Artykuły

Zabrakło centymetra

"Burza" pokazuje, że jako naród pogubiliśmy się. Spektakl nie pobudza jednak do działania - o "Burzy" w reż. Arkadiusza Tworusa w Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu pisze Wojciech Wojciechowski z Nowej Siły Krytycznej.

Publiczność usiadła, a naprzeciwko niej Prospero (Dariusz Maj). Smutny i pogodzony z losem, starzeje się w swych kapciach. Obok niego siedzi córka Miranda. W tym samym rzędzie jest także Ariel. Duszek ma na sobie kitel i maskę przeciwpyłową, a na kolanach trzyma sterty teczek. Nie może zabraknąć również Kalibana. Ten, w białych slipach, białym t-shircie z czerwoną czapką na głowie, mówi: "Kto ty jesteś? Polak mały. Jaki znak twój? Dwa sandały...." Za chwilę w głębi sceny ujrzymy metalowe regały pełne teczek, teczek, teczek... Już przypuszczamy, w którą stronę zmierza spektakl. Sądząc po kolorach i jakości scenicznych przedmiotów, czujemy zapach PRL-u, czasów słusznie minionych. Ariel chodzi między regałami z dwoma pomocnikami. Segregują i przestawiają. Pojawia się zagubiona świta, która w wyniku burzy, rozbiła się na historycznych rafach. Na scenie pojawia się Alonzo i jego kompani. Rozmawiają, a obok przewija się Ariel. W tej roli prawie niewidoczna na scenie Marta Zięba, dobra aktorka, której talentu reżyser nie wykorzystał. Pozostaje niedosyt.

Alonzo i jego świta toczą dyskusje i zaraz zasną. Atmosfera na widowni również senna. Ze snu budzi widzów pojawienie się Stefano i Trinkulo. Robi się zabawnie. Oboje upijają Kalibana. Kieliszek za kieliszkiem i powstaje plan zabicia Prospera. Stefano (Bogusław Siwko) z czerwonym nosem na gumce i odkrytym torsem pod marynarką gra świetnie. Mała rola wykorzystana do maksimum. Podobnie jest zresztą z buntowniczym Kalibanem. Sebastian Łach jest dynamiczny i do końca konsekwentny.

Mimo szafek z teczkami i skromnego, biało-czerwonego ubioru Kalibana, schodzą się inne biesy z przeszłości. Gdzieś rozbrzmiewają "Mury" Jacka Kaczmarskiego. Na dobitkę wchodzą cytaty z Wyspiańskiego. Poważne słowa o Polsce brzmią patetycznie. Ale polskość dalej brnie do przodu. Reżyser nie pluje na groby i składa hołd. Na scenie leżą kwiaty i płoną świeczki zapalone przez Mirandę i Ferdynanda (dobra rola Pawła Tomaszewskiego). W tle pojawia się Stańczyk. Przy stole siada Wernyhora. W tej postaci widzimy papieża w bieli. Tutaj dobrym pomysłem okazało się obsadzenie Zbigniewa Sowińskiego. Fakt, że jest statystą, sprawia, że pochodzi naprawdę z innej niescenicznej rzeczywistości i jego starannie wypowiadane kwestie wzruszają. Odchodząc zostawia po sobie smutek i zapaloną laskę zimnego ognia jako złoty róg. Na końcu spektaklu Kaliban trzyma w ręku ten symbol, który się wypala. Nastaje ciemność.

Arkadiusz Tworus tworząc świat na wyspie Prospera, chciał pokazać polskość, a także postawić pytanie, w jakim ona jest stanie. Ta próba udała się połowicznie. Teczkowo-obyczajowo-polityczno-społeczne sprawy wpadły w taką spiralę, że nie można mówić o tym w sposób spokojny, wręcz senny. Co nie oznacza, że język ten ma być pełen pustych emocji. Spektakl Tworusa jest pozbawiony dynamiki i energii. Przedstawienie utknęło na apelu poległych, a powinno chyba wzniecić w widzu bunt wobec tego co obecnie w Polsce ma miejsce. Nie można jednak odmówić młodemu reżyserowi chęci tworzenia innego teatru. Brakuje naprawdę paru centymetrów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji