Północą, nadal poddaną komunistycznemu reżimowi. Film ukazuje trwające niemal rok przygotowania do wielkiego narodowego widowiska zwanego Mass Game. Poprzez oddanie głosu uczestnikom dobitnie akcentuje zniewolenie dzieci biorących udział w paradzie oraz ich rodziców - społeczeństwo koreańskie - odcięte od wszelkich wpływów z zewnątrz - wciąż wierzy w nieomylność przywódców czyli panującej "dynastii" Kim.

Twórcy festiwalu - Teatr Pieśń Kozła - pokazali swoje dwa ostatnie spektakle -"Kroniki - obyczaj lamentacyjny i Lacrimo"sę - po raz pierwszy tego samego dnia jako tzw. dyptyk. Choć druga edycja powstałego z ich inicjatywy przeglądu wywołała wiele pytań, uważam, za ogromnie cenne rozbudzenie w widzach i odbiorcach zainteresowania tradycją pochodzącą z odmiennych obszarów kulturowych. Czasem, by dotrzeć do danej grupy lub twórcy, trzeba udać się bardzo daleko, na wielodniowe wędrówki, które mogą przypominać wyprawy poszukiwaczy skarbów. Jeśli więc niekiedy uda się przyczynić do "wydobycia" tych klejnotów - ocalenia tradycyjnych pieśni, muzyki, czy widowiska, potwierdza to sensowność i trafność przedsięwzięcia, a przede wszystkim - staje się dowodem ogromnej odwagi jego organizatorów w realizacji zupełnie niekomercyjnego festiwalu dedykowanego innym odważnym. Wszak jego nazwa to Brave Festival, czyli Festiwal Odwagi właśnie.

Na zdjęciu: zespoł Phalak Phalam Vientiane z Laosu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji