Artykuły

Po pierwsze: kunszt

- Teatr w ogóle potrzebuje zmian, także jego zaplecze. Choć ekipa techniczna to świetni pracownicy, nie wszystko działa tak, jak powinno. Ludzie przyzwyczaili się do wolnego działania, niepodejmowania decyzji, niewychodzenia naprzeciw ryzyku. Gdybym został, musiałbym zrobić rewolucję - mówi Zbigniew Brzoza, reżyser, dyrektor Teatru Studio w Warszawie.

Paulina Sygnatowicz: Spróbujmy podsumować dyrekcję Zbigniewa Brzozy w Teatrze Studio. Co się przez ten czas zmieniło w Panu? - Przede wszystkim jestem o dziesięć lat starszy, a to w tym wieku - kończę pięćdziesiątkę - bardzo dużo. Przez te lata nauczyłem się, co to znaczy odpowiedzialność dyrektora artystycznego. Zrozumiałem, jakie standardy powinien dziś spełniać teatr. Jakie? - Teatr powinien być kunsztowny. Opierać się na zespole, którego członkowie rozumieją się nawzajem. Zespole, który jest elastyczny, jest otwarty na zmianę teatralnego języka, nie tracąc przy tym takich wartości jak samoświadomość aktora i tego, jaką funkcję pełni w przedstawieniu. Aktor powinien opowiadać o tym, co najistotniejsze w ludzkim losie i to jest to, co powinno łączyć zespół ludzi, którzy tworzą teatr.

Czy taki zespół udało się stworzyć w Studiu?

- Częściowo. Myślę, że trzon zespołu jest świetny. To są aktorzy, z którymi można robić wielką literaturę. Niestety nie cały zespół jest taki, jak bym marzył. Przez siedem pierwszych lat mojej dyrekcji Studio było najbiedniejszym teatrem w Warszawie. Nie było nas stać na zrobienie żadnego przedstawienia. Praca tutaj przypominała obronę oblężonej twierdzy. Dostawaliśmy środki jedynie na przetrwanie. Spektakle nie powstawały systematycznie według jakiegoś planu, tylko zrywami od przypadku do przypadku. Po latach takiej hibernacji, gdy nareszcie można było pracować tak, jak należy, okazało się, że część zespołu jest zupełnie poza teatrem, że gdzie indziej ulokowała swoje ambicje. To był jeden z powodów, dla którego zdecydowałem, że powinienem odejść.

Teatrowi potrzebna jest gruntowna reorganizacja?

- Teatr w ogóle potrzebuje zmian, także jego zaplecze. Choć ekipa techniczna to świetni pracownicy, nie wszystko działa tak, jak powinno. Ludzie przyzwyczaili się do wolnego działania, niepodejmowania decyzji, niewychodzenia naprzeciw ryzyku. Gdybym został, musiałbym zrobić rewolucję. Jednak teraz to już niemożliwe. Dla całego zespołu moja rewolucja mogłaby brzmieć dwuznacznie. Skoro dziesięć lat na to przystawałem, to co się takiego stało, że w jedenastym nagle zmieniłem zdanie? Musi przyjść nowy dyrektor i zrobić tu swoje porządki. Do tego będę go nakłaniać. Gdy wreszcie się jakiś objawi - tak poważnie, bo niepoważnych kandydatów były całe masy.

Z tych poważniejszych wymieniani byli Krystian Lupa i Krzysztof Warlikowski. Jak się Pan zapatrywał na te kandydatury?

- Jeśli chodzi o Krystiana Lupę, to Jacek Weksler (były dyrektora stołecznego Biura Teatru i Muzyki - przyp. red.) miał pomysł na pewien rodzaj szkoły mistrzowskiej. Idea sama w sobie świetna, ale jej paranoiczność polegała na tym, że nie można zrobić czegoś takiego w miejscu, w którym nie ma ani jednej sali prób. Zresztą to, że nie udało się stworzyć takiej sali, uważam za ogromną porażkę. Co do Krzysztofa Warlikowskiego - myślę - świetnie, ale trzeba postawić pytanie - czy dogadałby się z zespołem. Szkoda zaczynać od zera, choćby z szacunku dla tych ludzi, którzy tu są. Ale to już nie moja sprawa.

Jakie ma Pan teraz plany?

- Mam nadzieję, że będę reżyserował, będę uczył w szkole filmowej w Łodzi i będę miał spokój. Nie będę miał poczucia, że nie wiem, na czym polega moja funkcja, w związku z tym nie wiem, za co jestem odpowiedzialny, nie wiem, czego mogę żądać. Nie będę już w tej dwuznacznej sytuacji moralnej, w jakiej byłem do tej pory.

Paulina Sygnatowicz: W niedzielę premiera "Pasji" sztuki austriackiego dramaturga Petera Turriniego, do której dodał Pan teksty swoje i innych autorów. Czy będzie to próba podsumowania dziesięcioletniej pracy w teatrze Studio?

Zbigniew Brzoza: - To nie ma być przedstawienie rozliczeniowe, nie czuję takiej potrzeby. Będą odniesienia do historii Studia w ogóle, ale akurat moja dyrekcja mnie w tym wszystkim najmniej interesuje. Zależało mi, żeby zrobić spektakl, który byłby swego rodzaju drugą częścią "Balu pod Orłem", tym razem o współczesnych Polakach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji