Artykuły

Oni

"Miarka za miarkę" w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Jagoda Hernik Spalińska w Teatrze.

"Miarka za miarkę" przeżywa renesans na polskich scenach. Ostatnio odbyły się trzy premiery. Nie jest to przypadek. Tekst Williama Shakespeare'a stał się, jak to się mówi, znaczący.

Historia zaczyna się od tego, że Książę Wiednia postanawia - po czternastu latach rządów, podczas których w kraju doszło do moralnego zdziczenia - oddać urząd na czas nieokreślony w ręce najcnotliwszego urzędnika Angela. Sam zaś, incognito, w przebraniu mnicha, chce obserwować rozwój wypadków.

Pierwsza sprawa, z jaką przyszło się zmierzyć tymczasowemu władcy, to przypadek Claudia, młodzieńca, który nie uszanował cnoty narzeczonej, przez co dziewczyna zaszła w ciążę. Angelo postanawia ten powszechny, i dotąd nie uważany za poważny, występek ukarać zgodnie z zapomnianym i nieużywanym przepisem. Claudio zostaje skazany na śmierć. Do Angela udaje się Izabella - siostra Claudia i zarazem siostra w nowicjacie - by prosić o ułaskawienie brata. Angelo odmawia, lecz ostatecznie ulega urokowi dziewczyny i stawia warunek - jeśli ona mu się odda, on ocali Claudia. Izabella propozycję bez wahania odrzuca, a brata, który namawia ją do przyjęcia oferty, wyklina.

Obserwujący intrygę Książę, nadal pod przebraniem mnicha, proponuje Izabelli, by na nocną schadzkę z Angelem wysłać Marianę. Dziewczyna kilka lat wcześniej miała wyjść za Angela, lecz zatonięcie statku z jej bratem oraz posagiem na pokładzie sprawiło, że narzeczony wycofał się z umowy ślubnej. Mariana jednak nadal go kocha, więc zgadza się na udział w intrydze. Ale Angelo, mimo nocy spędzonej - w jego przekonaniu - z Izabella, podtrzymuje wyrok, nie ułaskawia jej brata i wysyła go do więzienia. Dzięki kolejnym intrygom Księcia głowa Claudia zostaje jednak uratowana, a cała sprawa wychodzi na jaw. Karą dla Angela jest publiczne upokorzenie i ślub z Mariana. Claudio żeni się z brzemienną Julią, Książę zaś oświadcza się Izabelli.

Perypetiom możnych towarzyszą, jak zwykle u Shakespeare'a, ludzie z gminu. Stale obecny w intrydze jest Lucio, kolega Claudia, zubożały szlachcic typu miles gloriosus, który służy za posłańca do Isabelli i wraz z katem i rajfurem tworzy rodzajowy walor sztuki. Ten to Lucio również jest ukarany ślubem (za głupie gadki o Księciu) z kobietą nazywaną przez niego

kurwą (ponieważ dała mu zrobić sobie dziecko).

Anna Augustynowicz wyreżyserowała "Miarkę za miarkę" w Teatrze Powszechnym w Warszawie w absolutnie ascetycznej formie. Na małej scenie teatru widownia ustawiona jest w półkolu. Aktorzy siedzą na widowni razem z publicznością - wszyscy czekają na rozpoczęcie spektaklu. Na małym obszarze sceny, też w półkolu, stoi rząd krzeseł, które zajmą zarówno widzowie, jak i aktorzy. Nie ma żadnych dekoracji. Ubrania aktorów są czarne lub szare; robią wrażenie "cywilnych" swetrów, spodni, bluz i spódnic.

Aktorzy prawie nie nawiązują ze sobą kontaktu, raczej odgrywają historię przed widzami i sobą, niż wcielają się w role. Niektórzy odtwarzają kilka postaci, jak Anna Moskal grająca wszystkie kobiety oprócz Izabelli czy Adam Woronowicz wcielający się w role Lucia, mnicha i Bernardine'a. Ta prosta forma na pierwszy rzut oka wydaje się obiecująca i zaciekawia. W trakcie rozwoju przedstawienia narastają jednak wątpliwości.

Pierwsze pytanie, jakie się nasuwa, to czy Woronowicz nie powinien zagrać tylko jednej roli i to innej - Angela? Z kreacji Krzysztofa Stroińskiego niczego się o tym bohaterze nie dowiadujemy. Woronowicz zaś jako Angelo nadałby mu swą nerwową fizycznością zarówno początkowy ascetyzm, jak i późniejsze psychiczne rozedrganie. Gdyby zaś Stroiński zagrał Escalusa, dałby mu niepokojącą dwuznaczność, zostawiając nas z pytaniem, czy jest to poczciwy głupek, czy cwany lis, który udaje nieszkodliwego. W Powszechnym Angelo i Lucio to plakaty. Mariusz Benoit poprzez swój szlachetny ogólny wyraz również ujednoznacznił Księcia. Dominika Ostałowska jako Izabella była tak fajna, że chyba znów wygra plebiscyt na najpopularniejszą aktorkę. Tylko Anna Moskal dostała szansę na pogłębienie postaci. Scena śpiewu do ściany jest chyba jedynym momentem w spektaklu, gdy mamy uczucie, że podczas prób doszło do wspólnego poszukiwania, a nie tylko wykonywania idei reżysera.

Problem bowiem w tym, że inscenizacja nie daje odpowiedzi na żadne z pytań, które stawia sztuka. Owszem, wysłuchaliśmy tekstu, ale ani starannie obmyślane działania aktorskie, ani ascetyczna inscenizacja nie pomogły nam zrozumieć podstawowych problemów dramatu. Kim jest Książę? Jest to bardzo niejasna moralnie postać władcy, który źle rządził, a potem próbował z tego w sprytny sposób wybrnąć. Tego w przedstawieniu nie ma. Kolejne pytanie - dlaczego Angelo tak się upierał przy zaostrzeniu prawa? Może w tym jego uporze coś jednak było? Może Claudio i jemu podobni to zwykli naciągacze na posagi, złoci chłopcy, których do seksu przedmałżeńskiego nie pchnęła niemożliwa do opanowania miłość, a tylko chęć szybszego położenia ręki na majątku przyszłej żony? Może ten proceder był tak rozpowszechniony, tak krzywdził kobiety i ich rodziny, tak psuł obyczaje, że rzeczywiście był społecznie istotnym problemem do rozwiązania? Dalej - dlaczego Angelo, znany z twardych zasad, zgłupiał na punkcie Izabelli? Jaka jest tajemnica tej gwałtownej, wyniszczającej, bo prowadzącej do działania wbrew zasadom, namiętności? Kto to jest Escalus - oportunista, gamoń, a może kierowca z tylnego siedzenia? Czy z pozoru zabawna scena w sądzie (sporu o dwie śliwki) nie pokazuje jednego z najmroczniejszych aspektów życia w Angin na początku siedemnastego wieku - potwornej biedy najniższych klas?

O czym tak naprawdę jest "Miarka za miarkę"? Czy rzeczywiście jest to moralizatorska sztuka o tym, jakimi hipokrytami są ludzie u władzy i o tym, że amor omnia fincit? Z takim bowiem przekonaniem wyszliśmy z teatru (z takim samym notabene przyszliśmy). Pewnie dziewięćdziesiąt dziewięć procent widzów uważa się za osoby uczciwsze od polityków i upoważnione do moralnej wzgardy. Dlatego to przedstawienie przypomina bohatera, którego opisuje. Jest świętoszkowate. Jego pozornie prosta forma to kostium Tartuffe'a, który mówi: patrzcie, jaki jestem skromny i prawdziwy, a jacy ONI są zakłamani. Upewnia widzów w samozadowoleniu, w którym tkwili i bez tego. Reżyser dokonuje prostego podziału na dobrych i złych.

Nie zadaje żadnych pytań, nie budzi sumień, tylko je uspokaja. Aktorzy mrugają wraz z reżyserem do widowni - my tacy nie jesteśmy, a widownia potakuje, bo też taka nie jest.

***

Jagoda Hernik Spalińska - pracownik naukowy Instytutu Sztuki PAN. Autorka pracy "Życie teatralne w Wilnie podczas II wojny światowej" (2005).

Na zdjęciu: scena z próby.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji