Artykuły

A słowo się wyczerpało

- Wierzę, że jest w nas jeszcze jakaś potrzeba ciszy. Im ciszej, tym bliżej sacrum, bliżej Boga. Im ciszej, tym pełniej doznaje się człowieczeństwa, którego nie zakłóca hałas i brud świata - mówi ROMAN ROK, malarz i twórca toruńskiego Plastycznego Teatru Symbolu, obchodzącego swoje 15-lecie.

Grzegorz Giedrys: Śmierć symbolizmu w sztuce ogłoszono przed niemal 100 laty. Dlaczego pan korzysta z tej martwej - jak się zdaje - kategorii w teatrze i plastyce?

Roman Rok: Moim zdaniem sztuka powinna zajmować się tematami ostatecznymi albo zamilczeć. Tego typu realizacje muszą zaś sięgać po symbole, które były żywe w naszej kulturze od wieków. Poza tym dziś trudno mówić o jakichkolwiek dominujących trendach w sztuce. Wszystko jest równoprawne, jednakowo martwe.

Człowiek współczesny nie myśli za pomocą symbolii. Nawet nie rozumie sensu rytuałów religijnych.

- Ma pan rację. Ale gdy ostatecznie utracimy tę zdolność, staniemy się ubodzy o część własnej wrażliwości. Wierzę, że jest w nas jeszcze jakaś potrzeba ciszy. Im ciszej, tym bliżej sacrum, bliżej Boga. Im ciszej, tym pełniej doznaje się człowieczeństwa, którego nie zakłóca hałas i brud świata. Rzeczywiście, coraz mniej rozumiemy symbole. Wiele razy widziałem, że nawet księża powielają błędy w interpretacji symboliki religijnej.

I jak pan na to reaguje?

- Staram się jakoś zwrócić uwagę. Podam przykład. Przed wejściem do świątyni oczyszczamy się symbolicznie wodą. Ten nasz gest obmywa nas z profanum i kieruje ku sacrum. Z nieukrywanym zdziwieniem patrzę na ludzi, którzy wychodząc z kościoła, znów zanurzają dłonie w kropielnicy. Z symbolicznego punktu widzenia ten znak jest absolutnie nieuzasadniony.

Wygląda na to, że ludzie przygotowują się na spotkanie z profanum.

- A przecież już w średniowieczu przed kościołami były specjalne miejsca, w których można było się umyć. To właśnie pozostało w akcie obmycia dłoni. Ponadto przed świętami często słyszymy, że z Rzymu wkrótce do nas dotrze ogień z lampki oliwnej. Niegdyś w każdej świątyni była taka lampa i zadaniem kapłana było podtrzymywanie w niej płomienia. Ten ważny niegdyś przedmiot dziś zastępuje zwyczajna żarówka.

Niepokoi to pana?

- Trochę tak. Ale bardziej powinno nas oburzać to, jak wygląda dzisiejszy ołtarz. Dawniej był to po prostu naturalny lity kamień. Dziś niekoniecznie. W kościele znaczenie ma nawet zasłona, która zakrywa tabernakulum, a która wywodzi się jeszcze z tradycji hebrajskiej. W świątyni jerozlimskiej jeden ołtarz był przeznaczony na całopalenia, drugi nazywano kadzidlanym, a trzeci był miejscem najświętszym - "Świętym Świętych". Tam właśnie za zasłoną, na kamieniu nietkniętym ręką ludzką i gdzie wstępu nie miał żaden człowiek, stała Arka Przymierza z kwitnącą laską Aarona, dzbanem z manną i kamiennymi tablicami Mojżesza.

Plastyczny Teatr Symbolu wystawia swoje spektakle w kościołach. Dlaczego?

- Dlatego że to gotowa dekoracja. Kościół to nie jest taki sobie estetyczny budynek, który powstał tylko po to, aby ludziom na głowy nie padało. Może lekko przesadziłem, ale rzeczywiście w przestrzeni sakralnej wszystko ma znaczenie. To statyczna symbolika. Dawniej tak stawiono kościoły, żeby ani jedno zdobienie nie miało wyłącznie estetycznego sensu. Jak pan myśli, po co powstały dzwony?

Po to, żeby zapraszać wiernych na mszę?

- Otóż z naszymi dzwonami jest tak jak z młynkami tybetańskimi. Stawiano je na rogach ulic, aby ludzie mogli się modlić. Na młynku wypisane były mantry i gdy człowiek kręcił młynkiem, modlitwy unosiły się w powietrzu. Tak samo dźwięk dzwonu, który podpisano religijną sekwencją, nasyca przestrzeń świętością. I wtedy na ulicach brzmi "Ave Maria".

W wielu swoich realizacjach sięga pan po symbole, które narodziły się w czasach, gdy wierzenia pogańskie wpływały na pierwszych wyznawców Chrystusa.

- Niektórzy zarzucają mi nawet, że wykorzystuję znaki zodiaku, które nie pochodzą z chrześcijańskiej tradycji. Ale gdyby się przyjrzeć bliżej kalendarzowi liturgicznemu, okazuje się, że nasza teologia jest związana z pogańską kosmologią. Boże Narodzenie przypada przecież na przesilenie zimowe. Wiele chrześcijańskich symboli ma ponadto swoje źródła w wierzeniach pogańskich.

Z jakimi reakcjami publiczności najczęściej się pan spotyka po swoich przedstawieniach?

- Bardzo często jest to zdumienie lub nawet wzruszenie. Wielu widzów jednak nie rozumie moich spektakli. Pewna pani po występie przyszła do mnie i powiedziała, że nie zrozumiała nic z mojego widowiska. Zaprosiłem więc ją na swój wykład do Gimnazjum Akademickiego. Po odczycie przyznała, że teraz tym bardziej nic nie rozumie.

Wszystkie pana spektakle są bardzo do siebie podobne.

- To prawda. Ale taki mam pomysł na teatr. Moje przedstawienia to sekwencje tych samych gestów. Dekoracje? Świątynia w nocy. Jest światło - zawsze naturalne i pochodzące od ognia. Wokół zakapturzonych postaci unosi się dym kadzidlany. Ten sam od zawsze. I ten sam dźwięk otacza moich aktorów. Nigdy mi nie zależało na tym, żeby kogokolwiek zaskakiwać. Chcę tylko pokazać mizerię świata, który porzucił symbol.

Bez dialogów?

- Bez dialogów. Proszę pana, teatr dziś porzuca słowo. Stawia na wizję plastyczną, na klimat spotkania z widzem. Słowo się w teatrze wyczerpało. Powiela zdania, relacje, historie. Dlatego nie dziwi mnie to, że mój język przekazu bardziej przypada do gustu malarzom niż ludziom teatru.

Roman Rok

Ma 51 lat. Ukończył malarstwo na wydziale sztuk pięknych UMK. W 1991 roku założył w Toruniu Plastyczny Teatr Symbolu. Występował z nim m.in. na festiwalach na poznańskiej Malcie, Sztuce Ulicy w Warszawie oraz przeglądach w Olsztynie, Łodzi i Tczewie. Obecnie Galeria Na Piętrze ZPAP przy ul. Ducha św. 8/10 prezentuję wystawę z okazji jubileuszu teatru Romana Roka.

Na zdjęciu: "Axis Mundi", Plastyczny Teatr Symbolu, Toruń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji