Artykuły

Z zębami i bez (frag.)

Drugiego wieczoru Anna Augustynowicz pokazała we własnej reżyserii dwa utwory Marka Koterskiego: "Ko­cham" i "Nas troje". Koterski jest auto­rem niezwykłym i znaczącym, chociaż mało rozreklamowanym. Nic w tym zresztą dziwnego, bo kto bez strachu na narażenie się opinii narodu propa­gowałby taki tekst "Nienawidzę was, bracia Polacy, dupiaci, mordziaci, krzywouśmiechnięci, czarnozębni. Nie­nawidzę was moi rodacy, skundleni, skłóceni, pazerni, sk..., żebracy". Nie­dawno pokazano w Warszawie "Dom wariatów", sztukę o pewnej rodzinie i chorych, sadomasochistycznych sto­sunkach, jakie w niej panują. Ta sztuka obyczajowa ukazuje udręczający circulus vitiosus bez wyjścia. Koterski bo­wiem nie daje łatwych pocieszeń, on nie daje żadnych pocieszeń, mógłby powiedzieć za Celinem: Pozostał mi mój styl i moja nienawiść.

Dlatego też po sztuce "Kocham" można się było spodziewać, że zawar­tość będzie nasycona conajmniej sarkastyczną drwiną. Niestety, "Ko­cham" to historia romansu pewnej pary w średnim wieku. Spotykają się i zakochują w sobie, ale uczucia nie układają się harmonijnie, ciągle ktoś do kogoś ma o coś pretensje. Ujmują­ce w tej superbanalnej historii jest to, że bohaterowie mówią zwykłym, na­turalnym językiem, że w ich przeżyciach może odnaleźć się wielu ludzi. Istotne jest także, że pod żartobliwością kryje się szacunek dla prawdy ludzkich uczuć.

Anna Augustynowicz wraz ze sce­nografem Markiem Braunem wybrała umowne rozwiązanie dla kameralnej rzeczywistości sztuki. Uniknęła w ten sposób małego naturalizmu, a przyda­ła sztuce lekkości i wyrazistości. Dwój­ka aktorów Małgorzata Skoczylas i Marian Dworakowski z umiarem, smakiem i taktem w scenach erotycz­nych odegrali tę bebechowatą i co tu ukrywać, dość błahą opowieść.

Jej dalszym ciągiem jest sztuka "Nas troje", w której bohaterowie leżąc w łóżku przed telewizorem (to "ten trzeci") znowu prowadzą walkę o to, czy rozstać się czy nie. Trzeba powiedzieć, że a la longue jest to nu­żące. I że Koterski, chcąc napisać coś pozytywnego, stracił ostre zęby.

Mimo wszystko oba wieczory z te­atrem Anny Augustynowicz były od­świeżające. Reżyser utrzymuje współ­czesny charakter sceny szczecińskiej, ryzykując niepewną przeróbkę dobrej starej sztuki i inwestując w nową pol­ską dramaturgię. A taka gra - jak tego dowodzą dzieje teatru - jest warta świeczki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji