Strindberg – „Do Damaszku”
W roli dramaturga występuje August Strindberg, wybitny autor skandynawski z ubiegłego wieku specjalizujący się w nowatorstwie dramaturgicznym i bardzo powielanych nieszczęściach rodzaju ludzkiego.
W roli tekstu występuje rzadko grywana, z uwagi na szczególne zawikłania, sztuka Do Damaszku, której głównym problemem jest nieadekwatność ludzi do siebie, a głównym bohaterem Pisarz o skomplikowanej duszy zbuntowany przeciw banalnemu światu.
W roli reżysera występuje Krzysztof Babicki, wirtuoz rozprostowywania zawiłości, rozjaśniania tajemnic i rozpraszania chaosu; magik reżyserii wyczarowujący siedem pomysłów na minutę.
W roli scenografa występuje Anna Maria Rachel, której udało się skomponować wnętrza co prawda brzydkie i nieprzyjemne, ale za to z powodzeniem zastępujące trzy mieszkania, jedną łąkę, gabinet lekarski, szpital wariatów i samolot.
W roli kompozytora występuje Stanisław Radwan, o którym fama głosi, że z nieomylną intuicją pisze wspaniałą muzykę do przedstawień wspaniałych, zaś fatalną do fatalnych.
W roli głównej występuje Jan Nowicki, który jest doskonałym aktorem.
W głównej roli damskiej — żony Lekarza, a następnie Jana Nowickiego — występuje Anna Dymna, która jest doskonałą aktorką.
W roli Siostry kuszącej prawdziwych mężczyzn występuje Katarzyna Gniewkowska, która Jest piękną dziewczyną i ma najlepsze aktorskie nogi w Krakowie.
W kilku innych rolach występuje kilkoro innych aktorów, z większym lub mniejszym powodzeniem.
W roli widowni występuje publiczność nie bardzo wiedząca, co ma o tym wszystkim sądzić, i która patrząc na tę wymyślną grę pozorów głębi i prawdy, na wszelki wypadek gorąco oklaskuje znanego autora, błyskotliwego reżysera, ulubionych aktorów i najlepszy w Polsce teatr.
W roli krytyka występuje niżej podpisany, który jest znaną zrzędliwą mendą, czepia się Starego Teatru jak pijany płotu i nie chce zrozumieć, że Teatr robi co może.
Ba, chciałby jeszcze pewnie, żeby robił, co naprawdę potrafi i na co go naprawdę stać.
PS. Dziwne rzeczy się dzieją: oto Janusz Majcherek w sprawozdaniu z opolskiego festiwalu klasyki teatralnej („Gazeta” z 29 marca) notuje: „…trzeba jeszcze napisać o finałowym wydarzeniu Konfrontacji, czyli Fantazym (Grand Prix dla reżysera Tadeusza Bradeckiego i zespołu Starego Teatru). Po krakowskiej premierze lokalna prasa rozpętała wokół Fantazego prawdziwą naganką. Nawet (…) Tadeusz Nyczek na lamach „Gazety” wypowiedział się o Fantazym bardzo niechętnie. Konia z rządem dają każdemu, kto zjawisko potrafi wyjaśnić, bo Fantazy jest przedstawieniem wybitnym”.
Ha! Nagonka to mocne słowa. Oznacza zorganizowaną formą prześladowania zwierzyny. Czyżbyśmy się specjalnie umówili, krytycy-krakowianie, żeby dołożyć Fantazemu? W jakim mianowicie celu? I czy nie byłaby doprawdy możliwości, obyśmy wyrazili sądy wzajemnie nie uzgodnione?
Przecież z lepszą logiką można by odwrócić rozumowanie: że to zorganizowana szajka jurorów opolskiego festiwalu postanowiła okrzyknąć Fantazego spektaklem wybitnym. Konia z rzędem, kto zjawisko potrafi wyjaśnić, bo Fantazy nie jest spektaklem wybitnym.
Możliwe są co najmniej trzy okoliczności. Albo reszta spektakli festiwalowych była tak koszmarna, że Fantazy zdał się rewolucją: albo na drodze od premiery do Opola spektakl przeżył cudowne przemienienie: albo pora przestać się martwić, że wszyscy nie jesteśmy jednomyślni.
Z sugestiami o nagonkach jednak ostrożnie.