Artykuły

Jak cząsteczki

"Die Kunst Der Fuge" w choreografii Hilke Diemer oraz "Reakcja chemiczna (Metateza)" w choreografii: Jacka Łumińskiego w Śląskim Teatrze Tańca w Bytomiu. Pisze Aneta Głowacka w internetowym piśmie artPapier.

"Die Kunst Der Fuge" w choreografii Hilke Diemer i "Reakcja chemiczna (Metateza)" w choreografii Jacka Łumińskiego znalazły się na scenie Śląskiego Teatru Tańca jednego wieczoru. Właściwie oba spektakle dzieli prawie wszystko: od pomysłu wplecionego w choreografię, po estetykę, warstwę muzyczną, na ruchu kończąc.

Choreografię Diemer można by przyrównać do ilustracji wykonywanej pod wpływem muzyki, fresku, który ma zobrazować pojawiające się między dźwiękami napięcia. Tancerze niczym dźwięki wypełniają pustą, surową przestrzeń sceny: tworzą symetryczne figury, by nagle ulec rozproszeniu. Przyłączają się do siebie z pewnym opóźnieniem, wzdłuż niewidocznych osi jak koraliki nizane na nitkę, by za chwilę rozpaść się na kilka niezależnych atomów. Częste zmiany formy, rozproszenia, polaryzacje i kontrapunkty przybliżają choreografię Holenderki do struktury ostatniej fugi Bacha. Do tej inspiracji przyznaje się zresztą w programie, a i tytuł spektaklu nie pozostawia wątpliwości. Zamysłem kompozycyjnym fugi jest obecność tematu głównego, który w kolejnych częściach (a w "Kunst Der Fuge" Bacha zwłaszcza) poddawany jest przekształceniom: każda kolejna muzyczna fraza odbija się w poprzedniej jak w lustrze, pojawia się z pewnym przesunięciem, powtarza w odwróconej kolejności. Tematowi wiodącemu towarzyszą odpowiedzi głosów poszczególnych instrumentów i biegnąca równolegle linia kontrapunktów. Całość tworzy skomplikowaną strukturę polifoniczną, złożoną z kilku muzycznych ścieżek. Nie bez powodu napisaną przedśmiertnie fugę uznaje się za szczytowe osiągnięcie Bacha w zakresie sztuki polifonicznej.

W "Die Kunst Der Fuge" Diemer tancerze również pojawiają się w układach, których zasadą jest zniekształcone odtworzenie poprzedniej figury. Nawet utrzymane w jednym tonie kostiumy posiadają elementy kontrastujące kolorystycznie (na zasadzie kontrapunktu) z resztą stroju, a jednocześnie nawiązują dialog z kostiumami pozostałych postaci. Choreografia Diemer zaczyna się od pantomimicznej sekwencji w głębi sceny, kiedy tancerze podchodzą do stolika, przecierają go, włączają i wyłączają lampę. Ruch powtarza się kilkakrotnie, tak jakby scena pojawiała się w kilku wariantach. Powtarzalność ruchu z licznymi przesunięciami będzie rządzić pozostałą częścią przedstawienia. Dźwięki frazy Bachowskiej fugi (szkoda, że nie wykonywanej na żywo) będą splatać się na scenie z ruchem tancerzy-atomów, pojedynczych dźwięków, łączących się w rozmaite konstelacje aż do momentu zamilknięcia muzyki. Śląski "Die Kunst Der Fuge", podobnie jak utwór Bacha, ma otwartą kompozycję.

"Die Kunst Der Fuge" to z pewnością spektakl do kontemplowania, zasłuchania, a może nawet do zapatrzenia. Nie zmęczy intelektualną woltyżerką. A skoro tak, to zaraz nasuwa się pytanie, przynajmniej mnie nie opuszczało ono od mniej więcej połowy widowiska: czy bardziej kontemplujemy muzykę czy ruch tancerzy? W pojedynku dźwięku z obrazem, dźwięk niestety wygrał. Wiadomo, że Bach jest nie lada przeciwnikiem, chociaż marzyłoby mi się zobaczyć (i wierzę, że jest to możliwe) ciut więcej ponad choreografię dobrze skrojoną, poprawną, jednak nie wybijającą z fotelowego odrętwienia.

Również Jacek Łumiński skoncentrował się w swoim przedstawieniu bardziej na układach ruchowo-rytmicznych aniżeli tworzeniu form epickich, chociaż, sądząc po scenografii i wplecionych w spektakl intermediach, można przypuszczać, że w zamyśle tkwiła jakaś fabuła. Piątka tancerzy (trzy kobiety i dwóch mężczyzn) pojawia się w surowej, oszczędnej przestrzeni, której granice wyznaczają zwieszone z sufitu kopalniane lampy. Zniżane bądź podciągane otwierają lub zamykają przestrzeń. Miejsce gry rozszerza się bądź kurczy. Tancerze wymieniają się partnerami, układami, zmieniają kroki. Rzecz jasna, metateza, o której mowa w tytule, to zaczerpnięty z codziennego doświadczenia obrazek wymiany życiowych partnerów. O tym, że tancerze również odgrywają sceny z życia codziennego, świadczy zamykająca spektakl scena z tortem i chóralnie odśpiewane po słowacku: "Happy Birthday".

O spektaklach Jacka Łumińskiego mówi się, że nie są dla wszystkich. Albo się bardzo podobają i widz akceptuję sceniczną rzeczywistość w stu procentach, albo je w stu procentach odrzuca. Przyznam, że mam pewien problem z odbiorem tej twórczości. Doceniam wyobraźnię choreografa i techniczne przygotowanie tancerzy, jednak coraz częściej odnoszę wrażenie, że w wydaniu Śląskiego Teatru Tańca sam taniec ma mi niewiele do powiedzenia. Tym razem dość sztampowy temat życia w ludzkim mrowisku nie został nadgryziony z innej strony, tylko niestety z tej, którą potrafimy dokładnie opisać z zamkniętymi oczami: ktoś z kimś jest, potem odchodzi, wraca i wybiera innego partnera. Na koniec okazuje się, że, jak w amerykańskim serialu dla młodzieży, wszyscy byli ze wszystkimi, tyle tylko, że w różnych konfiguracjach, pocierpieli trochę i czegoś się nauczyli. I jak to w bajce bywa, finał jest optymistyczny - na scenę zostaje wniesiony tort. Zabawa neutralizuje złe emocje, przywraca właściwy porządek świata.

Jeśli jednak uprzeć się, że to nie fabuła gra tu pierwsze skrzypce, bowiem temat miał być tylko pretekstem do stworzenia interesujących obrazów, spektakl niestety nie zachwycił oryginalnością scenicznej wizji. Charakterystyczna dla choreografii Łumińskiego surowa, industrialna przestrzeń, która początkowo zaciekawia, zostaje zniweczona, ma się nijak do tematu i działań tancerzy. Jeśli dodać do tego orientalną muzykę, która ani nie komentuje rzeczywistości, ani jest do niej kontrapunktem, z "Metatezy" wychodzi postmodernistyczny patchwork, który męczy stężeniem nagromadzonego kiczu. Choreograf powrzucał do jednego worka elementy z różnych obszarów rzeczywistości, które raczej się rozmijają i wykluczają aniżeli łączą w spójne całostki. Całość sprawia wrażenie niegotowej, jakby twórca nie mógł się zdecydować na określony kształt, wędrując między spektaklem penetrującym przestrzenie codzienności, a porzucającym zasadę mimesis zjawiskiem konceptualnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji