Artykuły

Marcin Bartnikowski walczy o teatr niezależny

Przedstawiamy: MARCIN BARTNIKOWSKI, lat 29, aktor. Współtwórca dwóch świetnych grup teatralnych: Akcji Dzrt i Kompanii Doomsday, współorganizator festiwalu Białysztuk. Szef tych, którzy walczą o teatr niezależny i uparcie pokazują białostoczanom, że w mieście istnieje teatralna alternatywa.

Jak nazwać młodego warszawiaka, który od siedmiu lat uparcie trzyma się Białegostoku? Z przyjaciółmi chce go odmienić, robić teatr niezależny, szerzyć twórczy ferment. Magistrat przygląda się temu obojętnie, on jednak nie odpuszcza...

Czy to beznadziejny optymista? Czy artysta nieco szalony, bo przecież dawno mógłby zwinąć manatki i ewakuować się stąd na zawsze, a jednak trwa, działa, wydeptuje ścieżki...

Przedstawiamy: Marcin Bartnikowski, lat 29, aktor. Współtwórca dwóch świetnych grup teatralnych: Akcji Dzrt i Kompanii Doomsday, współorganizator festiwalu Białysztuk. Szef tych, którzy walczą o teatr niezależny i uparcie pokazują białostoczanom, że w mieście istnieje teatralna alternatywa. Grupa absolwentów naszej Akademii Teatralnej pomysłów ma tyle, że w końcu trzeba było założyć Stowarzyszenie Promocji Artystycznej porządkujące twórczą burzę mózgów. A jego prezesem jest właśnie Bartnikowski.

Dzrt dezorientuje

Do Białegostoku przyjechał siedem lat temu na studia aktorskie na wydziale lalkarskim akademii (dziś prowadzi tam zajęcia "gra aktora z lalką").

- Jego rocznik od początku był wyrazisty - po latach powiedzą wykładowcy uczelni: studenci nie poprzestawali na zajęciach, rozpierała ich energia, mieli własny pomysł na teatr, organizowali różne przedsięwzięcia. Bartnikowski, wraz z Dagmarą Sową i Karolem Smacznym, założył wtedy grupę o najtrudniejszej nazwie ze wszystkich kompanii teatralnych na Podlasiu, a może i w Polsce: Akcję Dzrt. Skąd taka nazwa, pytają wszyscy: - To nasz prywatny skrót od dezorientacji, z czasów, gdy pracowaliśmy razem nad zadaniem egzaminacyjnym związanym z Monty Pythonem - mówi aktor. - W ramach pracy wymyśliliśmy sobie taką akcję happeningową, dezorientującą. Chodziło o rozbijanie sztampowych imprez. W sylwestra, w schronisku w Bieszczadach wkroczyliśmy w garnkach na głowie, śpiewając nasz własny hymn. Ludzie mieli być zdezorientowani. I byli. Więc pomyśleliśmy, że to może być doskonała nazwa dla nas.

Patent z dezorientacją wypalił, Dzrt do dziś ma się dobrze. Na koncie: kilka spektakli, w tym nagrodzonych (za zrealizowane jeszcze na studiach - "Trzeba coś z tym zrobić" według "Zimy pod stołem" Topora aktorzy dostali nagrodę II Międzynarodowego Festiwalu Działań Plastycznych i Teatralnych w Tczewie. A za "Efekt cieplarniany" - na podstawie "Niepodległości trójkątów" Witkacego - dzrtowców przed rokiem nagrodził minister kultury). Wśród najlepszych polskich scen znaleźli się jako jedyny teatr niezależny!

Białysztuk odmienia miasto

I właśnie na teatrze niezależnym Bartnikowskiemu i jego znajomym od początku zależało najbardziej. Powstała druga, większa grupa - Kompania Doomsday. Jeszcze na studiach zaczęli współpracować ze znanym niemieckim lalkarzem - Michaelem Voglem, zrobili pierwszy spektakl - "Latający Holender", potem drugi - "Salome" (oba tak ożywcze i interesujące, że spokojnie można mówić o nowej jakości w białostockim teatrze).

- Tamten czas był niesamowity - mówi Bartnikowski o ostatnich trzech latach. - Pomyśleliśmy, że mamy potencjał, że możemy zrobić coś fajnego. Że będzie to sensowne. Że zaczniemy kreować nowe oblicze miasta, pokażemy białostoczanom teatralną alternatywę. Że zostanę.

Dwa lata temu Bartnikowski z przyjaciółmi po raz pierwszy zorganizował festiwal Białysztuk - cykl imprez parateatralnych. Zupełnie społecznie. Zupełnie niezwykły (organizowano m.in. czytanie polskiego dramatu współczesnego - coś, czego jak dotąd w Białymstoku nie było, a co w Polsce cieszy się dużą popularnością; do tego spotkania z najlepszymi młodymi dramatopisarzami, spektakle własne i zaproszonych gości). Białysztuk miał już kilka edycji, krzepnie, w tym roku też się odbędzie - po wakacjach, choć młodzi mają problem z pieniędzmi. Ale zbierają je, wyproszą coś od miasta i marszałka, piszą wnioski o granty.

Bartnikowski prezesuje niezwykłej grupie. To aktorzy i reżyserzy przed 30-tką. Większość stara się nie szukać etatów w teatrze zawodowym, chcą być niezależni i tworzyć po swojemu. I tak czynią - w zależności od projektu cała grupa rozdziela się, realizują własne spektakle. Chcą grać w Białymstoku, promować to miasto, pokazywać, że jest tu teatr poszukujący.

Siedziby jak nie było, tak nie ma

I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie łyżka, a właściwie chochla dziegciu, która Bartnikowskiemu spędza sen z powiek. Z młodych, skupionych w stowarzyszeniu zapał za chwilę opadnie - w macierzystym mieście nie mają gdzie grać. Historia z ostatnich dwóch miesięcy: najnowszą premierę białostoczan - "Kąsanie" - szybciej zobaczyli warszawiacy niż miejscowi. Grupa wystawiła ją w stolicy, bo tam chciał pokazać ją teatr Roma, a w Białymstoku na razie nie było dla niej miejsca. Młodzi w stolicy zagrali kilka spektakli, dostali pochlebne recenzje, zadowolony był szef Romy, zadowoleni aktorzy. A w Białymstoku, w którym uparcie chcą grać? Cisza, spektakl zobaczymy najprawdopodobniej na początku maja w Akademii Teatralnej.

Do tej pory spektakle wystawiali, korzystając z sal zaprzyjaźnionych instytucji, m.in. macierzystej uczelni i Białostockiego Teatru Lalek (w tym ostatnim Bartnikowski np. do spółki z Marcinem Bikowskim zrobił "Głupców" i świetny "Baldanders"). Długo korzystać z ich uprzejmości jednak nie można, co zresztą aktorzy rozumieją: w szkole nieustannie ćwiczą studenci, akademia ma zobowiązania wobec własnych dyplomantów, a BTL ma swój własny repertuar.

I tak doszło do sytuacji wyjątkowo niekomfortowej - młodzi tracą niepotrzebnie energię na szukanie miejsc, w których mogliby zagrać. Jak tak dalej pójdzie, zniechęceni, nie mając własnej siedziby - pewnie stąd uciekną.

- W Białymstoku ciężko się zagnieździć, a przecież my chcemy grać tutaj - mówi Bartnikowski. - Gdyby tylko miasto zechciało nam pomóc! Chodzi o miejsce, nawet najskromniejsze, gdzie moglibyśmy zakotwiczyć, prezentować nasze działania. I które z czasem stałoby się rozpoznawalne. Gdzie zaglądaliby krytycy i widzowie z Polski, bo wiedzieliby, że takowe istnieje.

Niemoc na własne życzenie

Bartnikowski i jego stowarzyszenie o własne miejsce walczy od dwóch lat. Bezskutecznie. Więc niedawno młodzi zmienili taktykę - postanowili połączyć siły z innymi teatrami niezależnymi, które też nie mają siedziby. Poszli razem do prezydenta Tadeusza Truskolaskiego. Prezydent młodych przyjął, zadeklarował poparcie, choć niczego nie obiecywał. Ale pierwsza jaskółka jest: wkrótce odbędzie się kolejne spotkanie u prezydenta w tej sprawie.

Urzędnicy jednak muszą się spieszyć - to już naprawdę ostatni moment, w młodych aktorach coraz mniej nadziei na teatr w Białymstoku. Bartnikowski nie ukrywa, że najbliższy rok to będzie ostatnia próba stworzenia takiego miejsca. Już dostał propozycję z Romy, już teraz jego życie jest rozpięte między Warszawą a Białymstokiem, choć ciągle ma sentyment do tego ostatniego. Ciągle nie chce roztrwonić potencjału, jaki wspólnie stworzyli z przyjaciółmi.

- Jeszcze przed studiami, w Warszawie byłem przyzwyczajony do tempa, do korków, tego, że wszędzie daleko - mówi Bartnikowski. - W Białymstoku jest zupełnie odwrotnie, więc na początku ten spokój mi się nawet podobał. Teraz zaczyna mi to z kolei trochę przeszkadzać. Niby jest potencjał, ale nie ma zapłonu. Niby wszyscy czegoś chcą, ale kończy się na narzekaniu. Taki stan niemocy na własne życzenie. Jest tu coś takiego w powietrzu, co się... nie wydarza.

Z pomocą młodych coś się jednak wydarza.

Prośba do urzędników - nie zmarnujcie tego. Miejmy nadzieję, że za rok, dwa Białystok nie będzie żałować, że miasto opuścili kolejni twórcy.

Na zdjęciu: Macin Bartnikowski w "Efekcie cieplarnianym".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji