Artykuły

List otwarty do p. Stanisławskiego, dyrektora teatru rosyjskiego

Szanowny Panie!

Od kilku lat śród inteligencji warszawskiej rozbrzmiewa sława świetnego teatru, który Pan zorganizował w Moskwie. Sława ta wzrosła jeszcze od chwili Pańskiej tryumfalnej wycieczki po Europie. Wiemy tu dobrze, że jest Pan artystą rzetelnym, fanatycznie Sztuce oddanym, że zdołał Pan w stare kształty widowisk scenicznych tchnąć nowego ducha, mocą silnej woli, szczerego talentu i głębokiej intuicji. Wierzymy silnie, że Sztuka jest jedna i wielbimy potężnych twórców rosyjskich tak samo, jak kochamy wszystkich wielkich artystów Europy.

Toteż, śledząc pilnie rozwój Pańskich objawień nowej sztuki dramatycznej, byliśmy pewni, żo niezadługo nadejdzie chwila, gdy im zgotujemy słuszny hołd w Warszawie. Chwila tak mogła już była nadejść, ale… nie nadeszła.

Przyjeżdża Pan do nas w czasach, które mają wszelkie pozory lepszego niż dawniej życia. Jest to ciężkie złudzenie. Kultura polska nigdy nie przechodziła kryzysu tak ciężkiego, jak dziś. Uniwersytety nasze zamknięte, szkoły rozpędzone, a stan wojenny zaciężył grozą kar administracyjnych nad naszemi sumieniami. Język polski nie zyskał należnych mu praw odwiecznych; jest albo tolerowany, albo też po dawnemu niodopuszczany do instytucji publicznych. Wiadomo Panu również, co się stało z naszymi bibliotekami publicznymi i naszymi zbiorami muzealnymi…

Pozostał nam jedynie teatr polski, ale ten – oddano pod opiekę dyrekcji, nieznającej nawet języka naszego. Chce Pan wiedzieć, co znaczy taka opieka, niech Pan zajrzy do naszej gospodarki teatralnej, o której pisała już prasa rosyjska. Zobaczy Pan dezorganizację zupełną. „Najpierwsza scena polska” doprowadzona została do całkowitej ruiny artystycznej. Gorycz zalewa nam dusze, gdy pomyślimy o zasobach talentów u nas, o świetnych tradycjach polskiego teatru i uświadomimy sobie dzisiejszy jego, straszliwy upadek. Doszło do tego, iż nie wiemy dziś zgoła, czy ten teatr będzie jeszcze istniał w przyszłym sezonie. Urzędniczy system traktowania sztuki zabił śród artystów wszelką inicjatywę, wszelką wiarę w owocność ich pracy. Nie mamy teatrów, ale – najokropniejszą ich parodię…

A tymczasem przez całe szeregi lat przysyłano nam trupy rosyjskie, które zajmowały sceny polskie. Czyniono to, oczywiście, nie dlatego, abyśmy poznali kulturę rosyjską, lecz – dla celów rusyfikacyjnych. Nigdy sztuka rosyjska nie doznała większego pohańbienia, jak w tych okolicznościach: kazano jej służyć kombinacjom politycznym, kazano jej paraliżować objawy innej kultury. I nie dość było krzywdy, jaką nam wyrządzano przez zajmowanie sceny własnej na te „polityczne” widowiska: prasę warszawską zmuszano, pod grozą prześladowań cenzuralnych, do pisania o przedstawieniach rosyjskich. Publiczność nasza, świadoma tego stanu rzeczy, nie tylko nie zaglądała nigdy na przedstawienia rosyjskie, ale do ostatnich czasów nie oswoiła się z myślą, że można już grać dobre sztuki rosyjskie w przekładzie, na scenie polskiej.

Szczególnym zbiegiem okoliczności – na Pana, to jest na jednego z najbardziej bezinteresownych czcicieli i propagatorów Piękna, spadła dziś mimowolna rola uczynienia wyłomu w tym biernym a całkiem naturalnym oporze publiczności naszej. Rola – zaszczytna i ze wszech miar pożądana. Wczorajsze jednak widowisko przekonywa, że jest to usiłowanie przedwczesne: prócz autorów i krytyków dramatycznych, publiczności polskiej w teatrze nie było… Niech Pan w tym zjawisku nie szuka jakiegoś uplanowanego z góry a nierozumnego bojkotu: Polacy nigdy więcej nie czytali autorów rosyjskich, jak dziś, nigdy więcej nie wierzyli w potrzebę wspólnych z narodem rosyjskim związków dla sprawy wolności i kultury. Ale polscy mieszkańcy Warszawy, znękani tak długą obroną swych praw narodowych, wyczekujący wciąż zmian zasadniczych, w którychby życie było możliwe, przerzucani od wielu miesięcy z pięknych nadziei do ponurych rozczarowań, nie mogą dziś jeszcze otrząsnąć się ze wspomnienia, które budziła w niej zawsze myśl trupy rosyjskiej w Warszawie.

Krytyk dramatyczny skorzystał z uprzejmego zaproszenia Pańskiego i poszedł do teatru, aby podziwiać rezultaty pracy tak fenomenalnie cierpliwej, celowej i owocnej. Stwierdził on to, co inni już przed nim powiedzieli, że reżyseria Pańska niezmiernie bogata w pomysły, opiera się na dwóch ważnych pierwiastkach: walce z kabonityzmem, ową plagą nowoczesnej sztuki dramatycznej i – wielkim poczuciu plastyki w układaniu scen i obrazów. Stwierdził, że niesłychana naturalność Pańska nie jest wynikiem jakiegoś tępego wielbienia realizmu, ale artystycznym dążeniem do prostoty i jasności efektów przez ogromnie subtelne skojarzenia szczegółów. I krytyk ten rad był, że warszawscy artyści dramatyczni otrzymali świetną lekcję stylu w zespołach, czujności w ruchach i pozach, prawdy artystycznej w scenerii.

Ale krytyk polski nie jest dziś w stanie dzielić się delikatnymi wrażeniami Pańskich występów ze swymi czytelnikami: słowa jego nie znajdą w tym wypadku oddźwięku w ich sercach, nie zachęcą ich do sprawdzenia wartości jego sądów.

Musimy być cierpliwi. My wszyscy, którzy całe nasze społeczne życie spędzamy tutaj na wytrwałej walce i nadziejach, musimy wierzyć, że niezadługo powitamy Pańskie usiłowania inaczej.

Stanie się to wówczas, gdy zaprosimy Pana sami do Warszawy – w przyszłej autonomicznej Polsce.

Pozdrowienie w Sztuce!

[Pisownia zmodernizowana.]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji