Artykuły

Monodram Macieja Adamczyka

"Very" z Teatru Porywacze Ciał w Poznaniu na XV Alternatywnych Spotkaniach Teatralnych Klamra w Toruniu. Pisze Tomasz Bielicki w Nowościach Gazecie Pomorza i Kujaw.

Alienacja jednostki była głównym tematem czwartkowego spektaklu Teatru Porywacze Ciał. Monodram "Very" nie zaskoczył, ale i nie zawiódł. Spektakl zaczyna się dość niewinnie. Główny bohater zostaje zgarnięty z ulicy podczas joggingu i uwięziony w pokoju. Jest tylko on i kamera wideo, która bezustannie śledzi każdy jego krok. Nie wie, kto i, przede wszystkim, po co chciał go odizolować. Z każdą minutą pytań przybywa. Nawiązania do twórczości Franza Kafki nasuwają się same. Ale to tylko pozory.

Kafkowski bohater mógł rozmawiać i poszukiwać wyjaśnień. Bohater "Very" pozostawiony jest sobie. Jego ruchy ograniczone są do czterech ścian. Na początku pojawia się bunt, później gniew, a następnie postępująca rezygnacja. W obliczu zagrożenie pokazuje swoją prawdziwą twarz. Jest coraz głębiej, mroczniej i intymniej, a jednocześnie niesmacznie i żenująco.

Dlaczego? Bohater bezustannie obraża, szydzi, rzuca oskarżenia. Jest obserwowany nie tylko przez swoich prześladowców. Za umownym weneckim lustrem razem z nimi stoją także widzowie. Każdy z nich zdaje sobie sprawę, że posiada własne przestrzenie, których nie chciałby nikomu ujawniać. Podobnie jak bohater, który zmuszony jest do ekshibicjonizmu.

Monodram Macieja Adamczyka "Very" budzi mieszane odczucia. Nie jest to ani sztuka wybitna, ani specjalnie odkrywcza. Niewiele w niej zaskakuje, lecz nie chodzi przecież o to, aby silić się na nowatorstwo. Po wyjściu ze spektaklu nie sposób jednak przestać o nim myśleć. Nie sposób opędzić się od postawionych w nim pytań.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji