Artykuły

Mieszkańcy XX wieku

"Kometa, czyli ten okrutny wiek" w reż. Mirosława Neinerta i Roberta Talarczyka w Teatrze Korez w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.

Miniony wiek to nie było stulecie przyjazne ludziom, ale jakoś je przecież przeżyliśmy... Były wojny i nienawiść, ale była też miłość i spokojna codzienność. Życie było, po prostu. A życie trzeba cenić, bo nikt nie podaruje go nam po raz drugi. Ta prosta prawda jest motywem przewodnim twórczości Jaromira Nohavicy. Teatr Korez wybrał z niej tylko dziewiętnaście utworów. Ale i tak wystarczyło, by oddać klimat wyjątkowych pieśni czesko-polskiego barda, w których przywiązanie do rodzinnej Ostrawy i miejscowego klubu sportowego łączy się bez przeszkód z poetycką refleksją nad przemijaniem.

Publiczność kocha poetę Jaromira; za twórczość i za osobowość - dystans do rzeczywistości, autoironię, bardzo ludzkie pomieszanie nadziei z pesymizmem. I choć w przedstawieniu pt. "Kometa, czyli ten okrutny wiek XX" nie ma nagrań z głosem samego autora, idę o zakład, że sporo widzów sięgnie teraz po jego płyty.

Spektakl Teatru Korez właściwie nie ma narracji. To raczej koncert śpiewających aktorów, choć piosenki ułożono tak, by składały się w logiczną całość. Punktem wyjścia jest przyjęcie ślubne, a na weselu, jak wiadomo, ludziom przychodzi ochota na zwierzenia. Młodsi śpiewają o wielkich planach, starsi się ze swoich marzeń rozliczają. Starszego pana opuściły dzieci, więc pisze list do "Pana prezydenta" (sztandarowy utwór Nohavicy), a kobieta wciąż wspomina sen o wodzie zalewającej jej dom. Czwórka aktorów: Elżbieta Okupska i Iwona Loranc, Mirosław Neinert i Robert Talarczyk gra "mieszkańców XX wieku". To ludzie z różnych krajów i okresów historycznych. Ale zawsze zwykli ludzie, którym nie w głowie podpisywanie politycznych paktów czy wyznaczanie nowych granic. Oni próbują tylko w tym chaosie zachować godność, miłość i swoje małe poletko, dane przez Pana Boga.

Każdy utwór stanowi osobny obrazek, z własną dramaturgią, pomysłem inscenizacyjnym i nastrojem. Autorzy widowiska - Robert Talarczyk i Mirosław Neinert - mieszają płacz i śmiech, powagę z błazenadą, tu i ówdzie nie wstydząc się także sentymentalizmu. Kapitalnym łącznikiem pomiędzy poszczególnymi piosenkami są filmowe animacje Ewy Sataleckiej i Dariusza Łęczyckiego. Na poły symboliczne, na poły dosłowne, co idealnie oddaje charakter widowiska. Szczerze polecam, bo recepta Nohavicy na pogodzenie się z losem pozostaje aktualna i w XXI wieku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji