Artykuły

Portret rodzinny w M2

Marek KOTERSKI napisał aż trzy wersje "Życia wewnętrznego". Dużo mówiło się o filmie i prapremierze tea­tralnej, którą przygotował Teatr Współczesny w Warszawie. Teraz nadszedł czas na inne teatry, ja­ko że jest to rzecz dla dwojga aktorów, przedstawienie wymaga skromnej, a nawat ubogiej scenografii, widownia też nie powinna być za duża (zawsze przyjdzie parędziesiąt osób), a więc wszyst­ko to, co dzisiejszy teatr najbar­dziej interesuje.

Marek Koterski niczym Miron Białoszewski nadstawia ucha na naszą małżeńską i rodzinną mo­wę. Z tego "bełkotu" codzienności, strzępów kłótni, rozmów, od­głosów zza ściany, szumów ulicy buduje on tekst dramatu. Bohate­rowie "Życia wewnętrznego" są tacy, jaka jest otaczająca ich rze­czywistość. Zagonieni nie potrafią się odnaleźć w swoich czterech ścianach, bo przez nie wdziera się w ich prywatność inne życie. Koterski nie tworzy postaci pogłę­bionych psychologicznie. Są to jedynie wyabstrahowane typy, modele, pod które można podło­żyć każdego albo inaczej, każdy odnajdzie w tych scenicznych ludziach cząstkę siebie.

Anna Kulesa (warsztat reży­serski) zrezygnowała w dosłow­ności opowiadania siedmiu dni z życia małżeńskiego. Miast rea­lizmu i psychologizmu wybrała drogę metafory i groteski. Po­mógł jej w tym scenograf (Marek Braun). Rzecz rozgrywa się w czterech ścianach "klatki" wyma­lowanej jak większość blokowych domów na biało. Niezbędne sprzę­ty (stół, krzesła), telefon i wszech­obecny telewizor - "ikona" każ­dego domu końca dwudziestego wieku. W tym zamknięciu rozgry­wa się dramat rodziny, która zagubiła swoje uczucia, kierat co­dzienności zepchnął w niebyt "rodzinność". Oglądamy już tylko przypadkowych ludzi, którzy nadają komunikaty na zupełnie róż­nych falach. Zamknięcie się w prywatność, przy całkowitym po­czuciu obcości dwojga ludzi, pro­wadzi do absurdu.

Wsłuchując się w tekst płynący ze sceny, z przerażeniem myśla­łem o tych wszystkich rodzinach, które mają już tylko czas na mó­wienie o pogodzie, co trzeba w najbliższym czasie "załatwić", na narzekanie na polską biedę i kry­zys ekonomiczny. Nie można i oczywiście zamykać oczu na po­stępującą redukcję i degenerację naszej egzystencji, ale kto wie, czy nie ważniejsza jest degradacja życia wewnętrznego, kryzys mo­ralny, rozpad więzi uczuciowych, niedostatek miłości i zrozumienia.

Realizatorom kaliskiego "Życia wewnętrznego" udało się stworzyć bardzo kameralne, przejrzyste, a zarazem poruszające przedstawie­nie. Duża w tym zasługa akto­rów Ireny Rybickiej i Marka Urbańskiego. Ona żyje w cieniu męża, pokorna, zestresowana i szara. On niespełniony i zawie­dziony ustawicznie monologizuje. Ich słowa nie spotykają się jed­nak ze sobą, trafiają w próżnię. Aktorom udało się stworzyć atmo­sferę oczekiwania na coś, co zmieni ich puste życie. Lecz oni nie wierzą, że mogą to zrobić wy­łącznie sami. Bo rozmyły się gdzieś uczucia, język, którym się porozumiewają w entropii. Gorzki jest ten portret rodzinny w M-2.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji