Artykuły

Pociąg do Europy

"Orkiestra Titanic" w reż. Rudolfa Zioły w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Orkiestrę Titanic" w teatrze Wybrzeże oglądać można jak zapis walki reżysera z przeciętnym tekstem Christo Bojczewa. Walki - pomimo starań twórcy - przegranej.

Czwórka bohaterów - rozbitków życiowych - mieszka na zapomnianej przez świat stacji kolejowej. Typowa grupa bezdomnych: ubrani "na cebulę", śpią na legowiskach pełnych szmat lub na kartonach, jedzą (i piją) to, co wylatuje w workach z przejeżdżających pociągów... Bojczew na szczęście unika w swoim dramacie formy "dokumentalnej", nie stara się opowiedzieć nam o trudnym życiu bezdomnych i o braku perspektyw. Próbuje za to stworzyć historię uniwersalną, metaforyczną. Nie do końca mu się to udaje: ewentualne sensy gubią się w ciągłych zmianach nastroju, oniryczno-filozoficzno-komediowej stylistyce i wydumanej końcówce.

Rudolf Zioło, reżyser gdańskiego przedstawienia, stara się jednak tekstem Bojczewa opowiedzieć o mieszkańcach krajów dawnego bloku komunistycznego. Bohaterowie "Orkiestry" marzą o wyrwaniu się z brudnej stacji, wyjechaniu gdziekolwiek, "tam lub tam". A tak naprawdę o lepszym życiu, wysokich szklanych wieżowcach, jedzeniu w kolorowych puszkach. Ale przejeżdżające pociągi nie zatrzymują się na ich stacji. A jeżeli nawet któryś stanie, to i tak - o czym sami wiedzą doskonale - nikt ich nie wpuści do środka. To okrutna metafora życia w dawnym bloku komunistycznym - Bułgarii, Czechosłowacji, ZSSR czy Polsce. Marzenia o wyjeździe na Zachód realizowali tylko nieliczni. A co mieliby tam robić ci, którzy nic nie potrafią?

U Zioły bohaterowie nie wsiadają do żadnego pociągu. To nieoczekiwanie sama stacja staje się dla nich "pociągiem". Tak jak część krajów postkomunistycznych stała się "prawdziwą" Europą po wejściu do Unii (nieprzypadkowo bohaterowie "Orkiestry" tańczą w rytm "Ody do radości"). Jednak miejsce, w którym żyją, nie zmienia się ani trochę - ciągle jest tam brudno, głodno i zimno. Czy nie miało się wszystko nagle zmienić?

Niestety - do takiej interpretacji dramatu trochę "brakuje" samego tekstu, który nie jest w stanie udźwignąć tego odczytania. Pomimo ambitnej próby powiedzenia czegoś więcej, idea reżysera rozmywa się gubi się w tanich gagach, efekciarskich dialogach i filozoficznym - w duchu Berkley'a - zakończeniu. Zioło niepotrzebnie też mnoży środki użyte w widowisku: mamy tu projekcje wideo, dmuchawę z dymem, rzutnik z napisami i głosy puszczane z taśmy.

Efektowna jest za to scenografia Roberta Rumasa. Malarnię Wybrzeża trudno by nazwać salą ogromną, jednak udało mu się "upchnąć" w tej przestrzeni dwa (ruchome!) perony prawie naturalnych rozmiarów. Niezwykłe - i naturalne - wrażenie robi także cały brud: po stacji walają się plastikowe kubki, puste butelki, foliowe torby i puszki po piwie.

Wśród aktorów występujących w "Orkiestrze" na szczególne pochwały zasługuje Małgorzata Oracz, grająca Ljubkę [na zdjęciu]. Oracz, wcielając się w tę "zmęczoną życiem kobietę" konsekwentnie wygłasza kwestie z nieruchomą, obojętną twarzą, sprawiając wrażenie, jakby każdy ruch przychodził jej z ogromnym wysiłkiem i był niepotrzebny. Jest to z pewnością najlepsza kreacja tej aktorki od czasu premiery "Tlenu" Wyrypajewa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji