Artykuły

Don Juan - ostatni człowiek po apokalipsie

Izraelski reżyser Gadi Roll stworzył piękną i okrutną baśń o zaniku kultury, wiary i męskości. Tylko za bardzo dramat Horvátha przytłoczył ogromem inscenizacji.

Nie ma chyba w literaturze bardziej zawziętego indywidualisty niż Don Juan. I nie ma postaci bardziej uniwersalnej, rozmytej, pozbawionej cech własnych niż everyman - figura, która z moralitetów przewędrowała do pism Kafki, Manna, filmów Chaplina. Kosmopolityczny pisarz węgierskiego pochodzenia Ódón von Horvath połączył te sprzeczności. Stworzył postać Don Juana, który jest nie tylko abstrakcyjnym "everymanem" - "każdym", ale też "lastmanem" - "ostatnim".

Horváth, nazywany "kronikarzem drobnomieszczańskiej świadomości", przeniósł swojego bohatera w czasy po Wielkiej Wojnie. Mężczyźni zostali zdziesiątkowani, kobiety usamodzielniły się i przejęły ich zawody. Don Juan (Marcin Czarnik) przestał być zdobywcą, a zmienił się w zwierzynę łowną dla setek wygłodniałych kochanek. Niektóre zziębnięte, obdarte wyglądają go spod latarni, inne czyhają na niego w luksusowych buduarach. To one wytracają go z równowagi duchowej, jaką zdobył, czołgając się w okopach czy wyjąc w szpitalu polowym.

Aby przetrwać i nie oszaleć, musiał uczepić się jakiegoś ideału. Padło na romantyczną miłość do jednej jedynej, do narzeczonej, którą przed laty rozkochał i porzucił. Odtąd w każdej napotkanej kobiecie będzie szukał jej ust, jej głosu, będzie szykował się do powrotu i słał listy z błaganiem o przebaczenie.

Okropieństwa woj ny wyleczyły go z rozwiązłości, ale też rzuciły w piekło moralne. Izraelski reżyser Gadi Roll zmienił to piekło w lodową pustkę. Powojenna Europa przypomina świat po apokalipsie czy ostatecznej ekologicznej katastrofie. Ziemia skuta mrozem, cywilizacje w gruzach, ludzie rozproszeni i zdezorganizowanijak prymitywne, pierwotne plemiona.

U Rolla czas zamarzł, niszcząc ludzi, ale ocalając przedmioty. W zaspach,

w zadymce, wśród zatartych dróg przechowała się cała drobnomieszczańska rekwizytornia. Wyłaniające się z zadymki foteliki, fatałaszki, bibeloty, filiżanki z cienkiego szkła nadają scenie wygląd upiornego muzeum czy raczej barbarzyńskiego składowiska łupów.

Reżyser, zasypując wszystko zabójczym białym puchem, stworzył świetny obraz kultury wyczerpanej. Śnieg uniemożliwia komunikację zarówno w sensie fizycznym, jak i symbolicznym. Jedyne, co przepływa między ludźmi beż trudu, to nie słowa czy uczucia, lecz choroby.

W tej ekstremalnej sytuacji postępującego zlodowacenia pękają hierarchie, młodzi przekreślają autorytety starszych, między ludźmi wyrastają szyby. Po drugiej stronie śniegowej depresji jest "białe szaleństwo", dziecięce zabawy, łyżwy, śnieżki, bałwany. Z czasem okazuje się jednak, że zabawą są nie tylko błazeństwa dzieci, ale i zbrodnie dorosłych. I nie ma w nich radości, tylko irracjonalizm i okrucieństwo. W nowym, wspaniałym świecie nie ma już miejsca na prawdziwe dramaty, prawdziwych bohaterów.

Nawet Don Juan przypomina animowaną kukłę. Najpierw rozedrgany, zgoniony, brnący przez śnieżycę i gorączkę do domu ukochanej, z czasem uspokaja się, zamiera, ścina wewnętrznie. Czarnik, który grał już Hamletów i Konradów, znów stał się młodzieńcem zawieszonym między światem duchów a rzeczywistością. Upiorem na balu kobiecych widm, które otaczają go, zwodzą, okazują się raczej typami niż ludźmi z krwi i kości. W tym korowodzie wyróżnia się miękka, kocia Anna Ilczuk grająca grubiańskie księżniczki i charakteme służące oraz Bożena Baranowska - ostra, praktyczna, stąpająca mocno po ziemi matrona.

Gdyby reżyser nie narzucił aktorom histerycznej maniery, spektakl miałby niespotykane prawie w polskim teatrze chłód i piękno okrutnej baśni. W tym kształcie ciąży raczej ku operom Mariusza Trelińskiego - wielka inscenizacja, najwyższa jakość znaków plastycznych, symboliki, a aktorstwo... Przecież to tylko śpiewacy. Gadi Roll miał jednak do dyspozycji nie śpiewaków, lecz świetny zespół aktorski, którego użył, niestety, jak ruchome kształty na planszy. Estetykę, formę i etykę wyeksponował kosztem emocji. Jego Don Juan żyje więc nie tylko w świecie bez Boga, ale i bez człowieka, w którym pobrzmiewa tyłko melancholijne , jaka to piękna katastrofa"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji