Artykuły

Dramat polskiej mentalności

"Konopielka" w reż. Macieja Ferlaka w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

"Konopielka" Edwarda Redlińskiego na scenie Teatru Polskiego to już nie spektakl o Taplarach, ale o wiosce rozciągającej się od morza do Tatr.

Reżyser Maciej Ferlak szczelnie wypełnił Małą Scenę pachnącym sianem, rozwiesił sznury z praniem i oświetlił wiejską izbę ciepłym, żółtym światłem, zyskując klimat niczym ze skansenu. Przy dźwiękach ludowej muzyki i z zapachem gotowanej kapusty rozpoczął wiejski dzień - leniwie z łóżka wypełzły przeciągając się chłopy: Kaziuk (Tomasz Lorek), Michał (Kuba Abrahamowicz), Pietrek (Jerzy Dziedzic) oraz okazała jak Pan Bóg przykazał baba - Grażyna Bułka w roli Handzi. Mając w pamięci książkę Edwarda Redlińskiego i to, co Ferlak zrobił z "Konopielką" w teatrze Korez dobrych kilka lat temu, spodziewałam się przedstawienia, które przede wszystkim kipi dosadnym humorem, dopiero później wylewając gorycz na wszystko co polskie i zacofane. Bielska "Konopielka" jest smutna, a głośny śmiech publiczności słychać sporadycznie.

Bielska "Konopielka" to dramat polskiej mentalności, opowieść-metafora o narodzie upartym, butnym i pozornie wszystkowiedzącym, który rękami i nogami zapiera się przed wszystkim, co mogłoby zmienić obecny stan rzeczy. O nowym myśli się najpierw źle, potem z dystansem, by w finale i tak znaleźć jakiś powód do narzekań. Z PRL-owskiego kostiumu wsi lat 70. jak słoma z butów wychodzą polskie wady i kompleksy, których nie tylko nie pozbyliśmy się w demokratycznych czasach, ale swobodnie podróżujemy z nimi po krajach Unii Europejskiej i całym świecie.

Ostrożnie szafując folklorystyczną kpiną, bohaterowie bielskiego przedstawienia uderzają ostatecznie w smutne tony. Rzecz nie jest już o odciętych od świata Taplarach, ale o wiosce rozciągającej się od morza do Tatr, którą wielu zabiera w sobie do Londynu czy Chicago. Nie wiem tylko, co obok wyrazistych chłopów i bab robi rozanielona wsią i upojona prowincją "uczycielka" panna Jola (Jagoda Kołeczek). Jej melancholijna postać nijak ma się do całego - dosadnego i wyrazistego - spektaklu. Występ prowincjonalnego kwartetu: Dziedzic - filozof w walonkach, Lorek - amant o twarzy nieskażonej myślą, Abrahamowicz - który mimo wszelkich starań "nie wie, o co się rozchodzi" oraz Bułka jako krasnolica niewiasta można obejrzeć w Teatrze Polskim w czwartek. Uprzedzam jednak, że zanim będzie śmiesznie, zrobi się na duszy smutno.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji