Artykuły

Bal na Titanicu

"Wesele" w reż. Ryszarda Peryta w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Agnieszka Michalak w Dzienniku.

Ryszard Peryt w łódzkim Teatrze Nowym zrobił "Wesele" bez wesela. Wyłania się z niego obraz Polski jako tonącego okrętu. Wedle tej wizji huczne zabawy już nie są dla nas.

Klasyczny cytat z wybitnego Andrzeja Wanata, który napisał, że "Wesele jest barometrem. O każdej porze wskazuje w Polsce pogodę". Sądząc po łódzkim przedstawieniu, zapowiadają nam się smutne dni.

U Peryta nie ma weselnej chaty bogato ustrojonej. Jest okrągły stół, ale próżno szukać na nim sytego jadła Akcja rozgrywa się w chłopskiej izbie. Na ścianach szable i obrazy. Na stole wódka. Izba na oczach widzów stanie się Polską - okrętem, który dryfuje w nieznanym kierunku. I nikt nie będzie potrafił go uratować. Jest tak jak dziś, na imprezie. Do chaty wchodzą goście. Jedni się śmieją i tańcząc, popijają wódkę, inni udają, że dobrze się bawią, kolejni tylko obserwują. Na ich twarzach cierpienie, rozczarowanie i tęskonota za... Tam, skąd przybywają, panuje weselny nastrój, ale nie tutaj. Reżyser każe się skupić na każdym słowie i geście (szkoda, że czasami w ustach aktorów Nowego słowa te wydają się puste i niewiele znaczą). Mamy tu wachlarz charakterów. Dziennikarz (Przemysław Wasilkowski) - ślepy na rzeczywistość, cyniczny ignorant. Poeta (Marek Lipski), którym ponoć rządzi "wytwór tęsknej wyobraźni", ale to nie do zauważenia. Młodemu Pawła Audykowskiego tylko jedno w głowie - spódniczka żonki i to, co pod spódniczką.

Chłopom brak przywódcy, ale nie brak charyzmy. Peryt nadaje im mocniejsze cechy. Czepiec Waldemara Czyszaka zna siłę chłopów i nie ukrywa dumy. Prosty i ruchliwy Gospodarz (Dymitr Hołówko) - słomiany ogień, wystarczy trochę alkoholu, by zapał i pewność siebie zniknęły.

Imprezowy nastrój pryska. Scena ciemnieje i pojawiają się widma Widma-sym-bole. Dziennikarzowi ukaże się Stańczyk (Stanisław Brejdygant), "palący wstyd" ma wypisany na twarzy. I smutną minę błazna, który za dużo widzi, zbyt mocno czuje. Poeta zobaczy Rycerza (Jerzy Krasuń), który "z dali, hen z zaświatów, z prochów" przybywa. Krasuń nie przekonuje, że przyniósł orężny szał i moc. Werny-hora (ciekawa kreacja Ireneusza Kaskie-wicza) próżno wzywa gości do czynu. Wybiera Gospodarza, któremu wręczy złoty róg. Tylko po co? Nikt nie jest gotowy, by sprostać wyzwaniu. Wreszcie spektakularny koniec. Wszyscy wezmą kosy, by za chwilę bezradnie zastygnąć w niemocy. Jak marionetki wokół ogniska ruszą w chocholi taniec. Scena zaczyna przypominać obraz samego

Wyspiańskiego - "Chochoły". Jeszcze zabrzmi "Miałeś chamie złoty róg". Tradycyjny w formie spektakl Peryta jest sądem nad Polską chaosu i niemocy. Można w nim szukać aktualnych aluzji, ale to niekonieczne. Nie ma powodu, by temu "Weselu" przypisywać konkretną datę i adres. Niemoc bohaterów często przechodzi na aktorów. Na weselu naszych czasów nie byłoby miejsca na wyrazistość? Trudno się z tym pogodzić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji