Wbili mi szydło w samo gardło
Pewnie niektórzy pamiętają niepokój, który ogarnął krytyków gdy na jesieni 1980 roku teatry ciągle grały łagodne sztuki Marivauxa. Wokół nas wrzały dyskusje polityczne, ale "aktualne" spektakle, szczególnie te udane, pojawiły się znacznie później. Z biegiem lat ustalono, że aktywność w teatrze nie polega wyłącznie na pokazywaniu publicystycznych tekstów i że w ogóle z tą aktywnością w sztuce sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana aniżeli się na pierwszy rzut oka wydaje.
To tyle uwag na marginesie naszych czasów, w których na szczęście nie wypomina się już teatrowi, że nie nadąża za rzeczywistością. Temat musi się ucukrować i przykładem tego mogą być dwie sztuki o marcu i kolejnych miesiącach 1968 roku; obie nagrodzone na konkursie, jedną widzieliśmy w poniedziałkowym teatrze w telewizji, to produkcja spółki autorów Śliwy i Zielińskiego, druga "Obywatel Pekosiewicz" Słobodzianka, który z trudem przebija się na sceniczne deski, z powodów pozaartystycznych. Mieliśmy natomiast w minionym sezonie znaczną liczbę spektakli próbujących zgłębić na scenie zjawisko stalinizmu, aż niedługo zaczniemy odczuwać przesyt tym tematem, bo i gazety, potem film, potem teatr... No, ale tak musi być. Gdyby nie było jakichś trendów dramaturgicznych, teatralnych, jakichś fal tematycznych, o czym biedni krytycy by pisali?
Teraz znowu żyjemy w czasach zmian politycznych, za oknami nierzadko ciekawiej niż w sztuce, ale i tu nie brakuje małych emocji. Przede wszystkim dlatego, że cenzura "puściła". W teatrze widać to w problematyce rosyjsko-radzieckiej, która w publicystyce gazetowej przeszła już chyba swą najwyższą falę. W kawiarni "Pod Kalamburem" we Wrocławiu odbyła się w lutym tego roku premiera "Poezji przed sądem" w oparciu o twórczość i spory Josipa Brodskiego. Do warszawskiej "Stodoły", która poprzez swój ośrodek teatralny pokazuje co ciekawsze przedstawienia teatru alternatywnego, zjechały dwa spektakle oparte na literaturze drugiego obiegu. Teatr 77 z Łodzi przywiózł "Moskwa -Pietuszki" Wieniedikta Jerofiejewa w opracowaniu i reżyserii Jacka Zambrzuskiego, teatr "Provisorium" z Lublina - "Wspomnienia z domu umarłych" według książki Gustawa Herlinga-Grudzińskiego "Inny świat", w reżyserii Janusza Opryńskiego.
Doceniając szlachetne intencje twórców ich zaangażowanie, i perturbacje z cenzurą trzeba przyznać, że oba spektakle, choć z różnych powodów, pozostawiają niedosyt. Zwykle wykonanie aktorskie pozostawia wiele do życzenia, zapał zbyt często zastępuje profesjonalizm. Oba przedstawienie oparte były o literaturę, co pozwala zawsze zadać pytanie o jakość adaptacji, o to, czy ta literatura zawsze jest przekładalna na język teatru, nawet alternatywnego. Adaptacja "Moskwy-Pietuszki", poematu Jerofieja napisanego "podczas robót przy układaniu kabla w Szeriemietewie jesienią 1969 roku" niewiele można zarzucić.
Historię podróży pijanego Wieniczki konkretnie z Moskwy do podmiejskich Pietuszek, a metaforycznie poprzez kręgi prawie dantejskiego piekła przedstawiają cztery osoby: główny bohater opowiadający całą historię, dwa czuwające nad nim anioły: Czarny i Biały oraas aktorka grająca wszystkie postacie damskie. Poemat Jerofiejewa ukazujący różne kręgi upodlenia i upokorzenia, degrengolady i małości człowieka niektórzy uważają za dzieło równe Gogolowskim "Martwym duszom", za utwór wybitny, znakomity, inni za zapis delirycznej podróży poprzez Rosję i siebie. Jednym podoba się on straszliwie, innym nie odpowiada jego smutny humor. No, dobrze, ale jak pokazać w teatrze ostatnia chwile zapitego na śmierć Wieniczki: " - Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? - betkotałem. Wbili mi szydło w samo gardło... Nie wiedziałem, że, jest na świecie taki ból i skręciłem się cały w męce. Nabrzmiała gęstą czerwienią litera W rozpłynęła mi się w oczach i zadrżała. I od tej chwili już nie odzyskiwałem przytomności i nie odzyskam jej już nigdy"?
(Dodajmy, że jedyny dramat teatralny Jerofiejewa "Noc Walpurgii albo Kroki Komandora" kończący się także straszliwą śmiercią bohatera wydrukował ostatni "Dialog")
Zastrzeżenia można także mieć ca do przeniesienia na deski teatralne "Innego świata" Herlinga-Grudzińskiego (ma być wydrukowany oficjalnie w "Czytelniku"). Wspomnienia te z okresu pobytu autora w łagrze Jercewo koło Archangielska w początkach lat czterdziestych wydają się nieprzekładalne na język teatralny. "Wspomnienia z domu umarłych" są spektaklem o niedoli człowieka, o zwykłych czynnościach, które trzymają, go przy życiu w niezwykłych warunkach, protestem przeciwko społecznemu i indywidualnemu ubezwłasnowolnieniu. Spektakl powstał w roku 1983, oficjalna premiera odbyła się w grudniu ubiegłego roku, teraz pokazywany był w Warszawie. Gdyby ktoś był złośliwy, mógłby wyliczyć atrakcje tego przedstawienia w rodzaju polewania się wodą, rozsypywania trocin, chodzenia z siekierą tudzież fingowania onanizmu (czego żadna dama nie jest w stanie znieść), ale nie w tym przecież rzecz. Tekst Herlinga-Grudzińskiego, mówiąc banalnie, broni się sam. Ale czy broni się samo przedstawienie? Jak na razie literatura drugiego obiegu chyba lepiej wygląda w książkach.