Artykuły

Bullit czy Zły

Inscenizacja Złego w reżyserii Jacka Głomba to zabawny teatr akcji. W starej fabrycznej hali widzowie oglądają pościgi samochodowe, strzelaniny, mordobicia, a nawet szczyptę grzesznego seksu. Zupełnie jak w Bullicie, choć bez aktorskich kreacji.

W świecie realizmu socjalistycznego lat 50. Zły Leopolda Tyrmanda, czyli historia ludzi z marginesu, był tekstem kultowym. Po latach filozofia prozy Tyrmanda i filozofia spektaklu okazały się dość miałkie. Ot, gdy policjanci i dziennikarze nie potrafią zwalczyć mafii, musi wkroczyć samotny mściciel: Zorro, Robin Hood czy Janosik, o to mniejsza. Tyrmand jednak przynajmniej udawał, że pyta o moralne racje szlachetnych rozbójników. Spektakl w Teatrze Dramatycznym już nie.

Jak w każdym komiksie policyjnym racje moralne nie mają wielkiego znaczenia. Przestępcy od początku są źli, gliniarze gapowaci, a samotny ninja, skądinąd eksmorderca, ma wyrzuty sumienia, których przyczyn nie pojmie nikt.

Tekst Tyrmanda Głomb i jego zespół odczytali tak jak napisy z komiksowych dymków. Żaden z bohaterów nie myśli, niczego nie roztrząsa i nawet tak dramatyczne wydarzenie, jak gwałt jest tylko jednym z kadrów-obrazków wyciętych z rzeczywiście fascynującej przestrzeni hali-sceny przez ostre światło i rytmiczną wpadającą w ucho melodię, świetnie udającą klimat epoki bikiniarzy.

Trudno tu mówić o aktorskich kreacjach. Tym, co przykuwa przez dwie i pół godziny uwagę widza, są obrazki, kostiumy i zabawna intryga. Policjanci i złodzieje ścigają samotnego mściciela. Mściciel umyka policji i gangsterom w towarzystwie tajemniczej damy w czerni, reportera popularnej popołudniówki, lekarza pogotowia ratunkowego i kelnerki. Jak w powieściach detektywistycznych urzeka zapach prochu, pobiedy i dekawki warczą, ścigając się pomiędzy dekoracjami, a bohaterowie przeżywają kryzysiki duchowe z półlitrówką w dłoni. Gangsterzy w świetnych krawatach i barwnych skarpetkach, z kilogramem brylantyny na włosach i tak przede wszystkim zjeżdżają na linach, ćwiczą karate i damski wrestling, gwałcą kobiety oraz fałszują bilety po to, tylko żeby i tak policjanci złapali ich przez głupi przypadek.

Można mieć pretensje, że w tym polskim podziemiu nikt nikogo nie kocha, że rozpacz i ból można zamknąć w grymasie twarzy, a dobro i zło są śmieszne. Tylko czy do komiksu można w ogóle mieć pretensje? Czy może nas zachwycić czymś więcej niż biustem bohaterki, wizgiem opon i zapachem prochu? W Legnicy biustów było stanowczo za mało. Reszta bawi do łez.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji