Artykuły

Romantyczny „dreszczowiec”

Dobrze znamy powtarzającą się często w anonsach „Tygodnia” formułę: „na zaproszenie Urszuli Święcickiej”. Tym razem zapowiedź obiecuje na dnie 22-26 maja pięć przedstawień tragedii Słowackiego Mazepa, wystawionej dla zaznaczenia 45 lat pracy scenicznej Gustawa Holoubka, w wykonaniu jubilata i grupy warszawskich aktorów.

Nasza literatura teatralna obfituje w piękne komedie, w misteria narodowe, w dramaty obyczajowe, ale uboga jest w tragedie. To znaczy w tragedie wartościowe, napisane pięknym poetyckim językiem, mające trwałą wartość i wytrzymujące na scenach próbę czasu. Tym samym odpadają obfite próby pisania teatralnych tragedii z epoki stanisławowskiej i Królestwa Kongresowego, próbujące czerpać tematy z historii ojczystej. W latach 1918-1939 jedynie trylogia teatralna K. H. Rostworowskiego (Niespodzianka itd.) może pretendować do określenia „tragedia”, aczkolwiek W. Grabiński i inni protestowali przeciw przyznaniu tym niepospolitym dramatom tej najwyższej teatralnej rangi.

Na tym tle i na tle samej nawet twórczości Słowackiego, Mazepa, mimo swych wad typowych dla mody romantycznej, jest niezwykłym zjawiskiem. Żywa, jednolita akcja; mocny rysunek postaci; popisowe role; wyczucie sceny i scenicznego efektu – wszystko to czyni z Mazepy najpopularniejsze w teatrze dzieło Słowackiego, jedyne, które paryskiemu samotnikowi przyniosło jakiś sukces jeszcze za jego życia, oraz rychłe przekłady na języki obce, premiery w zagranicznych teatrach i wejście na polskie sceny, znacznie wyprzedzające pojawienie się w ich repertuarze głównych arcydzieł polskiego romantyzmu.

Luźny cykl scen dramatycznych i lirycznych, objętych dość dowolnie wspólnym tytułem Dziady, uważano latami za niemożliwy do wystawienia. Na inscenizację Irydiona Krasińskiego trzeba było czekać aż do następnego wieku i do otwarcia pierwszego nowoczesnego polskiego teatru w Warszawie przez A. Szyfmana. Natomiast prapremiera Mazepy odbyła się w Budapeszcie w 1846 r., a więc jeszcze za życia autora. Przetłumaczono tragedię na niemiecki, węgierski, angielski, francuski, czeski, rosyjski… W dwa lata po śmierci Słowackiego, któremu wtedy było jeszcze dość daleko do tytułu wieszcza narodowego, grano Mazepę w Krakowie. I wreszcie z Mazepą łączy się pewien znamienny moment historyczny: po raz pierwszy utwór Słowackiego pojawił się jawnie w zaborze rosyjskim, gdy Mazepę w 1873 r. wystawiono w Warszawie, chociaż nie podano otwarcie autora, zaznaczając tylko na afiszu, że napisał to sensacyjne dzieło niejaki „J.S.”.

Od tej pory najwięksi polscy aktorzy ubiegali się o przywilej zagrania cynicznego pazia- uwodziciela; nieszczęśliwego młodego Zbigniewa, zakochanego w młodej macosze; poetycznej Amelii; zazdrosnego starca-pasjonata Wojewody oraz dwuznacznej postaci króla Jana Kazimierza. A w końcu współpracownik Moniuszki, A. Muncheimer, do libretta A. Radziszewskiego napisał operę, wystawioną z dużym powodzeniem w warszawskim Teatrze Wielkim.

Słowacki nie był doceniany w paryskim środowisku emigracyjnym. Przytłaczała go zwłaszcza popularność Konrada WallenrodaPana Tadeusza oraz polityczna rola Mickiewicza. Czytelnicy wychowani na realistycznej, niezłożonej, „rozsądnej” literaturze doby polskiego Oświecenia, nie rozumieli jego dramatów poetyckich. A przecież, po latach, to przede wszystkim teatr Słowackiego stał się naszym teatrem romantycznym. Dziady traktowano zawsze jako swoistą „mszę narodową” i grano tylko „od wielkiego dzwonu”; rzadko porywano się na dwa wielkie dzieła Krasińskiego, a teatr Norwida odkryto naprawdę dopiero po ostatniej wojnie. Natomiast, ilekroć byłem w Warszawie, zawsze jakiś teatr grał sztukę Słowackiego, aż po – już dziś odległą – awanturniczą inscenizację Balladyny, zrobioną przez Hanuszkiewicza (z motocyklami na scenie) w T. Narodowym.

Fantazego wystawiono nawet w teatrze emigracyjnym. Kordiana wybrano na pierwszą „popaździernikową” wizytę polskiego teatru w Paryżu…

Na tle tego „za grobem zwycięstwa”, w zestawieniu z Kordianem, ze Złotą Czaszką, ze Snem Srebrnym Salomei, Mazepa wydaje się osobliwością. Zbyt dostępny, mało oryginalny, jakby niemal gotów do zagrania obok melodramatów Dumasa-ojca, w jakimś nieco lepszym teatrze bulwarowym Paryża epoki romantycznej. Aż trudno uwierzyć, że Słowacki Mazepę napisał po natchnionej, naprawdę tragicznej Lilii Wenedzie.

Rzecz w tym, że właściwie Mazepa jest o wiele wcześniejsza od wielu innych sztuk Słowackiego, że pochodzi z czasów, kiedy Słowacki dopiero szukał swojej drogi w teatrze. Wprawdzie przyjmuje się rok 1939 jako datę powstania Mazepy, ale jest to już druga wersja, napisana w 5 lat po pierwszej, która łączyła się z ambicjami i próbami poety wejścia na scenę francuską. Tę wersję pierwszą, naszkicowaną w Szwajcarii, poeta spalił po przeczytaniu Pana Tadeusza. Jakby się wstydził…

Istnieje uzasadnione przypuszczenie, że równolegle z tekstem polskim pisał Mazepę po francusku. Nie zachował się ten oryginał, podobnie jak nie ma tekstu francuskiego tragedii Beatrix Cenci, również hołdującej nastrojom paryskiego repertuaru. Kiedy Słowacki wrócił do rzeczy pierwotnej, powstałej jeszcze przed osiągnięciem pełnej dojrzałości twórczej, to zachował efekty i składniki akcji, z jakich poprzednio korzystał. Pozostały również dawne wpływy i zapożyczenia. Pomysł podstępnego zamurowania kochanka występuje u Balzaka; śmiertelny pojedynek za sceną odbywa się w jednej ze sztuk A. Dumasa-ojca; patetyczne spiętrzanie trumien w ostatnim akcie jest także i u V. Hugo – można by powiedzieć, że Słowacki chciał napisać coś, co by trafiło do chętnego widza sztuk tamtych autorów…

Mógł też liczyć na popularność samej postaci Mazepy u autorów doby romantycznej. Urok osobisty Mazepy, jego nieustraszona donżuaneria, w połączeniu z awanturnictwem politycznym, z egzotycznym tłem Ukrainy, pobudzały wyobraźnię V. Hugo i Byrona. Aby nie iść całkiem ich śladem, Słowacki stworzył sztukę o młodym Mazepie, jeszcze służącym jako paź u Jana Kazimierza i towarzyszącym jego różnym eskapadom. I na pewno już czerpał z pamiętnika J. Ch. Paska.

Do historii miłosnej dodał nagromadzenie okropności i szybkie dążenie do napięć tragicznych. Krytyka magnaterii XVII wieku, obyczajowości szlacheckiej, surowy sąd o polskiej przeszłości, dzielony z Krasińskim, który – aż do Przedświtu – za główne nasze cechy narodowe uważał swoisty sarmatyzm, rubaszność, naiwną prostotę, parafiańszczyznę i leniwe sobiepaństwo – są jeszcze na drugim planie. Kokietowanie widza sensacyjną akcją – na planie pierwszym!

To właśnie, w połączeniu z tłem historycznym, z kostiumowością sztuki, częstymi zmianami dekoracji, pozwala na popisową inscenizację, ale stwarza też i trudności, gdy trzeba wyjechać z teatrem za granicę, np. na małą scenę POSK-u. Chyba żeby zrobić eksperyment i uderzyć w ton groteski, dając parodię przesadnych romantycznych namiętności? Chyba… Wkrótce będziemy się mogli sami przekonać, zachęceni do tego ciekawą obsadą ról z E. Wiśniewską, G. Holoubkiem, M. Kondratem, K. Kolbergerem, P. Fronczewskim i – ponoć rewelacyjną – młodziutką, jeszcze studiującą w PWST – Magd. Wójcik.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji